[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.Marianna żyła jak zakonnica w klasztorze.Nosiła się na czarno, ręce składała na kolanach, jej ciemne włosy miały połysk i gładkość satyny.Catrina, ubrana w wesoły, wzorzysty jedwab z mnóstwem żółtych kokardek, musiała sama prowadzić rozmowę.Czasem przychodził z nią jej towarzysz, bardzo układny i przystojny cavalier servente, będący również jakimś dalekim kuzynem, chociaż Tonio nie mógł nigdy zapamiętać dokładnego pokrewieństwa.Była to prawdziwa rozrywka, gdyż szedł on z Toniem do Wielkiego Salonu, gawędząc o tym, co pisały gazety i co działo się w teatrze.Nosił buty o czerwonych obcasach i monokl na niebieskiej wstążce.Chociaż był patrycjuszem, spędzał czas na nieróbstwie, w towarzystwie kobiet.Tonio wiedział, że Andrea nie pochwalałby obecności kogoś takiego przy jego żonie i on sam też by się na to nie zgodził.Mimo to wydawało mu się, że gdyby Marianna miała takiego kawalera, zaczęłaby wychodzić z domu i spotykać się z ludźmi, którzy od czasu do czasu przychodziliby też do pałacu, a cały świat stałby się zupełnie inny.Jednak myśl o obecności jakiegoś cavalier servente tak blisko niej, w gondoli, przy stole, na mszy, odstręczała Tonia.Czuł palącą, rozdzierającą zazdrość.Żaden mężczyzna prócz niego nie był jeszcze tak blisko niej.- Gdybym tylko mógł być jej caualier servente.- wzdychał.Z lustra patrzył na niego wysoki młody mężczyzna z twarzą dziecka.- Dlaczego nie mogę jej bronić? - szepnął.- Dlaczego nie mogę jej uratować?6Cóż można zrobić z kobietą, która coraz częściej ceni butelkę wina wyżej od światła dnia?Choroba! Melancholia! Tak to nazywano.Zanim Tonio skończył czternaście lat, Marianna już zawsze wstawała z łóżka późnym popołudniem.Często była “zbyt zmęczona”, by śpiewać, z czego się cieszył, bo nie mógł znieść widoku niepewnego kroku, którym poruszała się po pokoju.Przeważnie była na tyle rozsądna, że zostawała w łóżku.Leżała z wychudzoną twarzą, z wytrzeszczonymi, błyszczącymi oczami, wsparta o białe poduszki i słuchała każdego koncertu, jaki dla niej przygotował.Kiedy nadchodził zmierzch, robiła się już kłótliwa i dziwaczna.Oczywiście, że nie chce iść do Pieta.Czemu miałaby chcieć tam iść? Pewnego wieczora spytała: - Czy wiesz, że kiedy tam mieszkałam, wszyscy mnie znali? Byłam tematem rozmów w całej Wenecji.Gondolierzy twierdzili, że jestem najlepszą śpiewaczką ze wszystkich czterech szkół, że nigdy jeszcze takiej nie słyszeli.Imię “Marianna” znały salony Paryża i Londynu; słyszano o mnie w Rzymie.Pewnego lata pływaliśmy łodzią po Brencie.Śpiewaliśmy we wszystkich willach, a potem tańczyliśmy, jeśli przyszła nam ochota; piliśmy wino ze wszystkimi gośćmi.Tonio był wstrząśnięty.Lena umyła ją i uczesała, jakby była dzieckiem, nalała wina dla uspokojenia, a potem wzięła Tonia na stronę.- Wszystkie dziewczęta z konserwatorium obdarzane są takimi pochwałami.To nic takiego, głuptasie - mówiła.- Tak samo jest dzisiaj.Zapytaj Bruna.Gondolierzy zachwycają się tymi dziewczętami bez względu na to, czy są wielkimi damami, które mają poślubić patrycjuszy, czy tylko bezimiennymi dziećmi.To nie to samo co być na scenie, więc czemu tak patrzysz, na Boga!- Powinnam była robić karierę sceniczną! - odezwała się niespodziewanie Marianna.Odrzuciła przykrycia.Jej chwiejąca się głowa opadała w przód, strumyczki włosów spływały na ziemistą twarz.- Cicho już, cicho - uspokajała ją Lena.- Tonio, wyjdź na chwilę.- Dlaczego ma wyjść? - odezwała się Marianna.- Czemu zawsze go gdzieś odsyłasz? Śpiewaj, Tonio.Obojętne co, byłeś śpiewał, śpiewaj to, co sam wymyśliłeś.Powinnam była uciec z operą, ot co! Żyłbyś na walizkach, bawił się rekwizytami za kulisami.A tymczasem, proszę bardzo - Jego Ekscelencja Marc Antonio Treschi.- To już czyste szaleństwo! - przerwała jej Lena.- Tak, tylko nie wiesz - krzyknęła Marianna - że to zakłady dla obłąkanych tworzą szaleńców!Przyszły okropne czasy
[ Pobierz całość w formacie PDF ]