Home HomeAnne McCaffrey Jezdzcy Smokow Narodziny SmokowStuart Anne Czarny lod 03 Blekit zimny jak lodAnne McCaffrey Jezdzcy Smokow Moreta Pani Smokow z PernAnne Emanuelle Birn Marriage of Convenience; Rockefeller International Health and Revolutionary Mexico (2006)Black Americans of Achievement Anne M. Todd Chris Rock, Comedian and Actor (2006)Long Julie Anne Siostry Holt 01 Piękna i szpiegBlack Americans of Achievement Anne M. Todd Will Smith, Actor (2010)Harry Eric L Strzec i bronic (2)Arthur C. Clarke Spotkanie z Rama (3)Herrmann Horst Jan Pawel II zlapany za slowo
  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • angamoss.xlx.pl
  •  

    [ Pobierz całość w formacie PDF ]
    .Uśmiech zgasł na wargach Gregory’ego.Mężczyzna przyjrzał się staremu i powiedział:– Dobrze, dziadku.A więc nie mamy już o czym mówić, prawda?Starzec przytaknął.Na policzki Gregory’ego wystąpił rumieniec gniewu, ciemny i palący.Ale czas go naglił.Spojrzał na przedmiot, który trzymał w objęciach, odwrócił się i pospiesznie wyszedł, otwierając drzwi kolanem i zatrzaskując je za sobą.Starzec siedział bez ruchu.Zdaje się, że patrzył na kurz na biurku.Zdaje się, że przyglądał się płatkom rdzy, które zostały na wypolerowanym drewnie.Ale nie jestem pewien.Nie czułem niczego.Nie byłem poruszony ani nie urosłem w siłę, kiedy Gregory odszedł ze skrzynką.Nie, nie on był Panem, nigdy, nigdy, w żadnym razie.A ten starzec? Musiałem się dowiedzieć.Kroki Gregory’ego ucichły i umilkły.Wystąpiłem z cienia, zbliżyłem się do biurka i stanąłem przed starcem.Spojrzał na mnie przerażony.Nastąpiła chwila milczenia, napięcie było wyczuwalne, jego oczy zwęziły się w szparki, a kiedy przemówił, przemówił szeptem.– Wracaj do kości, duchu.Zebrałem wszystkie siły, by się mu przeciwstawić; nie myślałem o jego nienawiści, nie poświęciłem ani chwili na wspomnienie mojej długiej i żałosnej egzystencji, kiedy zwodzono mnie lub kochano.Patrzyłem na niego i stałem nieruchomo.Prawie go nie słyszałem.– Dlaczego oddałeś mu kości? – spytałem.– Co zamierzasz? Jeśli wezwałeś mnie, bym go zgładził, powiedz mi!Odwrócił ode mnie twarz, by na mnie nie patrzeć.– Odejdź, duchu! – zawołał po hebrajsku.Wstał i odsunął krzesło; przyglądałem się, jak wznosi ręce, i wiedziałem, że mówi po hebrajsku, a potem po chaldejsku, tak, on też o tym wiedział i wymawiał słowa ze znakomitym akcentem, lecz ja ich nie słyszałem.Słowa nie dotykały mnie.– Dlaczego powiedziałeś, że zabił Esterę? Dlaczego, rebe, powiedz!Milczenie.Zaprzestał odmawiania zaklęć.Nie modlił się nawet w myślach czy sercu.Stał znieruchomiały, zaciskał mocno usta pod białymi wąsami, pejsy drżały mu lekko, światło zaś ukazywało pożółkłe pasma brody, przetykane pasmami białymi niczym śnieg.Zamknął oczy.Zaczął odmawiać szeptem hebrajską modlitwę, bardzo szybko, bez przerwy, kiwając się.Jego strach i wściekłość były jednako silne; nienawiść nawet je prześcigała.– Chcesz ją pomścić? – krzyknąłem.Ale nic nie mogło przebić się przez jego modlitwy, zamknięte oczy i pokłony.Teraz przemówiłem cicho po chaldejsku.– Odlećcie ode mnie – szepnąłem – wy, maleńkie cząstki ziemi i powietrza, gór i morza, i wszystkich żywych i umarłych, które przybyłyście, by nadać mi ten kształt, odlećcie, lecz niezbyt daleko, bym mógł was znowu przywołać, i zostawcie mnie w postaci, którą ten śmiertelnik będzie widział i której będzie się bał.Żarówka znowu zadrżała na nagim sznurze.Ujrzałem, że powietrze wzburzyło brodę starca.Ujrzałem, że rabin porusza powiekami.Spojrzałem na swoje przejrzyste ręce i zobaczyłem przez nie podłogę.– Odlećcie ode mnie – szepnąłem – i pozostańcie w pobliżu na moje wezwanie, by sam Bóg nie zdołał mnie odróżnić od człowieka, którego stworzył!Zniknąłem.Wyciągnąłem znikające ręce, żeby go przestraszyć.Miałem ogromną ochotę trochę go skrzywdzić, tylko troszeczkę.Miałem ochotę go sprowokować.Lecz on modlił się bez końca z zamkniętymi oczami.Nie miałem czasu na zabawy.Nie wiedziałem, czy zostało mi dość sił na to, co chciałem zrobić.Przeniknąłem przez ścianę i poszybowałem w górę, ponad dachami, ponad splątanymi drutami, w chłodne nocne powietrze.