Home HomeJaque, Bobby Fischer Subcampeón del Mundo... por ahora Jose Maria González, 1971 (3424KB)Eating Disorders Mario Maj, KathrineJuan Jose Lopez Ibor, Norman SartoriusFarmer Philip Jose Œwiat Rzeki 04 Czarodziejski labiryntJose Luis Barcelo Czarna Magia w XX wiekuRodrigues dos Santos Jose Kodeks 632Farmer Philip Jose Przebudzenie kamiennego boga (2Bachman Richard Regulatorzy (2)Jones James Stad do wiecznosciPhilip K. Dick UbikWojownicy Nocy t.1
  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • bestwowgoldca.xlx.pl
  •  

    [ Pobierz całość w formacie PDF ]
    .Słusznie powiadają, że biada temu, kto umiera, lecz podwójnie biada temu, którego nie zbawi jakiś prawdziwy czy też fałszywy święty.Minęliśmy już Pinteus i jedziemy w kierunku Fanhoes, na osiemnastu wozach znajduje się osiemnaście posągów, a ciągnie je tyleż par wołów, którym towarzyszy odpowiednia liczba ludzi ze sznurami, nie jest to jednak przygoda na miarę tamtej z kamieniem Benedictione, takie rzeczy zdarzają się tylko raz w życiu, gdyby ludzki koncept nie potrafił wymyślić sposobu na to, by rzeczy trudne stawały się łatwymi, to świat nie wydobyłby się z prymitywu stanu pierwotnego.Ludzie wychodzą na drogę, by uczcić przejazd świętych, dziwi ich tylko, że jadą oni na leżąco, i mają rację, o ile bowiem piękniejszy i bardziej budujący byłby widok świętych figur stojących na wozach niczym na feretronach, wtedy nawet najniższe, nie przekraczające według dzisiejszej miary trzech metrów, byłyby widoczne z daleka, nie mówiąc już o dwóch pierwszych, św.Wincentym i św.Sebastianie, którzy mierzą sobie prawie po pięć metrów, są to gigantyczni atleci, chrześcijańscy herkulesi, orędownicy wiary, i gdyby tak mogli spoglądać ponad płotami i koronami drzew oliwnych na szeroki świat, to ich religia nie ustępowałaby w niczym greckiej i rzymskiej.W Fanhoes cały orszak się zatrzymał, gdyż mieszkańcy chcieli się dokładnie dowiedzieć, jak się nazywa i kim jest każdy poszczególny święty, przecież nie co dzień zdarza im się przyjmować, choćby i przejazdem, gości tak wielkich duchem i ciałem, to zupełnie co innego niż codzienne przejazdy wozów z materiałami budowlanymi, tego panteonu świętych nie da się porównać nawet z niedawnym orszakiem ponad stu dzwonów, które tędy przejechały w stronę Mafry, gdzie będą rozbrzmiewać na wieczną pamiątkę tych wydarzeń.Poproszono miejscowego proboszcza, by służył za przewodnika wśród świętych figur, lecz nie stanął na wysokości zadania, nie wszystkie bowiem posągi miały imiona wypisane na piedestale, toteż pojawiły się trudności z identyfikacją, co innego przecież rozpoznać św.Sebastiana, a co innego recytować z pamięci i na wyrywki, Drodzy bracia, święty, którego teraz widzicie, to Feliks de Valois, który był wychowankiem św.Bernarda, widzimy go tam z przodu, tenże Feliks wraz z Janem da Mata, jadącym z tyłu, ufundował zakon Trynitarzy założony w celu wykupywania niewolników z rąk niewiernych, zwróćcie uwagę, jak piękne karty zawiera historia naszej religii.Cha, cha, cha, śmieją się mieszkańcy Fanhoes, a kiedy wreszcie powstanie zakon wykupujący niewolników z rąk wiernych, księże proboszczu.Wobec zaistniałych trudności ksiądz zwrócił się do komendanta konwoju z prośbą o udostępnienie papierów eksportowych przysłanych z Włoch i dzięki temu wybiegowi udało mu się odzyskać nadwątloną wiarygodność i mieszkańcy Fanhoes mogą teraz podziwiać swojego niedouczonego pasterza, jak stojąc na przykościelnym murze ogłaszał błogosławione imiona zgodnie z porządkiem przejeżdżających wozów, aż do ostatniego, na którym jechał św.Kajetan prowadzony przez Józefa Małego, który uśmiechając się do wiwatujących ludzi zarazem się z nich naśmiewał.Ale ten Józef Mały to złośliwa bestia, nie bez racji więc Pan Bóg go skarał, a może diabeł go skarał tym garbem na plecach, ale raczej ta kara pochodzi od Boga, gdyż, o ile wiadomo, diabeł nie ma takiej mocy nad żywym człowiekiem.