Home HomeCharles M. Robinson III The Diaries of John Gregory Bourke. Volume 4, July 3, 1880 May 22,1881 (2009)Cervantes Saavedra de Miguel Niezwykłe przygody Don Kichota z la ManchyLouis Gallet Kapitan czart przygody Cyrana de BergeracAlfred Assollant Niezwykłe choć prawdzie przygody kapitanaTerry Pratchett 22 ZadziwiajaAzazel (1988) Asimov IsaacRushdie Salman Wstyd (SCAN dal 1148)Abercrombie Joe Zemsta najlepiej smakuje na zimnoPerez Reverte Arturo Szachownica flamandzka (SCAN daJakes John Złota Kalifornia tom II
  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • us5.pev.pl
  •  

    [ Pobierz całość w formacie PDF ]
    .Było to wiele, ale należało płynąć bez wytchnie-nia, chcąc się zabezpieczyć od pogoni.Dlatego też przez trzy dni i trzy noce nie zatrzymali-śmy się ani na chwilę.Czwartego dopiero dnia, ku wieczorowi, widząc, że się kończą zapasywody, skierowałem się ku ujściu niewielkiej rzeczki, zamierzając poszukać zródła.Ale zanim wpłynęliśmy na nią, już słońce zaszło, i grube zapadły ciemności.Natychmiastprzerazliwe ryki dzikich zwierząt rozległy się dokoła. Panie, zawołał Ksury, drżąc od strachu, zaklinam cię na imię Proroka, nie wysiadajmy naląd, dopóki słońce nie wzejdzie. Dobrze, mój chłopcze, odpowiedziałem, ale lękam się, ażeby za dnia, gorsi od drapież-nych zwierząt, nie napadli na nas dzicy Murzyni. Wszak mamy strzelby, zawołał Ksury.Na widok ich czarni pouciekają, a tymczasemlampart, albo lew nie zna się na kulach, a ma wściekłą odwagę.Przyznałem słuszność Ksuremu i zapuściwszy kotwicę, postanowiłem dnia oczekiwać.Noc zeszła dosyć spokojnie, chociaż często ryk dzikich zwierząt sen nam przerywał.Dopierookoło trzeciej po północy, jakieś ogromne zwierzę, zaryczawszy tuż nad brzegiem, nabawiłonas trwogi.Pochwyciliśmy strzelby, a wtem potwór ów, rzuciwszy się w wodę, począł prostoku nam płynąć.Z sapania potężnego poznać można było, że jest silny i straszny.Ksury nale-gał po cichu, żeby podnieść kotwicę i uchodzić na pełne morze.Skinąłem, ażeby się zachowałspokojnie i w tej prawie chwili spostrzegłem zwierzę zaledwie na odległość wiosła od statku.Nie czekając dłużej, wypaliłem do niego.Potwór z rykiem zwrócił się ku lądowi i zniknął wciemnościach.Niepodobna opisać wrzawy, jaka nastąpiła po wystrzale.Najrozmaitsze ryki i wrzaski na-pełniły powietrze, ale z wolna wszystko ucichło i do rana nic już nie zakłóciło naszego spo-czynku.Na koniec słońce wzeszło.Po obydwóch stronach rzeczki rozciągały się wzgórki krzewamiokryte, dalej zaś nieco czerniały ogromne bory.Cisza zupełna panowała w okolicy, jednak nieodważyliśmy się wysiąść, aż gdy dzień całkiem zajaśniał. Ja pójdę po wodę, rzekł Ksury, a wy pozostańcie w łodzi. Dlaczego nie chcesz, żebym szedł z tobą, zapytałem Maura. Panie, zawołał poczciwy chłopiec, w tych krzakach może kryją się jakie drapieżne zwie-rzęta, albo Murzyni.Jeżeli mnie napadną, przynajmniej sam zginę, a ty będziesz mógł rato-wać się ucieczką. A więc pójdziemy obaj, a napastników położymy trupem, rzekłem, chwytając strzelbę ipodając drugą Ksuremu.Po czym skierowałem szalupę ku brzegowi i pierwszy wyskoczyłem na ziemię.Ksury za-raz