– Gregory – powiedziałem tak pewnie, jakby mój dawny Pan, Samuel, kazał mi to powiedzieć.– Gregory!I poniżej, w strumieniu innych pojazdów na moście, ujrzałem samochód jadący pomiędzy wieloma strażnikami.Widziałem go, smukły i długi sunął pomiędzy nimi w równej odległości, niczym ptak w stadzie.– W dół, obok niego, i tak by nie mógł mnie zobaczyć.Żaden z moich Panów nie wypowiedziałby tych słów z większą determinacją, wskazując ofiarę, którą miałem okraść, zamordować czy przerazić.– Przybądź teraz, Azrielu, gdyż ci rozkazuję – powiedziałem.I łagodnie opadłem w dół, w miękkie ciepłe wnętrze samochodu, świat ciemnego syntetycznego aksamitu i barwionego szkła, które sprawiało, że noc za oknami gasła, jakby wszystko pokrywała gęsta mgła.Zająłem miejsce naprzeciw niego, plecami odwrócony do skórzanej ściany dzielącej nas od szofera.Założyłem ręce i przyjrzałem się Gregory’emu siedzącemu ze skrzynką w ramionach.Zerwał bezużyteczne przerdzewiałe łańcuchy, które leżały, brudne i pokruszone, na pokrytej dywanem podłodze.Chciało mi się płakać ze szczęścia.Tak się bałem! Byłem pewien, że nie zdołam tego zrobić! Całą siłę woli skupiłem na tym jednym zadaniu, tak że kiedy zrozumiałem, iż je wykonałem, brakowało mi tchu.Jechaliśmy razem, człowiek ze skarbem w objęciach i obserwujący go duch; Gregory trzymał chyboczącą się skrzynkę na kolanach, sięgał do kieszeni płaszcza po dokumenty, wpychał je do niej na powrót, przytrzymywał znów skrzynkę i gładził ją, jakby złoto podniecało go tak samo jak jego przodków, jak niegdyś podniecało mnie.Złoto.Uderzył we mnie gorący podmuch, lecz było to tylko wspomnienie.Odwagi.Rozpocznij.Z ziemi i morza, z żywych i umarłych, ze wszystkiego, co stworzone przez Boga, przybądźcie do mnie, wszystko, czego potrzebuję, by stworzyć postać, lekkie jak powietrze, bym stał się ledwie widoczną, lecz silną istotą.Spuściłem wzrok i ujrzałem kształt nóg; znowu miałem ręce, a ubranie uczyniłem podobne odzieniu Gregory’ego.Niemal czułem już dotyk miękkiego siedzenia w samochodzie.Prawie je czułem i ogromnie chciałem go dotknąć, czekałem niecierpliwie, aż ubranie mnie otoczy.Widziałem guziki, lśniące pozory guzików, a także paznokcie.I uniosłem niewidzialną rękę do twarzy, by sprawdzić, czy jestem ogolony tak jak on.Ale dajcie mi włosy, moje długie włosy, niczym włosy Samsona, gęste włosy.Palce zaplątały mi się w ich loki.Chciałem to już zakończyć, lecz jeszcze nie teraz.Musiałem powiedzieć, kiedy Azriel ma się pojawić, prawda? Musiałem to powiedzieć.To ja byłem Panem.Nagle Gregory postawił skrzynkę na podłodze.Upadł na kolana na podłogę i postawił przed sobą skrzynkę, wstrząsany ruchami samochodu, przytrzymując się siedzenia, z prawą ręką tak blisko mnie, że prawie mnie dotykała – a potem zerwał pokrywę.Uniósł ją, a ona odskoczyła, spróchniała, wyschnięta, niemal jedynie cienka skorupa ze złota, potem zaś.potem na zwojach przegniłej materii ukazały się kości.Wstrząsnął mną potężny dreszcz, jakby w żyły nagle wpuszczono krew.Moje serce tylko czekało, by zacząć bić.Nie, jeszcze nie.Spojrzałem na szczątki mego ciała.Spojrzałem na kości, które więziły mój celem, pokryte złotem, związane razem i ułożone w pozycji dziecka uśpionego w łonie matki.Nagle zagroziła mi ciemność, rozproszenie.Co było tego przyczyną? Ból.Znajdowaliśmy się w wielkiej komnacie.Znałem tę komnatę.Czułem fale ukropu bijące z wrzącego kotła.Nie.Nie pozwól, by to nadeszło.Nie pozwól się osłabić.Spójrz na tego człowieka, który przed tobą klęczy, kości, którym niemal oddaje boską cześć, są twoimi kośćmi.– Ciało, stań się moim – szepnąłem [ Pobierz całość w formacie PDF ]

  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • syriusz777.pev.pl
  •