[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.-Jest ważnym świadkiem tej defraudacji i z pewnością jest bardziej podatny na naciski niż Shearson Jones.Podrygujący bezładnie, w miarę jak lincoln natrafiał kołami na nierówności w drodze, z tyłu samochodu odezwał się senator:- A więc o to chodzi, ty rudy aniele! Oto wcielone FBI! Teraz nie dziwię się, że sprzedali mi taką słodziutką historię, kiedy o ciebie wypytywałem.Della odwróciła się w swoim fotelu.W luźnym szmaragdowym płaszczu kąpielowym, z rewolwerem w ręku - wyglądała i pięknie, i komicznie; z pewnością jej strój nie odpowiadał powadze sytuacji.Spojrzawszy na nią uważnie, Ed doszedł do wniosku, że pod spodem nie ma żadnej bielizny.- Wiesz co? - powiedział do niej, gdy wyprowadził samochód z kolejnego ostrego zakrętu.- To chyba najbardziej szalona noc w moim życiu.- Jesteś głupcem - wysapał Shearson, opierając dłonie na fotelu Eda.- Najbardziej szalona w twoim życiu była poprzednia noc.Noc, podczas której ogłosiłeś dwustu pięćdziesięciu milionom Amerykanów, że czeka ich nieuchronnie głód.To była najbardziej szalona noc w twoim życiu.Ed nic nie odpowiedział.Nie przemyślał jeszcze tego wszystkiego, co wydarzyło się w ciągu ostatnich dwudziestu czterech godzin, i tym bardziej teraz, prowadząc siedmiolitrowego lincolna krętą górską drogą w dół, nie miał na to czasu.Spojrzał w lusterko i znów ujrzał światła chevy'a w niebezpiecznej odległości.Minęli jakiś znak i Della powiedziała:- Fall River, dwie mile.Prawie nam się udało.- Zerwę z was za to skalpy - burknął Shearson Jones.-Myślę, że nie macie co do tego złudzeń.Z ciebie, Hardesty, z ciebie, ślicznotko, i z tego głupca Charlesa Kurnika z FBI.Kolejne trzy skalpy do mojej kolekcji.- Niech pan się zamknie, senatorze - powiedział Ed.W tej samej chwili pękła jedna z przednich opon lincolna.Nastąpił głośny wybuch, po nim dało się słyszeć rytmiczne slap-slap--slap-slap rozdzieranej gumy na drodze i zaraz potem limuzyna zaczęła się kołysać i znosić na boki mimo desperackich wysiłków Eda, aby zachować kierunek jazdy.- Uważaj! - wrzasnął Shearson nienaturalnym, dziwnie kobiecym głosem.- Na miłość boską, uważaj!Lincoln zjechał na lewe pobocze i zaczął zdzierać korę ze stojących najbliżej sosen.Po chwili wóz odwrócił się o sto osiemdziesiąt stopni, a koła zaczęły podskakiwać na jakichś niewidocznych, lecz wysokich kamieniach.Ciągle ściskając kierownicę, Ed zobaczył drzewa, ciemność, niebo, jeszcze więcej drzew, a potem cały świat się pomieszał i mieszał się tak długo, dopóki samochód nie walnął przodem w coś co najmniej tak twardego jak stalowa belka.Wielka cisza trwała ponad minutę, aż w końcu Ed uniósł głowę.Czuł, że jego rozbity nos stał się ogromny.Z trudem rozejrzał się dookoła i stwierdził, że znajduje się w samochodzie, który zsunął się o jakieś osiemdziesiąt stóp po trawiastym zboczu i zarył maską w wąskim, skalistym wąwozie.W aucie panowała absolutna cisza, nie licząc cichych odgłosów wydawanych przez stygnący silnik.Obok Eda Della podtrzymywała w dłoniach swoją głowę.Po chwili z tyłu samochodu zaczęły dobiegać jęki senatora Jonesa:- Mój palec, cholera, złamałem palec.- Della, czy wszystko w porządku? - zapytał Ed.Dziewczyna z trudem pokiwała głową.Wówczas Ed odwrócił się do senatora.- Czy złamał pan tylko palec? Poza tym w porządku?- A czy złamany palec to mało? -jęknął Shearson.Chevy zatrzymał się u góry na drodze.Ed podniósł rewolwer i spróbował otworzyć swoje drzwiczki.Impet uderzenia wbił je we framugę i musiał kilkakrotnie walnąć w nie piętami, żeby puściły.Wówczas wygramolił się z lincolna i owiało go ostre, chłodne powietrze wczesnego poranka.Peter Kaiser i Muldoon zbiegali już w kierunku wraku.Wciąż było zbyt ciemno, aby zobaczyć cokolwiek wyraźnie, jednak Ed zauważył błysk niklowanej powierzchni broni w ręce Muldoona.