Home HomeeBook Rothbard Making Economic Sense (1995, economics, political science, anarchism)What Does a Martian Look Like The Science of Extraterrestrial Life by Jack Cohen & Ian Stewart (2002)Forbes Colin Stacja nr 5psd Nr 4Science Fiction (23) luty 2003Stephen King Marzenia i Koszmary 2Pratchett Terry Equal RitesMoody Raymond W stronę ÂŚwiatłaChmielewska Joanna Wszystko czerwone (2)Card Orson Scott Glizdawce (3)
  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • anna-weaslay.opx.pl
  •  

    [ Pobierz całość w formacie PDF ]
    .Szczerze mówiąc, ostatnio zapominał o wielu rzeczach.Nachylił się i sięgnął po kolejną karteczkę przyniesioną przez czworo­nożnego posłańca.Żadnych wątpliwości! To była słynna partia ze Spasskim z walki o mistrzostwo świata, którą swego czasu pod­dawano tylu analizom.Wniosek był jeden: ósmy ruch przed koń­cem partii przesądzał sprawę.Po nim już żadna siła nie była w stanie uchronić czarne figury przed porażką.Karpicz przesunął swego czarnego gońca.Do końca partii miał jeszcze sporo ru­chów.Właśnie zaczęło się lawirowanie.Coś mu zaszeleściło pod stopą, opuścił wzrok i spochmurniał.Wiele razy zastanawiał się, czy dobrze wtedy uczynił.Wtedy - przed z górą czterdziestu laty - kiedy nie zgłosił się sam do pro­kuratury.Bał się, że i jego w coś zaplączą.Przeklęta wojna, wycisnęła go jak cytrynę z odwagi, z wiary w człowieka, z dobroci.tak, z niej chyba także.Jak mu powiedziała córka? "Tato, ty zara­żasz wszystkich swoją chorobą duszy".- Władek dostał pięć lat, ale nawet połowy nie odsiedział ­nieoczekiwanie odezwał się na głos.Objął głowę rękoma i bolesnym wzrokiem obserwował wcho­dzącego psa.Na poduszkach swoich łap szedł nad wyraz cicho, jakby unosił się nad podłogą.Karpicz na moment przymknął powieki.Kłopot wziął się stąd, że wnuk Władka zaangażował się w politykę.Dobry, uczciwy człowiek, którego główny błąd pole­gał na tym, że zgodził się kandydować na ważne stanowisko.To wystarczyło, przeciwnicy zaczęli grzebać w życiorysie jego i całej rodziny.No i dogrzebali się, dziadek granatowy policjant, zdraj­ca, to była gratka nie lada.Pies musiał kilka razy szturchać go nosem, zanim przesunął figurę na szachownicy.To bez sensu, pomyślał, już dawno jest za późno, aby to wszystko odkręcać.Aby stanąć twarzą w twarz z jego żoną, jego synem i wnukiem, i powiedzieć: "Wiedziałem, że był niewinny, lecz nic nie zrobiłem".Podejrzewał, że dla nich od tej całej polityki ważniejsze było oczyszczenie Wrońskiego.Moralne zadośćuczynienie, potwierdzenie tego, co przypuszczali, lecz nie potrafili udowodnić.Zacisnął pięści i tylko widok wcho­dzącego psa powstrzymał go od rozrzucenia figur po całym poko­ju.- Przecież już dawno jest za późno - wychrypiał - prawda Reks?Pies jak to pies, wykrzywił zabawnie pysk, a potem, wachlu­jąc ogonem, zniknął za drzwiami.Karpicz wbił wzrok w szacho­wnicę, jakby spodziewał się ujrzeć na niej rozwiązanie swego dylematu.Ósmy ruch, a może się myli, a może wszyscy analizu­jący partię popełniali jakiś błąd? Może jednak i potem można uni­knąć porażki? Kudłaty pomocnik wracał i odchodził.Hetman, potem pionek, jeszcze wieża, ruch za ruchem i w końcu ten ostat­ni, zwrotny moment.Reks szczeknął, więc Karpicz dłużej nie zwlekał.Przesunął pionek i już nie miał drogi odwrotu.Jak w ży­ciu, zaśmiał się płaczliwie, jak w życiu.Niespodziewany promień światła boleśnie uderzył go w oczy i dopiero po chwili stary człowiek ustalił jego pochodzenie.Słoń­ce.Po raz pierwszy tego dnia przebiło się przez chmury i oświe­tliło fasadę domu.Jego wąska smuga padła na szachownicę, na­dając figurom ostrych konturów.Karpicz wsunął dłoń pod świa­tło, przyjrzał się plamom, pomarszczonej skórze i zawiłej plątani­nie nabrzmiałych żył.Słoneczny blask zgasł i do pokoju wsunął się pies.W jego spojrzeniu było coś przykuwającego uwagę.Mężczyzna odwrócił się gwałtownie ku biało-czarnej powierz­chni.Tylu ludzi o wiele lepiej grających w szachy od niego, tyle tęgich umysłów głowiło się nad tą rozgrywką.A może jest jednak szansa?Wysunął dłoń i lekko trzęsącymi się palcami przesunął jedną z figur: Nic nowego, ten sam siódmy ruch od końca z zapisu par­tii.Jednak teraz znajdował w sobie całkowitą pewność, że tak należy uczynić.Kątem oka zarejestrował, że pies opuszcza pokój, lecz skupiony na szachownicy nawet nie drgnął.W końcu dobrze wiedział, jakim posunięciem odpowiedzą białe.Jego umysł, ciało i duszę przenikało coś niepojętego.Jakaś nieważka,.eteryczna substancja wypełniła go całego, sprawiając, że zasłona spadła z umysłu, a myśli wyostrzyły się do granic szaleństwa.Myśli i wola należały do niego, ale ta moc, ta przejrzystość.Wtedy doj­rzał, pojął i już wiedział, jak można zremisować tę partię.Wygrać - nie, to niemożliwe, kiedy zaszło się tak daleko, ale wbrew utar­tym poglądom nie musi doznać porażki.Wystarczyło poświęcenie tak nieoczekiwane, że nikomu wcześniej nie przyszło do głowy.Spojrzał na psa, mrugnął i zdecydowanym ruchem przestawił het­mana pod bicie białym pionkiem, co uaktywniło parę gońców, a zarazem.:.w jakiś zagadkowy sposób widział te wszystkie ruchy przed sobą i widział.sytuację patową, do której prowadzą.Wie­dział, że teraz już nie przegra.Pies szczeknął krótko i kiedy Kar­picz wsunął mu karteczkę, zniknął bez śladu jak duch.Mężczyzna odwinął koc z nóg, wstał i przeszedł do okna.Chwilę stał z twarzą przy szybie, a potem zerknął za siebie.Mimo szumu w uszach poczuł się szczęśliwy.Wsparł dłonie o parapet i przyglądając się skłębionym chmurom, coś cicho zanucił.Do­piero po jakimś czasie zorientował się, że to jedna z piosenek, które śpiewali nad Wisłą.Władek miał doskonały słuch, a i głos niczego sobie, więc dziewczyny lgnęły do nich jak do miodu.Boże, jak to dawno było.Zauważył, że pies długo nie wraca.Przez całą partię pojawiał się z powrotem w kilka minut i aż dziw, że Boleski potrafił tak szybko notować.Karpicz podszedł do łóżka, koło którego wciąż na podłodze leżała gazeta.Nachylił się, ujął kartki i położył na fotelu [ Pobierz całość w formacie PDF ]

  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • syriusz777.pev.pl
  •