Home HomeChristopher J. O'Leary, Robert A. Straits, Stephen A. Wandner Job Training Policy In The United States (2004)Carter Stephen L. Elm Harbor 01 Władca Ocean ParkClarke Arthur C, Baxter Stephen Swiatlo minionych dniStephen W. Hawking Krotka Historia Czasu (2)User Guide00366, a6c0d52691e1373bef46a176f80b9a7bAndrzej Pilipiuk Czarownik Iwanow (4)Administrator Linux (3)Karol Marks, Fryderyk Engels Manifest KomunistycznyHelen Ellerbe Ciemna Strona Historii Chrzescijaństwa
  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • angamoss.xlx.pl
  •  

    [ Pobierz całość w formacie PDF ]
    .Teraz musiała polegać na swoich głosach.i na samej sobie.Sięgnęła prawą ręką po szklankę, nie zachowując przy tym szczególnej ostrożności.Jakaś część jej umysłu – prawdopodobnie ta, która tak lubiła i podziwiała Ruth Neary – rozumiała, że powodzenie ostatniej próby zależy nie tyle od ostrożności, ile od determinacji i silnej woli.Muszę być dzielna jak samuraj – pomyślała i uśmiechnęła się.Zacisnęła palce na szklance, zdjętej niegdyś z takim trudem z półki, i przez chwilę patrzyła na nią ze zdziwieniem – patrzyła niczym ogrodnik, który natknął się na fantastyczny okaz storczyka rosnący wśród groszku i fasoli.Wreszcie uniosła szklankę, zmrużyła oczy, by nie wpadł do nich okruch szkła, po czym uderzyła w półkę, jakby chciała rozbić jajko.Rozległ się znajomy, absolutnie normalny brzęk pękającego szkła, jaki słyszała już tysiące razy, tłukąc szklanki podczas zmywania albo strącając je przypadkiem na podłogę łokciem lub dłonią, odkąd jako pięcioletnia dziewczynka przestała się posługiwać plastikowym kubeczkiem z napisem „Dandy Duck”.Ten sam znajomy brzęk i żadnego szczególnego tonu wskazującego na fakt, że zdecydowała się przed chwilą na narażenie własnego życia, by je ocalić.Poczuła, jak jeden z kawałków szkła uderza ją w czoło tuż nad brwią, ale w twarz trafił tylko ten jeden okruch.Kolejny kawałek – duży, sądząc po dźwięku – spadł z półki i roztrzaskał się na podłodze.Jessie zacisnęła wargi w oczekiwaniu na ból palców, którymi ścisnęła mocno szklankę.Ale nie czuła żadnego bólu, tylko lekki ucisk i jeszcze lżejsze ciepło.Było to nic w porównaniu ze skurczami dręczącymi ją w ciągu ostatnich dwóch godzin.Szklanka musiała się stłuc w szczęśliwy sposób.Dlaczego nie? Pora, żebym wreszcie miała trochę szczęścia, prawda?Uniosła rękę i zobaczyła, że szklanka mimo wszystko nie stłukła się w szczęśliwy sposób.Na opuszkach kciuka i trzech pozostałych palców pojawiły się ciemnoczerwone kropelki krwi; tylko mały palec pozostał nie naruszony.Z kciuka, palca wskazującego i środkowego sterczały długie odłamki szkła, przywodzące na myśl kolce jeżozwierza.Jessie miała zdrętwiałe ręce i nogi, toteż prawie nie czuła bólu (przyczyną mogły być również bardzo ostre krawędzie odłamków), lecz jednak się pokaleczyła.Na różowe prześcieradło jęły kapać duże krople krwi, barwiąc materiał na ciemnoczerwono.Kiedy Jessie ujrzała wąskie szklane drzazgi sterczące z jej palców niczym szpilki z poduszeczki na igły, zebrało jej się na wymioty, choć miała zupełnie pusty żołądek.Rzeczywiście, okazałaś się dzielna jak samuraj! – rzekł szyderczo jeden z głosów z kosmosu.To przecież moje palce! – zawołała w odpowiedzi.– Nie widzisz?! To moje palce!.Ogarnęła ją na moment panika, lecz zdołała się wziąć w karby i skupiła z powrotem uwagę na fragmencie szklanki, który trzymała ciągle w ręku.Była to zakrzywiona górna część, mniej więcej ćwiartka, pęknięta z boku w taki sposób, że powstały dwa gładkie łuki zbiegające się w jednym punkcie, który lśnił okrutnie w popołudniowym słońcu.Szczęśliwy przypadek.może.Jeśli Jessie nie straci odwagi.Owo zakrzywione szkiełko wydało jej się nagle baśniowym mieczem – maciupeńką krzywą szablą, z którą wyrusza na wojnę leśny duszek.Zaczynasz śnić na jawie, kochanie – odezwała się Kruszyna.