- Może się jednak poddacie - odezwał się Shearson z wnętrza lincolna.- Przecież, do cholery, nie macie już żadnej szansy.- Zamknij się - warknął Ed i ruszył wzdłuż zderzaka.Po chwili przywarł do ziemi, układając się tak, aby trafić PeteraKaisera i Muldoona natychmiast, gdy znajdą się w zasięgu rewolweru.Della wysunęła się za nim i po chwili dołączyła do niego.- Cokolwiek uczynisz, proszę, nie zrań Petera Kaisera -szepnęła mu do ucha.- On musi być świadkiem numer jeden na procesie.I ładnie, grzecznie będzie zeznawał.Tym bardziej, jeśli zaopiekujemy się jego mamusią.- Zrobię to, co uznam za konieczne, żebyśmy nie zginęli -odparł Ed.Wkrótce Peter Kaiser i Muldoon znajdowali się już tylko o dwadzieścia stóp od Eda i ich twarze były wyraźnie widoczne na tle czarnych cieni sosen.Ed pomyślał, że cele ma wystawione jak na strzelnicy.Wymierzył rewolwer w czaszkę Muldoona.- Senatorze Jones! Jest pan tam?! - zawołał Peter z niepokojem.Rozległ się zgrzyt zawieszenia, gdy Shearson przemieszczał swe cielsko, aby wystawić twarz do okna.- Jestem.I nic mi się nie stało - powiedział chrapliwym głosem.- Złamałem jedynie palec, nic poza tym.Szukajcie Eda Hardesty'ego.Jest gdzieś niedaleko samochodu, razem z dziewczyną.Nastąpiła chwila ciszy i znów Peter krzyknął:- Hardesty! Słyszysz mnie?Ed popatrzył na Delię, a ona potrząsnęła głową przecząco.- Na razie milczymy - szepnęła.- Zobaczymy, co mają nam do zaoferowania.- Wiem, że mnie słyszysz, Hardesty, więc słuchaj dobrze -wołał Peter.- Tej nocy popełniłeś już zabójstwo, kradzież, włamanie i jesteś winny porwania.Rozumiesz? Calvin Muldoon nie żyje, a ty go zabiłeś.Targnąłeś się na wolność senatora Stanów Zjednoczonych! Jesteś w cholernie trudnej sytuacji, Hardesty, i musisz to zrozumieć!- Dlaczego nie zatelefonujesz na policję?! - odkrzyknął mu Ed, zanim Della zdołała go powstrzymać.Zauważył, że Muldoon rozejrzał się szybko, aby zlokalizować miejsce, skąd dobiegł głos.Peter Kaiser zrobił kilka kroków do przodu.- Nie wezwałem policji, ponieważ policjanci są w tej chwili zbyt zajęci kradzieżami i napaściami, które ty w swojej głupocie wywołałeś.Poza tym ukradłeś kilka bardzo ważnych dokumentów.Nie mogę dopuścić, aby dostały się w ręce kogoś, kto by je źle zinterpretował.- A więc, o co ci chodzi?! - zawołał Ed.- Proponujesz jakiś układ?- Układ jest bardzo prosty.Puszczę cię stąd żywego, pod warunkiem że uwolnisz senatora Jonesa i że nie wspomnisz już nigdy nikomu o funduszu antykryzysowym.- Jeszcze jedno.- Co takiego?- Zdejmiesz ogon z mojej żony i mojej córki.I ostrzegam cię, jeśli cokolwiek im się przydarzy, znajdę cię na końcu świata i oderwę ci łeb.- Dobrze.- Peter pokiwał głową.- Zgadzam się na ten punkt.A teraz wyjdź z ukrycia i ręce trzymaj tak, abyśmy mogli je dokładnie widzieć.Po chwili milczenia Ed popatrzył na Dellę.- Co o tym myślisz? - zapytał.- Nie wierzę mu - odpowiedziała.- Rozum mówi mi, że powinien być szczery, instynkt jednak ostrzega: “uważaj”.Ed uścisnął jej rękę.- Wiesz co, zawsze poddawałem się instynktom.Wypróbujmy Petera.Pamiętasz stare filmy kowbojskie?Podał jej rewolwer, po czym starając się nie odrywać ciała od wilgotnej ziemi, zdjął swój czerwony sweter.- Striptiz w tych warunkach? - zapytała Della, zdziwiona.- Teraz daj mi rewolwer - odparł spokojnie.Błyskawicznie okręcił wokół lufy swój sweter.Następnie, z lekkim wahaniem, wysunął rewolwer ponad osłaniającą ich oboje karoserię lincolna, sprawiając wrażenie, że właśnie wychodzi z ukrycia.- Tam! - wrzasnął Peter.Ciszę gęstego lasu rozdarły trzy strzały rewolwerowe.Jedna z kul rozdarła sweter, dwie inne przemknęły w niewielkiej odległości i utkwiły w ściółce
[ Pobierz całość w formacie PDF ]