Świątobliwy pochód przedefilował, kieruje się teraz w stronę Cabeço Monte Achique, szczęśliwej drogi.Niezbyt szczęśliwą drogę mają natomiast nowicjusze z klasztoru w S.José de Ribamar, to tam koło Alges i Carnaxide, gdyż z woli nadto surowego lub może umartwiającego się ich kosztem prowincjała musieli iść do Mafry pieszo.A oto jak do tego doszło.Kiedy data poświęcenia klasztoru była już blisko, w Lizbonie zaczęto gromadzić i starannie ładować skrzynie z obrzędowymi paramentami kościelnymi oraz innymi przedmiotami przeznaczonymi dla mających zamieszkać w rzeczonym klasztorze zakonników.Działo się to z rozkazu prowincjała, który, gdy przyszła po temu pora, wydał następne polecenie, a mianowicie, by nowicjusze udali się do swego nowego domu, doniesiono o tym również królowi i pobożny monarcha kierując się odruchem serca zaofiarował nowicjuszom swoje fregaty, by na ich pokładzie popłynęli do Santo Antonio de Tojal, oszczędzając im w ten sposób wielu trudów podróży.Wszakże morze było tak wzburzone i szalał taki sztorm, że tylko wariat mógł się odważyć na podobną żeglugę, w tej sytuacji król zaproponował nowicjuszom swoje karety, na co prowincjał, ogarnięty świętym oburzeniem, odpowiedział, jakże to, Najjaśniejszy Panie, mamy dostarczać wygód tym, których przeznaczeniem jest włosienica, wytchnienia tym, którzy mają stać na straży, sadzać na miękkich poduszkach tych, co powinni przywykać do cierni, póki będę prowincjałem, nigdy na to nie pozwolę, pójdą pieszo, by dać ludziom budujący przykład, nie są przecież lepsi od Pana Jezusa, który jeden jedyny raz jechał na ośle.Wobec tak ważkich argumentów król wycofał również i tę drugą ofertę, a nowicjusze, zabierając ze sobą jedynie brewiarze, wyruszyli pewnego ranka z S.José de Ribamar.Była to grupa trzydziestu zahukanych i smutnych wyrostków prowadzonych przez preceptora, brata Manuela od Krzyża, oraz gwardiana, brata Józefa od św.Teresy.Biedni chłopcy, biedne nieopierzone pisklęta, nie dość że preceptor, zgodnie z regułą, był straszliwym tyranem obstającym przy codziennych biczowaniach, sześć, siedem, osiem, aż do żywego ciała, i skazującym ich na jeszcze gorsze rzeczy, jak choćby noszenie na poranionych plecach różnych ciężarów, co jątrzyło rany, to jeszcze teraz muszą bosymi stopami przemierzyć sześć mil, przez góry i doliny, drogami tak kamienistymi i błotnistymi, że w porównaniu z nimi ziemię, po której stąpał osiołek z Matką Boską uciekającą do Egiptu, można by nazwać miękką łąką, o św.Józefie tu nie wspominamy, gdyż znany jest przecież jako wzór cierpliwości.Przeszli ledwie pół mili, a już na skutek gwałtownych potknięć, od których pęka opuszka dużego palca, a także od stąpania po morderczych graniach i chropowatej ziemi co wrażliwsze stopy zaczęły krwawić, znacząc nabożnie drogę czerwonymi kwiatami, i byłaby to wcale piękna religijna scena, gdyby nie dotkliwe zimno, od którego nowicjusze mieli spierzchnięte usta i załzawione oczy, do nieba nie tak łatwo się dostać.Maszerowali czytając modlitwy z brewiarza, co zaleca się jako środek znieczulający na wszelkie cierpienia duchowe, ich cierpienia wszakże były natury cielesnej, toteż para sandałów z powodzeniem zastąpiłaby najbardziej nawet skuteczną modlitwę, Boże mój, jeśli ci na tym tak zależy, to oddal ode mnie wszelkie pokusy, lecz wpierw usuń ten kamień z mojej drogi, jesteś przecież ojcem tak kamieni, jak i mnichów, bądź mi zatem ojcem, nie ojczymem [ Pobierz całość w formacie PDF ]

  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • syriusz777.pev.pl
  •