[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.W koÅ„cu, ochÅ‚onÄ…wszy na tyle.że jego ciaÅ‚o żarzyÅ‚o siÄ™ już tylkomglistÄ… czerwieniÄ…, powiedziaÅ‚:· A może także mipowiesz, jak mam to zrobić?· Czy jest coÅ›niemożliwego dla ApostoÅ‚aNieprawdopodobieÅ„stwa?· Pewnie!.Alezobaczymy - zamyÅ›liÅ‚ siÄ™ nachwilÄ™, po czym wybuchnÄ…Å‚: -Ale kto w caÅ‚ym WszechÅ›wieciechciaÅ‚by ocalić ludzkość? Jakajest wartość w zrobieniuczegoÅ› takiego?ZasmrodziliÅ›cie caÅ‚y tensektor.No dobrze.SÄ…dzÄ™, żeto może być zrobione.Nie zajęło to jednak dziesiÄ™ciusekund.TrwaÅ‚o peÅ‚ne pół godziny ibyÅ‚o to bardzo nieprzyjemne półgodziny, wypeÅ‚nione jÄ™kami istÄ™kaniami Azazela, który jeżeli jeprzerywaÅ‚, to jedynie po to, abygÅ‚oÅ›no zastanowić siÄ™, czy nadobnesamini bÄ™dÄ… na niego czekaÅ‚y.W koÅ„cu wszystko zostaÅ‚ozrobione, co oczywiÅ›cie oznaczaÅ‚o,iż musiaÅ‚em siÄ™ jak najprÄ™dzejzobaczyć z Menandrem.Kiedy spotkaÅ‚em go nastÄ™pnymrazem, z miejsca oÅ›wiadczyÅ‚em:· JesteÅ› wyleczony.SpojrzaÅ‚ na mnie z wrogoÅ›ciÄ…w oczach.· Czy wiesz, że tamtejnocy pozostawiÅ‚eÅ› mnie z niezapÅ‚aconym rachunkiem zakolacjÄ™?· To chybadrugorzÄ™dna sprawa wporównaniu z faktem, iżzostaÅ‚eÅ› uleczony.· Nie czujÄ™ siÄ™uleczony.· No cóż, zobaczymy.Wybierzemy siÄ™ razem naprzejażdżkÄ™.Ty poprowadzisz.· Ależ wyglÄ…da na to,że już siÄ™ chmurzy.Dobre miwyleczenie!· Jedzmy! Co mamy dostracenia?WyprowadziÅ‚ samochód zgarażu.PrzechodzÄ…cy po drugiejstronie ulicy mężczyzna nie potknÄ…Å‚siÄ™ o przeÅ‚adowany kosz na Å›mieci.Menander uruchomiÅ‚ silnik iruszyliÅ›my w dół ulicy.ZwiatÅ‚o naskrzyżowaniu nie zmieniÅ‚o siÄ™ naczerwone, kiedy przejeżdżaliÅ›my, adwa zbliżajÄ…ce siÄ™ z przeciwnychstron samochody minęły siÄ™ wbezpiecznej odlegÅ‚oÅ›ci jeden oddrugiego.Nim dojechaÅ‚ na most, chmuryprzerzedziÅ‚y siÄ™ i wyjrzaÅ‚o sÅ‚oÅ„ce.NiebyÅ‚o go jednak w oczach Menandra.Kiedy wróciliÅ›my wreszcie dodomu, mój przyjaciel rozpÅ‚akaÅ‚ siÄ™bez wstydu, wiÄ™c zaparkowaÅ‚emsamochód za niego.ZadrapaÅ‚em goprzy tym lekko, ale to nie janalegaÅ‚em na usuniÄ™cie megoteleklutzyzmu.A zresztÄ… mogÅ‚o byćgorzej.MogÅ‚em zadrapać wÅ‚asnysamochód.Przez nastÄ™pnych kilka dnibezustannie mnie poszukiwaÅ‚.Noale ostatecznie to ja byÅ‚em tymjedynym, który mógÅ‚ zrozumieć cud,jaki wÅ‚aÅ›nie zaszedÅ‚.Kiedy mnie już spotykaÅ‚,mawiaÅ‚:· ByÅ‚em na taÅ„cach, anikt nie potykaÅ‚ siÄ™ o stopyswojego partnera i nie upadaÅ‚Å‚amiÄ…c sobie obojczyk.TaÅ„czyÅ‚em lekko jak piórko zcaÅ‚kowitym zapamiÄ™taniem, a mojejpartnerki nie rozbolaÅ‚ nagle brzuch,chociaż jadÅ‚a