– Czy możesz sobie na to pozwolić?Odpowiedź brzmiała oczywiście negatywnie.Jessie położyła trzymany fragment szklanki z powrotem na półce, na tyle blisko, by móc go dosięgnąć bez zbytniej ekwilibrystyki.Odłamek spoczywał na gładkim okrągłym brzuszku, z ostrzem w kształcie szabli sterczącym na zewnątrz.Jego czubek lśnił czerwonawo w świetle zachodzącego słońca.Ćwiartka szklanki nadawała się idealnie do osiągnięcia zamierzonego celu, pod warunkiem że Jessie nie naciśnie zbyt mocno.Gdyby to zrobiła, prawdopodobnie strąciłaby szkiełko na podłogę albo złamała przypadkowo uformowane ostrze.– Po prostu bądź ostrożna – rzekła na głos.– Jeśli zachowasz ostrożność, nie musisz naciskać zbyt mocno, Jessie.Po prostu udawaj, że.Dalszy ciąg zdania.kroisz pieczeń wolową.wydawał się niezbyt przyjemny, toteż wyrzuciła go z myśli, nim zdążył się ostatecznie uformować.Uniosła prawe ramię, aż łańcuszek kajdanek prawie się napiął, nadgarstek zaś znalazł się ponad lśniącym szklanym ostrzem.Chętnie strzepnęłaby z półki inne zaśmiecające ją odłamki szkła – stały się one w tej chwili czymś w rodzaju pola minowego – lecz nie ośmieliła się.Nie po przygodzie z kremem „Nivea”.Gdyby przypadkiem złamała szklane ostrze lub strąciła je na podłogę, musiałaby szukać nowego wśród pozostałych okruchów.Być może była przesadnie, wręcz surrealistycznie ostrożna, lecz nie zamierzała pozwolić sobie nawet na najdrobniejszy błąd.Jeśli miała się uratować, musiała dysponować naprawdę solidnym narzędziem, by wytoczyć sobie z ręki dostatecznie dużo krwi.Zrób to po prostu tak, jak sobie wyobraziłaś, Jessie.i nie stchórz.– Nie stchórzę – odpowiedziała zachrypniętym, głuchym głosem.Rozstawiła palce i potrząsnęła ręką w nadziei, że pozbędzie się sterczących odłamków szkła.Prawie jej się udało, nie chciała wypaść tylko drzazga tkwiąca w kciuku, wbita głęboko w delikatne ciało tuż pod paznokciem.Jessie postanowiła nie zawracać sobie nią na razie głowy i przystąpić do najtrudniejszej części planu.To, co zamierzasz zrobić, to absolutne szaleństwo – odezwał się nerwowy głos.Tym razem nie był to głos z kosmosu i Jessie dobrze go znała.Słyszała głos swojej matki.– Zresztą wcale mnie to nie dziwi, Jessie, bo zawsze reagowałaś histerycznie, widziałam to tysiące razy.Zastanów się, Jessie, po co przecinać sobie rękę i wykrwawiać się na śmierć? Ktoś tu przyjdzie i uwolni cię, innej możliwości nie ma.Umrzeć w domku letniskowym?! W kajdankach?! To przecież śmiechu warte, wierz mi.Wobec tego wznieś się ponad siebie i przestań histeryzować, Jessie, po prostu jeden jedyny raz.Nie przecinaj sobie nadgarstka.Nie waż się tego robić!Była to naprawdę matka, podobieństwo było tak wierne, że aż niesamowite.Sally Mahout chciała przekonać Jessie, że jej gniewny ton maskuje miłość i rozsądek, a choć sama nie była całkowicie niezdolna do miłości, przecież to właśnie ona weszła raz do pokoju Jessie i cisnęła w nią parą pantofelków na wysokich obcasach, bez jednego słowa wyjaśnienia, ani wtedy, ani później.A poza tym wszystko, co powiedziała, było kłamstwem.Wierutnym łgarstwem.– Nie – odrzekła Jessie.– Nie wierzę ci.Nikt tu nie przyjdzie.chyba że ten facet z zeszłej nocy.Nie stchórzę.– Z tymi słowy opuściła prawy nadgarstek ku lśniącemu szklanemu ostrzu.31Ważne było, by widziała, co robi, bo z początku prawie nic nie czuła; mogłaby pociąć sobie nadgarstek do kości i poczuć tylko lekkie mrowienie i ciepło.Z ogromną ulgą spostrzegła, że obserwacja ręki nie sprawia jej trudności, rozbiła szklankę w dobrym miejscu (Nareszcie sukces! – sarkastycznie ucieszyła się jakaś część jej umysłu) i półka nie zasłaniała widoku.Odchyliwszy głowę do tyłu, Jessie wbiła szkło w wewnętrzną część nadgarstka, gdzie biegną linie zwane przez chiromantów „bransoletkami fortuny”.Z fascynacją obserwowała ostrą krawędź, która najpierw zarysowała skórę, a później ją przecięła.Naciskała dalej, a szkło wnikało coraz głębiej w tkankę, aż wreszcie otwarte nacięcie wypełniło się krwią.Jessie poczuła z początku rozczarowanie.Krew nie trysnęła jak fontanna, na co liczyła (i czego się częściowo obawiała) [ Pobierz całość w formacie PDF ]

  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • syriusz777.pev.pl
  •