spostrzegł potoczek, płynący doliną.Pobiegł więc ku niemu, ażeby napełnić dzbany, ale wmgnieniu oka powrócił zbladły od strachu. Dlaczego tak drżysz, zapytałem z niepokojem.20  Tam.tam.bełkotał z cicha, na dole ogromny zwierz.Pan z dużą głową1.Odciągnąwszy kurek i kazawszy iść za sobą Ksuremu, począłem ostrożnie skradać się kukrzewinie, wskazanej przez chłopca.Podchodzimy tuż pod nią, Ksury wskazuje mi na migi,żebym zwrócił się na prawo.Była tam skała stroma, na cztery sążnie wysoka i całkiem od-osobniona.Wdzieramy się na nią, przechylam się przez krawędz i spostrzegam ogromnegolwa, leżącego w gąszczu tuż pod skalistą ścianą.Daję znak Ksuremu, mierzymy obydwaj w głowę i wypalamy równocześnie.Lew ani drgnął. Co to ma znaczyć, odezwał się Ksury z największym zdziwieniem. A cóż, odrzekłem, zapewne ugodziliśmy go doskonale i zdechł od razu. O nie, mówił chłopiec, przypatrując się pilnie straszliwemu zwierzęciu.Lew nigdy odrazu nie ginie, to twardy zwierz.To mówiąc, zbiegł ze skały.Skoczyłem za nim.Zbliżywszy się do lwa, spostrzegamyogromną kałużę krwi i szeroką ranę pod lewą łopatką, z której sączyło się jeszcze nieco czar-nej posoki. Widocznie zginął od kuli i to nie od naszych strzałów.Lecz kto go mógł ubić? CzyżbyMaurowie? Wiem już, zawołał Ksury wesoło.To ten sam lew, co nas w nocy nastraszył, a ta kula zwaszego muszkietu.Raniony śmiertelnie, dowlókł się tutaj i skonał.Trafne to spostrzeżenie uspokoiło mię zupełnie.Chciałem zaraz wrócić do łodzi, ale Ksury namówił mnie, aby ściągnąć skórę z lwa, aotrzymawszy pozwolenie, wziął się do tego z nieporównaną zręcznością.Potem wyciął kawałmięsa z grzbietu, rozpalił ogień i upiekł go.Nie mając od kilku dni nic gotowanego w ustach,zjedliśmy z wielkim apetytem lwią pieczeń, chociaż była piekielnie twarda i łykowata.Po skończonej uczcie i napełnieniu dzbanów wodą, podnieśliśmy kotwicę i wypłynęli namorze.Ksury rozpostarł zdobytą skórę na daszku kajuty, aby wyschła.Wprawdzie żegluga szła wciąż pomyślnie, ale już szósty dzień upływał od naszej ucieczki,a dotąd nie spostrzegliśmy ani jednego okrętu.Miałżebym wyzwolić się z niewoli na to, ażeby zginąć w falach oceanu, albo stać się łu-pem dzikiego zwierza? Przyszło mi jednak na myśl, że okręty europejskie zwykły trzymać sięna pełnym morzu, z dala od wybrzeży, ażeby uniknąć napaści mauretańskich korsarzy.Niemogąc puszczać się na ocean dla wątłości mojego statku i braku zapasów, postanowiłem że-glować dalej jeszcze na południe, aby dosięgnąć osad europejskich na brzegach Senegambii.Czwartego dnia po opuszczeniu brzegów, na których zabiłem lwa, a dziewiątego poucieczce z Sale zapasy żywności były na schyłku, pożeglowałem więc ku brzegom.Kraj tuzmienił się nie do poznania.Zamiast skalistych i jałowych wybrzeży, ujrzeliśmy przestrzeń,zarosłą kępami palm. To daktyle, mówił Ksury.Przybijmy do lądu, a wedrę się na drzewo i nazrywam tychsmacznych owoców.Ale nie tylko daktyle znajdowały się na wybrzeżu.Zbliżywszy się ku niemu, ujrzeliśmyliczną gromadę Murzynów.Wszyscy byli bezbronni [ Pobierz całość w formacie PDF ]

  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • syriusz777.pev.pl
  •