Home HomeCollins Jackie Hollywood 3 Dzieci z HollywoodFrank J. Williams, William D. Pederson Lincoln Lessons, Reflections on America's Greatest Leader (2009)Card Orson Scott Dzieci Umyslu (SCAN dal 922)Peter Berling Dzieci Graala 02 Krew królówPeter Berling Dzieci Graala Krew krolowThomas Lemke Biopolitics. An Advanced IntroductionAndre Norton Klucz spoza czasu (2)Ostrzegam czytelnika Carter DicksonDavLarock Bruce E Hydraulics of Pipeline Systems
  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • nowepliki.pev.pl
  •  

    [ Pobierz całość w formacie PDF ]
    .Wokół panował bezruch; nie krążył żaden ptak, ani jedno zwierzę nie przemykało wśród ka­mieni.Chłopiec widział otwory oddzielacza wiatru na środku grzbie­tu "czerwia".Tam pewnie będzie woda.Skała-czerw wyglądem przypominała siczową kryjówkę.Leto leżał cicho, przysypany piaskiem, obserwując.Przez głowę wciąż przepływała mu jedna z pieśni Gurneya Hallecka:U wzgórza stóp, gdzie lis chyżo bieży,Gdzie cętkowany blask słońca się ścięty,Tam mój kochanek spoczywa.U wzgórza stóp, w kopru ostępachMój ukochany śpi w snu odmętach,Skrywa się w grobieU wzgórza stóp."Gdzie jest wejście do środka?" - zastanawiał się Leto.Był pe­wien, że znalazł Fondak-Dżekaratę, lecz coś tu się nie zgadzało.Na skraju świadomości czuł ostrzegawcze kłucie.Co kryje się pod tym wzgórzem?Nieobecność zwierząt przyprawiała go o zdecydowany niepo­kój.Fremeni zawsze ostrzegali: "Gdy chodzi o przetrwanie na pu­styni, brak życia mówi więcej niż jego obfitość".Ale skoro był tam oddzielacz wiatru, powinna być również woda i ludzie, którzy jej używali.Oto miejsce tabu, kryjące się pod nazwą Fondak, którego inna tożsamość zaginęła nawet we wspomnieniach Fremenów.Tu zaczynała się Złota Droga.Ojciec powiedział pewnego razu: "Dookoła kryje się nieznane.Należy więc szukać wiedzy".Leto spojrzał na prawo ponad grzebieniem diuny.Niedawno przeszła tędy pra-matka burza.Jezioro Azrak, gipsowa równina, zostało oczyszczone z fałd piasku.Fremeński przesąd mówił, że każdy, kto widział Biyan, Białe Kraje, cierpi na mogące go znisz­czyć niespełnione pragnienia.Dla Leto rozciągający się widok znaczył, że na Arrakis istniały kiedyś otwarte zbiorniki wodne.Tak jak będą istniały raz jeszcze.Podniósł wzrok, rozglądając się dookoła w poszukiwaniu jakie­gokolwiek ruchu.Po burzy niebo nabrało dziwnego, gąbczastego wyglądu.Światło spadające w dół stwarzało wrażenie obcości, sre­brne słońce zagubione było gdzieś ponad woalem kurzu zgroma­dzonego na dużych wysokościach.Raz jeszcze Leto wrócił uwagą do krętej skały.Wyciągnął z fremsaka lornetkę, ustawił ruchome soczewki i spojrzał na nagą szarość: wychodnię skalną, gdzie niegdyś żyli ludzie Dżekaraty.Powiększenie ukazało ciernisty krzew z rodzaju zwanego "Królo­wą Nocy".Krzak gnieździł się w cieniu obok rozpadliny, w której mogło kryć się wejście do starej siczy.Leto spenetrował całą dłu­gość wychodni.Srebrne słońce obracało barwy czerwieni w zwykłą szarość, nadającą całej skale wrażenie rozmytej płaskości.Przetoczył się, odwracając plecami do Dżekaraty.Zbadał oto­czenie lornetką.