[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.Szczerze mówiąc, ostatnio zapominał o wielu rzeczach.Nachylił się i sięgnął po kolejną karteczkę przyniesioną przez czworonożnego posłańca.Żadnych wątpliwości! To była słynna partia ze Spasskim z walki o mistrzostwo świata, którą swego czasu poddawano tylu analizom.Wniosek był jeden: ósmy ruch przed końcem partii przesądzał sprawę.Po nim już żadna siła nie była w stanie uchronić czarne figury przed porażką.Karpicz przesunął swego czarnego gońca.Do końca partii miał jeszcze sporo ruchów.Właśnie zaczęło się lawirowanie.Coś mu zaszeleściło pod stopą, opuścił wzrok i spochmurniał.Wiele razy zastanawiał się, czy dobrze wtedy uczynił.Wtedy - przed z górą czterdziestu laty - kiedy nie zgłosił się sam do prokuratury.Bał się, że i jego w coś zaplączą.Przeklęta wojna, wycisnęła go jak cytrynę z odwagi, z wiary w człowieka, z dobroci.tak, z niej chyba także.Jak mu powiedziała córka? "Tato, ty zarażasz wszystkich swoją chorobą duszy".- Władek dostał pięć lat, ale nawet połowy nie odsiedział nieoczekiwanie odezwał się na głos.Objął głowę rękoma i bolesnym wzrokiem obserwował wchodzącego psa.Na poduszkach swoich łap szedł nad wyraz cicho, jakby unosił się nad podłogą.Karpicz na moment przymknął powieki.Kłopot wziął się stąd, że wnuk Władka zaangażował się w politykę.Dobry, uczciwy człowiek, którego główny błąd polegał na tym, że zgodził się kandydować na ważne stanowisko.To wystarczyło, przeciwnicy zaczęli grzebać w życiorysie jego i całej rodziny.No i dogrzebali się, dziadek granatowy policjant, zdrajca, to była gratka nie lada.Pies musiał kilka razy szturchać go nosem, zanim przesunął figurę na szachownicy.To bez sensu, pomyślał, już dawno jest za późno, aby to wszystko odkręcać.Aby stanąć twarzą w twarz z jego żoną, jego synem i wnukiem, i powiedzieć: "Wiedziałem, że był niewinny, lecz nic nie zrobiłem".Podejrzewał, że dla nich od tej całej polityki ważniejsze było oczyszczenie Wrońskiego.Moralne zadośćuczynienie, potwierdzenie tego, co przypuszczali, lecz nie potrafili udowodnić.Zacisnął pięści i tylko widok wchodzącego psa powstrzymał go od rozrzucenia figur po całym pokoju.- Przecież już dawno jest za późno - wychrypiał - prawda Reks?Pies jak to pies, wykrzywił zabawnie pysk, a potem, wachlując ogonem, zniknął za drzwiami.Karpicz wbił wzrok w szachownicę, jakby spodziewał się ujrzeć na niej rozwiązanie swego dylematu.Ósmy ruch, a może się myli, a może wszyscy analizujący partię popełniali jakiś błąd? Może jednak i potem można uniknąć porażki? Kudłaty pomocnik wracał i odchodził.Hetman, potem pionek, jeszcze wieża, ruch za ruchem i w końcu ten ostatni, zwrotny moment.Reks szczeknął, więc Karpicz dłużej nie zwlekał.Przesunął pionek i już nie miał drogi odwrotu.Jak w życiu, zaśmiał się płaczliwie, jak w życiu.Niespodziewany promień światła boleśnie uderzył go w oczy i dopiero po chwili stary człowiek ustalił jego pochodzenie.Słońce.Po raz pierwszy tego dnia przebiło się przez chmury i oświetliło fasadę domu.Jego wąska smuga padła na szachownicę, nadając figurom ostrych konturów.Karpicz wsunął dłoń pod światło, przyjrzał się plamom, pomarszczonej skórze i zawiłej plątaninie nabrzmiałych żył.Słoneczny blask zgasł i do pokoju wsunął się pies.W jego spojrzeniu było coś przykuwającego uwagę.Mężczyzna odwrócił się gwałtownie ku biało-czarnej powierzchni.Tylu ludzi o wiele lepiej grających w szachy od niego, tyle tęgich umysłów głowiło się nad tą rozgrywką.A może jest jednak szansa?Wysunął dłoń i lekko trzęsącymi się palcami przesunął jedną z figur: Nic nowego, ten sam siódmy ruch od końca z zapisu partii.Jednak teraz znajdował w sobie całkowitą pewność, że tak należy uczynić.Kątem oka zarejestrował, że pies opuszcza pokój, lecz skupiony na szachownicy nawet nie drgnął.W końcu dobrze wiedział, jakim posunięciem odpowiedzą białe.Jego umysł, ciało i duszę przenikało coś niepojętego.Jakaś nieważka,.eteryczna substancja wypełniła go całego, sprawiając, że zasłona spadła z umysłu, a myśli wyostrzyły się do granic szaleństwa.Myśli i wola należały do niego, ale ta moc, ta przejrzystość.Wtedy dojrzał, pojął i już wiedział, jak można zremisować tę partię.Wygrać - nie, to niemożliwe, kiedy zaszło się tak daleko, ale wbrew utartym poglądom nie musi doznać porażki.Wystarczyło poświęcenie tak nieoczekiwane, że nikomu wcześniej nie przyszło do głowy.Spojrzał na psa, mrugnął i zdecydowanym ruchem przestawił hetmana pod bicie białym pionkiem, co uaktywniło parę gońców, a zarazem.:.w jakiś zagadkowy sposób widział te wszystkie ruchy przed sobą i widział.sytuację patową, do której prowadzą.Wiedział, że teraz już nie przegra.Pies szczeknął krótko i kiedy Karpicz wsunął mu karteczkę, zniknął bez śladu jak duch.Mężczyzna odwinął koc z nóg, wstał i przeszedł do okna.Chwilę stał z twarzą przy szybie, a potem zerknął za siebie.Mimo szumu w uszach poczuł się szczęśliwy.Wsparł dłonie o parapet i przyglądając się skłębionym chmurom, coś cicho zanucił.Dopiero po jakimś czasie zorientował się, że to jedna z piosenek, które śpiewali nad Wisłą.Władek miał doskonały słuch, a i głos niczego sobie, więc dziewczyny lgnęły do nich jak do miodu.Boże, jak to dawno było.Zauważył, że pies długo nie wraca.Przez całą partię pojawiał się z powrotem w kilka minut i aż dziw, że Boleski potrafił tak szybko notować.Karpicz podszedł do łóżka, koło którego wciąż na podłodze leżała gazeta.Nachylił się, ujął kartki i położył na fotelu
[ Pobierz całość w formacie PDF ]