[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.Będziesz prowadził prawdopodob-nie toyotę dyrektora Abla – to ta, która stoi przy garażu.Możecie jechać w swoim moro, stan munduru wyjściowy –butów też.Potrzebujesz coś – szczotkę, pastę do obuwia? – Nie, załatwię sam. – Świetnie.Zatem do 18:15.Teraz mogła wreszcie zająć się sobą – umyć się, zapleśćwarkocz na nowo, zadbać o makijaż.Dziś sprawdzi sięw roli asystentki szefa.Kilka tygodni temu wypowiedziałagłośno takie marzenie i – pstryk! – spełniło się.Wprawdzieto jednorazowa akcja, a Hisamatsu nie jest prezesem, a zale-dwie p.o.dyrektora – ale i tak, gdyby ktoś jej to przepowie-dział wcześniej, wyśmiałaby go.Po raz pierwszy włoży swójszary, jedwabny kostium ze wszystkimi dodatkami – ko-szulką, perłami i butami z cyklamenową podeszwą.Weźmieszarą wizytową torebkę.Przecież jedzie do gubernatora.Ciekawe, czy Gospodin spodziewał się, że jego żart – bo tochyba był żart z tą naradą u gubernatora, choć teraz już niebyła tego taka pewna – stanie się rzeczywistością?Gubernator Bolkow przyjął ich w swojej prywatnej siedzi-bie kolacją.Skomplementował Oksanę, a towarzyszący mumężczyzna – którego przedstawił jako osobistego sekreta-rza – nie mógł się na nią napatrzeć.Po raz pierwszy miałauczestniczyć w oficjalnej kolacji sama, bez podpowiedziGospodina.Pamiętała o nieruchomych pośladkach i nogach,o złączonych kolanach, o łokciach przy ciele i dłoniach nakrawędzi stołu.Przypomniała sobie wszystko o sztućcach,o kieliszkach, o chlebie.Pamiętała o wdzięku cechującym544 ⁄545#Infover WM enhn2y2cmy812ewyvtxklscd4zyltazebkr0i4ob#damę, ale i tak była spięta.Jakoś jej jednak szło i w trakcie dość zwyczajnej w końcu kolacji, nawet prostszej od posił-ków, które jadła z Gospodinem w lokalach, rozluźniła się.Sekretarz robił notatki, a Oksana zastanawiała się, jak onewyglądają, skoro w zasadzie nie odrywał od niej wzrokui równocześnie jadł.Po kolacji Bolkow zapewnił, że spró-buje coś zrobić, by śledztwo prowadził ktoś spoza KomendyObwodowej.Problemem było to, że milicja podlegała bez-pośrednio generałom w Moskwie, więc bez użycia kanałówprywatnych się nie obędzie.Wychodząc z sekretarzem do gabinetu, zostawił gościw towarzystwie kobiet.Kazał być dobrej myśli.Po kwadransie wrócił z wiadomością, że generał Laza-renko, jego przyjaciel ze studiów podyplomowych, obiecał,że skieruje do Birobidżanu samodzielną grupę operacyjno--śledczą.Powinna dotrzeć jutro wieczorem, by w środę za-cząć pracę.W grupie, poza zespołem dochodzeniowym, mabyć oddział specjalny, bo Lazarenko zgodził się z tezą, żejeżeli potwierdzi się, iż miejscowi milicjanci są zamieszaniw porwanie i podpalenia, to trudno wymagać, by sami sięaresztowali.Oksanę i mistera Hisamatsu te wieści równocześnie usa-tysfakcjonowały i przeraziły.W środę będą mieli wsparcie,o które wystąpili.Z drugiej jednak strony tak poważnepotraktowanie sprawy przez tego Lazarenkę mówiło, żesytuacja jest groźna, a los Takuyi niepewny.To, że centralana Honsiu jeszcze nie zdecydowała, czy okup będzie wy-płacony, wzmagało obawy.Wciąż trwały konsultacje nalinii Takasaki – Tokio – Moskwa – Władywostok; porywa-cze jutro wieczorem mieli przedstawić warunki, a grupaLazarenki zacznie pracę i tak dopiero pojutrze.Do kontaktów bieżących Bolkow wskazał sekretarza, więcwymienili się z Jakobem Mordechajowiczem – bo tak sięprzedstawił – wizytówkami.Ona musiała napisać swoje dane#Infover