Home HomeMay Peter Wyspa Lewis 2 Czlowiek z Wyspy LewisBrzezińska Anna Wykłady z psychologii rozwoju człowieka w pełnym cyklu życiaDick Philip K Czlowiek z wysokiego zamkuAlfred Hitchcock Tajemnica czlowieka z bliznaCzłowiek istota społeczna Elliot AronsonCrichton Michael Czlowiek terminalAsimov Isaac Pozytronowy CzlowiekChristian Apocrypha and Early Christian Literature. Transl. By JamesNova Testamento (Esperanto)Brian Herbert & Kevin J. Anderson Dune House Harkonnen
  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • mostlysunny.pev.pl
  •  

    [ Pobierz całość w formacie PDF ]
    .Zdawało się, że zawisł w powietrzu nad starym rybakiem w łodzi.Potem runął z trzaskiem w wodę, obryzgując pianą jego i całą łódź.Stary uczuł, że mu słabo, chwyciły go mdłości, w oczach mu się zaćmiło.Mimo to rozwinął linkę harpuna i pozwolił jej sunąć z wolna przez poszarpane ręce, a kiedy odzyskał wzrok, zobaczył rybę leżącą na grzbiecie, srebrzystym brzuchem do góry.Drzewce harpuna sterczało ukośnie z jej boku, a morze barwiło się czerwienią krwi z serca.Zrazu krew była ciemna niby mielizna w błękitnej, ponad milę głębokiej wodzie.Potem rozpostarła się jak obłok.Ryba była srebrna, nieruchoma i unosiła się na falach.Przez ową chwilę, kiedy miał zdolność widzenia, stary patrzał bacznie.Potem dwa razy okręcił linę harpuna wokoło kołka na dziobie i złożył głowę na dłoniach.- Trzeba zachować jasność w głowie - powiedział, opierając się twarzą o deski dziobu.- Jestem zmęczony i stary.Ale zabiłem tego marlina, który jest moim bratem, i teraz muszę odrobić pańszczyznę.„Trzeba przygotować pętlę i linę, żeby go uwiązać do łodzi - pomyślał.- Nawet gdyby nas było dwóch i gdybyśmy ją zanurzyli, żeby go załadować, a potem wybrali wodę, ta łódź nigdy by go nie pomieściła.Muszę wszystko przygotować, potem przyciągnąć go i uwiązać dobrze, postawić maszt i pożeg-lować do domu”.Zaczął przyciągać marlina, bo chciał go mieć tuż przy burcie, ażeby przewlec linę przez skrzela i paszczę, a potem przytroczyć go łbem do dziobu łodzi.„Chcę go widzieć - myślał - dotykać go i czuć.To przecie mój majątek.Ale nie dlatego chcę go dotykać.Zdawało mi się, że wyczułem jego serce – myślał - kiedy wepchnąłem drzewce harpuna po raz drugi.Teraz trzeba go przyciągnąć, przytrzymać i założyć jedną pętlę na ogon, a drugą wpół ciała, żeby uwiązać go do łodzi”.- Bierz się do roboty, stary - powiedział.Wypił mały łyk wody.- Teraz, kiedy walka się skończyła, dużo jest tej pańszczyzny do odrobienia.Popatrzał na niebo, a potem na swą rybę.Uważnie przyjrzał się słońcu.„Nie jest wiele później niż południe - pomyślał.- A pasat się zrywa.Linki są teraz nieważne.Posplatamy je z chłopcem w domu”.- No chodź, rybo - rzekł.- Ale ryba nie przyszła.Leżała przewalając się na falach, stary dociągnął łódź do niej.Kiedy się z nią zrównał, a głowa marlina oparła się o dziób łodzi, stary nie mógł uwierzyć, że ryba jest taka ogromna.Odwiązał z kołka linkę harpuna, przewlókł ją przez jedno skrzele, wyciągnął spomiędzy szczęk, okręcił na mieczu, potem wsunął przez drugie skrzele, znowu okręcił na mieczu, wreszcie związał podwójną linę i umocował ją do kółka na dziobie.Następnie uciął kawał liny i przeszedł na rufę, żeby założyć pętlę na ogon.Ryba, pierwotnie srebrnofioletowa, przybrała barwę srebrzystą, a pasy miały ten sam bladoliliowy kolor co ogon.Były szersze od ludzkiej dłoni z rozstawionymi palcami, a oko wydawało się równie obojętne jak lusterko w peryskopie czy święty w procesji.- To był jedyny sposób zabicia go - powiedział stary.Czuł się lepiej, odkąd łyknął wody; wiedział, że nie zemdleje, i w głowie mu się nie mąciło.„Taki, jak teraz jest, waży z górą półtora tysiąca funtów - pomyślał.- A może i dużo więcej.Jeżeli po oprawieniu zostanie z tego dwie trzecie po trzydzieści centów za funt.”- Na to mi potrzeba ołówka - rzekł.- Tak jasnej głowy jeszcze nie mam.Ale myślę, że wielki Di Maggio byłby dziś ze mnie dumny.Nie miałem ostróg kostnych, ale ręce i plecy bolały porządnie.- „Ciekawe, co to jest ta ostroga - myślał.- A może je mamy nic o tym nie wiedząc?”Przytwierdził rybę do dziobu, rufy i do środkowej ławy.Była tak wielka, iż miał wrażenie, że przywiązuje do burty znacznie większą łódź.Uciął kawałek linki i przytroczył dolną szczękę ryby do jej miecza, żeby pysk się nie rozwierał i żeby mogli płynąć jak najgładziej.Następnie postawił maszt, a kiedy zmontował bom oraz drąg, który mu służył jako gafel, połatany żagiel wydął się, łódź ruszyła z miejsca, on zaś, wpół leżąc na rufie, pożeglował na południowy zachód.Nie potrzebował kompasu, by wiedzieć, gdzie jest południowy zachód.Wystarczyło mu wyczuć powiew pasatu i wydęcie żagla.„Warto by zrzucić małą linkę z błyszczykiem i popróbować zdobyć coś do jedzenia i zwilżenia ust”.Nie mógł jednakże znaleźć błyszczyka, a sardynki były zepsute.Płynąc, wyłowił więc osękiem pęk żółtych wodorostów i potrząsnął nimi tak, że znajdujące się w nich małe krewetki pospadały na deski łodzi.Było ich ponad tuzin, a skakały i miotały się jak pchły.Stary pourywał im łebki palcami i zjadł krewetki rozgryzając skorupy i ogony.Były bardzo małe, ale wiedział, że są pożywne, a smak miały dobry.W butelce zostały jeszcze dwa łyki wody, więc zjadłszy krewetki wypił jej trochę [ Pobierz całość w formacie PDF ]

  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • syriusz777.pev.pl
  •