Żadnych śladów obecności człowieka.Wiatr znisz­czył nawet jego trop, pozostawiając niewyraźny krater w miejscu, gdzie w nocy zanurzył się czerw.Znów popatrzył na Dżekaratę.Poza oddzielaczem wiatru Leto nie dostrzegł najmniejszych oznak życia.Oprócz skały nie było tu nic, co zakłócałoby monotonny pejzaż pustyni ciągnącej się od horyzontu po horyzont.Leto poczuł nagle, że znalazł się w tym miejscu, ponieważ odmówił włączenia się w system otrzymany w spad­ku po przodkach.Pomyślał, jak błędnie wszyscy go oceniają - wszyscy oprócz Ghanimy."Z wyjątkiem zgrai obszarpańców z jej obcych wspomnień, to dziecko nigdy nie było dzieckiem"."Przyjmuję odpowiedzialność za decyzję, którą podjęliśmy" - zdecydował.Raz jeszcze przesunął wzrokiem po skale.Wedle opisów tak wyglądał Fondak, a żadne inne miejsce nie mogło być Dżekaratą.Czuł dziwne pokrewieństwo z tym obsza­rem tabu.Musi się dowiedzieć! Metodą Bene Gesserit skierował myśli na Dżekaratę, szukając stanu pełnej nieświadomości.Wie­dza była barierą skutecznie zapobiegającą swobodnemu korzysta­niu z informacji.Przez kilka długich chwil dostrajał się, nie stawia­jąc wymagań, nie zadając pytań.Problem leżał nie tylko w braku oznak charakterystycznych dla bytowania zwierząt.Teraz dostrzegł również nieobecność drapież­nych ptaków: orłów, sępów, jastrzębi.Nawet tam, gdzie inne życie się kryło, ptaki pozostawały widoczne.Każde zawierające wodę miejsce na pustyni miało własny łańcuch życia.Na jego końcu grasowali wszę­dobylscy drapieżnicy.Tu nikogo nie zainteresowało przybycie czło­wieka.A przecież doskonale znał "psy podwórzowe siczy", tę linię ptaków przycupniętych na skraju urwiska nad Tabr, prymitywnych przedsiębiorców pogrzebowych czekających na ciała.Jak mawiali Fremeni: "nasi współzawodnicy".Ale mówili to bez zazdrości, ponie­waż szperające ptaki często ostrzegały przed zbliżaniem się obcych.A jeżeli Fondak opuścili nawet przemytnicy?Leto oderwał wzrok od skały, by napić się z jednego z wodowodów."A jeżeli tam naprawdę nie ma wody?"Rozważał swoje położenie.Użył dwóch czerwi, by dostać się tu­taj, jadąc na nich przez całą noc.Porzucił je na pół martwe ze zmę­czenia, kiedy dotarł do Wewnętrznej Pustyni, gdzie powinna się znajdować przystań przemytników.Jeżeli istniało tu życie, jeżeli mogło w ogóle egzystować w takich warunkach, to winno skupiać się w pobliżu wody."Co będzie, jeżeli tu nie ma wody? Co będzie, jeżeli to nie jest Fondak-Dżekarata?"Raz jeszcze wycelował lornetką ku oddzielaczowi wiatru.Zew­nętrzny brzeg urządzenia żłobiły bruzdy wyryte przez piach; wyma­gał konserwacji, ale i tak był w stanie nadającym się do użytku."Co, jeżeli tu jej nie ma?"Porzucona sicz mogła stracić wodę przez parowanie.Przez do­wolną liczbę katastrof.Dlaczego nie było tu drapieżnych ptaków? Zabite dla ich wody? Przez kogo? Jak można było je wszystkie uni­cestwić? Trucizną?"Zatruta woda!?"Legenda o Dżekaracie nie zawierała żadnej wzmianki o zatru­ciu zbiornika, ale mogło tak być.Jeżeli wytruto pierwotne stada ptactwa, to czy nie odnowiłyby się one do tego czasu? Idualich uni­cestwiono wiele pokoleń temu, a przekazywane historie nigdy nie wspominały o truciźnie.Znowu zbadał skałę przez lornetkę.Jak można uśmiercić całą sicz? Z pewnością niektórzy zdołaliby uciec.Rzadko kiedy wszyscy mieszkańcy siczy przebywają jednocześnie w domu.Ludzie wędrowali przez pustynię, podróżowali do miast.Leto z rezygnacją odłożył lornetkę.Ześlizgnął się w dół po nie­widocznej od siczy stronie wydmy.Przygotowując się do przetrwa­nia godzin natężonego upału, wyjątkową uwagę poświęcił dokładne­mu zamaskowaniu filtrnamiotu i ukryciu oznak swej obecności.Gdy zamykał się w ciemności, czuł krążące w żyłach zmęczenie.Większą część dnia spędził wewnątrz przesiąkniętego zapachem potu namiotu.Nawet drzemiąc, analizował błędy, które popełnił.Jego działania miały nastawienie defensywne, ale nie widział żad­nej skutecznej metody samoobrony na drodze wybranej przez nie­go i Ghanimę.Niepowodzenie wypaliłoby ich dusze [ Pobierz całość w formacie PDF ]

  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • syriusz777.pev.pl
  •