WM r2028aa1oeoc1cjfsj1yr4i8m2s1h0rp21ma8gjj#na odwrocie kartonika dyrektora Hisamatsu.Początkowo się speszyła, ale potem powiedziała sobie, że co tam – roliasystentki dyrektora już się doczekała, to i własnych wizy-tówek też się doczeka.Czas tak pędzi, że i mister Hisamatsuma nieaktualną.Uśmiechnięta czarująco, pożegnała się więcz zupełnie miłym Bolkowem i resztą towarzystwa, po czympojechali z misterem Hisamatsu do szpitala.W szpitalu zamienili parę zdań z Gospodinem, który byłprzytomny, choć wyraźnie ospały.Nic z wydarzeń nocy niepamiętał i w końcu Oksana nie zostawiła mu telefonu, tylkozakomunikowała, że zdeponuje go w dyżurce pielęgniarek.Nie protestował.Wraz z paszportem zapakowała go do ko-perty, zakleiła, opisała.Jeśli rano lepiej się poczuje, to możebędzie pamiętał i sam poprosi; jeśli zapomni, to może i le-piej, bo odseparowany od świata pozaszpitalnego będziemiał więcej spokoju.Przekazała mu życzenia od Zinaidyi Swietłany i sama dodała, żeby wypoczywał i dochodził dozdrowia.Lekarz dyżurny – inny niż po południu – wyjaśnił, że pa-cjent ma amnezję wsteczną, że to się często zdarza, ale żemoże ona jeszcze ustąpić.Nie będzie to raczej rzutowałona jego sprawność umysłową i fizyczną w przyszłości.Otę-pienie jest wynikiem zastosowanych leków.Teraz jest po-trzebny wypoczynek i jeśli nawet stan pacjenta jutro sięwyraźnie poprawi, na co liczą, to wcześniej niż w środę niezostanie wypisany do domu.A nawet wtedy dostanie kilkadni zwolnienia na rekonwalescencję.W domu byli po dziewiątej i biorąc pod uwagę krótką nocoraz wyczerpujący, długi dzień, należało iść spać.Jako żełazienka z wejściem od holu, z której normalnie korzystała,została udostępniona projektantom, czekała, aż mister Hi-samatsu zwolni tę nową.W międzyczasie przebrała się,546 ⁄547#Infover WM rcgct0jiooeotg0o0vhwbd00oj21r6uqt2vf8m6i#zlustrowała dom, sprawdziła drzwi, opuściła rolety, upewniła się, że japońscy podopieczni – bo za takich ich prawieuważała – dostali kolację i prowiant na jutrzejsze śniadaniei życzyła im dobrej nocy.Gdy umyła się wreszcie i weszłado łóżka, zasnęła, ledwie przykryła się kocem.Chodziła po pogorzelisku i szukała czegoś bardzo waż-nego.Po całym placu walały się segregatory.Niektóre byłynadpalone, inne zalane wodą, i gdy je podnosiła, chcącsprawdzić, czy to ten, którego właśnie szuka, rozmiękłei wyblakłe rozpadały się jej w rękach lub kruszyły i opada-ły w obłoku szarego, beztreściwego popiołu.Były ich setki.Brała do rąk jeden po drugim; śpieszyła się, bojąc, że niezdąży znaleźć tego właściwego.Wreszcie podniosła taki,który był cały.Otworzyła go i właśnie zaczęła akomodowaćwzrok na nienaturalnie rozmazujących się literach, cyfrachi pieczątkach, gdy niedaleko zabrzmiał charakterystycznygłos kapitana. – Taaak, Szlinowa… Macie to.Ale nie myślcie, że coś tamwyczytacie…Nie potrafiła zobaczyć rysów jego twarzy, ale znakomi-cie widziała w rękach mężczyzny pistolet.Uciekając, biegłado domu, do azylu, zastanawiając się, gdzie ma klucze, czyzdąży otworzyć sobie drzwi i schronić się, nim jej dopad-nie.Naszła ją niedorzeczna myśl, że Gospodin kazałby jejbiec elastycznym, pięknym krokiem, ale nie umie, bo pięk-nych biegów nie ćwiczyła.Spróbowała jednak uginać sięw biodrach, podskakiwać sprężyście – i zadziałało! Sadziłasusy jak w siedmiomilowych butach.Dopadłszy drzwi, sięg-nęła do kieszeni po klucze.Nie było kieszeni
[ Pobierz całość w formacie PDF ]