[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.Na przeciętne małżeństwo przypadało dziesięciu do piętnastu samotnych starców.Młode pokolenie nie miało za co utrzymywać antenatów, nie miało też ich gdzie podziać.Byli zatem ciężarem dla rządu.Trzeba jednak przyznać, że z roku na rok wydawano na nich coraz mniej pieniędzy, pomimo cudów medycyny bowiem, pokolenie to jednak wymierało.Gdy zaczęto budować nowoczesne miasta przeznaczone dla nowych, naukowo zaplanowanych pokoleń, postanowiono czasowo ulokować w nich gerontów.Stosunkowo niedużym kosztem można było zapewnić im tam godziwe warunki życia, najlepszą żywność i opiekę medyczną.Życie w dawnych miastach stało się o wiele wygodniejsze, gdy wyeliminowano z ich społeczności starzejącą się i gorzkniejącą większość.Leki geriatryczne działały całkiem dobrze, ale tylko do chwili ukończenia stu pięćdziesięciu lat.Dało to podstawy do opracowania długofalowego planu, eufemistycznie określającego zjawisko jako „wymianę pokoleń".Słowa „wymieranie" wołano unikać.Gdy zatem obecni mieszkańcy tych pięter „ulegną wymianie" i zostaną pochowani w dowolnie wybranym miejscu, będą mogli wprowadzić się tu młodzi.Czysta sprawa, przykład wspaniałej organizacji.Można było tak myśleć, dopóki unikało się poziomów zamieszkanych przez starców.Patrząc wciąż przed siebie, Gust przemykał pełniącym funkcje ulicy korytarzem, nie zwracając uwagi ani na sauny, ani na łaźnie czy tropikalne ogrody i piaszczyste plaże, które mijał po obu stronach.No i na ludzi.Z ulgą powitał znajomy widok następnego zespołu wind.Gdy tylko drzwi się zamknęły, hiperpoprawnie wymówił „pięćdziesiąt".*Do końca długachnego korytarza dotarł w chwili, gdy jego zmiana kończyła już pracę.Dalej, w blasku przymocowanych do wysokich stojaków reflektorów, widać było nagi beton ze śladami szalunku.- Mamy kłopoty z maszyną, panie Crabb - przywitał go majster.Ci ludzie wychowali się w świecie, w którym maszyny nie zawodziły i drobna nawet usterka mocno ich frustrowała.- Zajmę się tym.Jak zbiornik?- Napełniony do połowy.Opróżnić?- Nie trzeba.Sam sprawdzę, zanim wezwę serwis.Wszystkie silniki maszyny zostały kolejno wyłączone i w sztucznej jaskini zapadła intensywna cisza.Głośne kroki brygady oddalały się coraz bardziej, aż umilkły i one, i odgłosy rozmów.Gust został sam.Wspiął się po drabince na szczyt masywnej maszyny do układania podłóg i włączył komputer.Zarządził kontrolę podzespołów, która nie wykazała żadnego uszkodzenia.Te na wpół inteligentne maszyny potrafiły doskonale analizować własną kondycję i sygnalizować niesprawność, ale czasem zawodziły, nie mogąc poradzić sobie z jakąś usterką lub wręcz jej rozpoznać.Gust wyłączył komputer i uruchomił maszynę.Urządzenie ożyło z przytłumionym łoskotem i zadrżało.Większość kontrolek zapłonęła na czerwono, zmieniając kolejno barwę na zieloną, w miarę gdy ożywały kolejne podzespoły.Gdy zazieleniła się również kontrolka gotowości, Gust zerknął na ekran po prawej, gdzie widać było betonową posadzkę pod maszyną.Świeżo położona powierzchnia podłogi kończyła się jak nożem uciął.Cofnął machinę kilka stóp, by ożywić sensory, potem ruszył naprzód z szybkością roboczą.Gdy tylko dotarł z powrotem do krawędzi, urządzenie wznowiło pracę, samodzielnie kontrolując skład mieszanki i szlak wylewania nawierzchni.Operatorowi pozostawało tylko włączenie go na początku i wyłączenie pod koniec.Gust jak zahipnotyzowany wpatrywał się w gładź nowej podłogi, nie dostrzegając żadnych niedokładności.Praca była całkiem miła i prosta, a przy tym ważna i potrzebna.Na pulpicie zapaliła się czerwona lampka, rozległ się brzęczyk.Gust zamrugał oczami, dostrzegając przez moment na ekranie coś ciemnego, co zaraz zniknęło z pola widzenia.Zatrzymał maszynę i cofnął ją o dobre dziesięć stóp, po czym wyłączył całkowicie zasilanie i zszedł na dół.Plastikowa powierzchnia była jeszcze ciepła i Gust szybko przebiegł na beton.Na skraju nowej podłogi widniała szeroka, mierząca około stopy luka, zupełnie jakby w mieszance znalazła się bańka powietrza.Wygląda na to, że gównomiot pierdnął, pomyślał.Technicy łatwo sobie z tym poradzą.Nagrał na memoreksie informację, by ich zawęź-wać, zgasił wszystkie światła prócz awaryjnych i poszedł do wind.Bardzo starannie podał numer piętra.*Doktor Livermore i Leatha pochylali się nad stołem laboratoryjnym, wyraźnie czymś zafrapowani.Gust podszedł cicho, by nie przeszkadzać.- Najbardziej obiecujące były te tutaj nowe odkształcenia łańcucha - powiedziała Leatha.- Szczególnie w przypadku Reilly-Stone.Nie wiem, ile czasu zajęła komputerowi wstępna selekcja i symulacja, ale tylko to jedno zapłodnione jajeczko musiało pochłonąć technikom kilkaset godzin.- Trochę to dziwne.- Zapewne, ale był to pierwszy wielokrotny podział krzyżowy Bershocka, a wiadomo, jak z tym niełatwo.- Owszem.Następnym razem pójdzie lepiej.Proszę przekazać im wyniki badań, zaznaczając błędy.Niech zaczną pracę z materiałem rezerwowym.Cześć, Gust, nie słyszałem, jak wszedłeś.- Nie chciałem przeszkadzać.- Nie przeszkadzasz.Już skończyliśmy.Straciliśmy dziś parę retort.- Słyszałem.Wiesz już, dlaczego?- Gdybym wszystko wiedział, byłbym Bogiem.Leatha spojrzała zdziwiona na starszego pana.- Ależ doktorze, przecież ustaliliśmy już, co zabiło embriony.Zawiódł zawór dawkujący.- Ale czemu zawiódł? Są rzeczy, które pozostają nadal poza barierą poznania
[ Pobierz całość w formacie PDF ]