bez opamiÄ™tania.Albo:· W pracy instalowalinowe klimatyzatory i żaden znich nie spadÅ‚ nikomu na nogi,powodujÄ…c trwaÅ‚e okaleczenia.Albo nawet:· OdwiedziÅ‚em wszpitalu przyjaciela, czyli coÅ›, oczym kiedyÅ› nie odważyÅ‚bymsiÄ™ nawet myÅ›leć i u żadnegopacjenta, obok któregoprzechodziÅ‚em, igÅ‚a odkroplówki nie wyskoczyÅ‚a naglez żyÅ‚y, a wszystkie zastrzykitakże robione byÅ‚y dokÅ‚adnie wte miejsca, gdzie byÅ‚o tozamierzone.Czasami zapytywaÅ‚ mniezaÅ‚amujÄ…cym siÄ™ gÅ‚osem:· Czy jesteÅ› pewny, żebÄ™dÄ™ miaÅ‚ szansÄ™ uratowanialudzkoÅ›ci?· OczywiÅ›cie -odpowiadaÅ‚em z peÅ‚nymprzekonaniem.- To stanowiprzecież część wyleczenia.Jednak pewnego dnia, kiedydo mnie przyszedÅ‚, na jego twarzywidniaÅ‚a wyrazna troska.· PosÅ‚uchaj tylko -powiedziaÅ‚.- PoszedÅ‚em dobanku, aby zadać kilka pytaÅ„na temat mojego konta, którezmniejszyÅ‚o siÄ™ nieprzyjemnie,od kiedy nabraÅ‚eÅ› nawykuopuszczania restauracji zanimnadejdzie rachunek i wyobrazsobie, że nie mogÅ‚em uzyskaćżadnej odpowiedzi, ponieważkomputer zepsuÅ‚ siÄ™ dokÅ‚adniew chwili, w której wszedÅ‚em dobanku.Wszyscy byli tymniezwykle zaskoczeni.Czyżbymoja terapia okazaÅ‚a siÄ™niewystarczajÄ…ca?· To niemożliwe -odparÅ‚em.- Może nie ma to nicwspólnego z tobÄ….Może tojakiÅ› inny teleklutz, który niezostaÅ‚ wyleczony.Może tak siÄ™zÅ‚ożyÅ‚o, iż wszedÅ‚ do bankurazem z tobÄ….Moje przypuszczenia byÅ‚yjednak bÅ‚Ä™dne.Komputer bankowypsuÅ‚ siÄ™ przy dwóch innych okazjach,kiedy próbowaÅ‚ sprawdzić swojekonto.(Nerwowość, o jakÄ…przyprawiaÅ‚a go ta zaiste nÄ™dznasumka, jakÄ… zaniedbaÅ‚em wtedyuiÅ›cić, przyprawiaÅ‚a mnie o mdÅ‚oÅ›ci).W koÅ„cu, kiedy komputer w jegofirmie zepsuÅ‚ siÄ™ wÅ‚aÅ›nie wtedy, gdyprzechodziÅ‚ obok pokoju, w którymten siÄ™ mieÅ›ciÅ‚, przybiegÅ‚ do mnie wstanie, który okreÅ›lić mogÄ™ jedyniejako bliski paniki.· To wróciÅ‚o! MówiÄ™ ci,że wróciÅ‚o! - wrzeszczaÅ‚.- Tymrazem tego nie zniosÄ™.Teraz,kiedy przyzwyczaiÅ‚em siÄ™ jużdo normalnoÅ›ci, nie mogÄ™powrócić do mojego dawnegożycia.Chyba siÄ™ zabijÄ™!· Nie, nie, Menandrze.Tego byÅ‚oby już za wiele.JużwydawaÅ‚o siÄ™, że wyda z siebiekolejny wrzask, lecz naszczęście zastanowiÅ‚ siÄ™ nadmojÄ… sensownÄ… uwagÄ… ipowiedziaÅ‚:· Masz racjÄ™.TegobyÅ‚oby za wiele.A wiÄ™c możezamiast tego zabijÄ™ ciebie.Ostatecznie nikt nie bÄ™dzie potobie pÅ‚akaÅ‚, a ja poczujÄ™ siÄ™odrobinÄ™ lepiej.RozumiaÅ‚em jego punktwidzenia, ale podzielaÅ‚em go wniewielkim tylko stopniu.· Zanim zaczniesz coÅ›robić - powiedziaÅ‚em - pozwól,abym to sprawdziÅ‚.CierpliwoÅ›ci, Menandrze
[ Pobierz całość w formacie PDF ]