Home HomeSimak Clifford D Dzieci naszych dzieci (SCAN dal (2)Bulyczow Kiryl Ludzie jak ludzie (SCAN dal 756Moorcock Michael Zeglarz Morz Sagi o Elryku Tom III (SCAN dalMoorcock Michael Sniace miast Sagi o Elryku Tom IV (SCAN dalMoorcock Michael Zemsta Rozy Sagi o Elryku Tom VI (SCAN dalMcCaffrey Anne Lackey Mercedes Statek ktory poszukiwal (SCAN dR 00 07PART01Brown Dan Cyfrowa Twierdza§ Carter Stephen L. Wladca Ocean Park
  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • adam0012.xlx.pl
  •  

    [ Pobierz całość w formacie PDF ]
    .- Niech pan posłucha, Hastings, bo to jest bardziej zawiłe.Proszę sobie wyobrazić, że to, co pan przeczytał, ma du­że znaczenie dla osoby trzeciej.Straciłem cierpliwość.- Panie kochany - żachnąłem się - dajże pan spokój.Po prostu nie trzeba czytać cudzych listów i tyle.- Naturalnie, że nie.Nie to miałem na myśli.A poza tym, w tym wypadku wcale nie chodzi o list.Dałem to jedynie za przykład, ale w rzeczywistości jest to zupełnie inna sprawa.Sam wiem doskonale, że nie wolno rozpowszechniać infor­macji, jakie się zdobyło przez przypadek.Nawet jeśli chodzi o coś, co się niechcący widziało, na własne oczy, chyba że.- Chyba że co?- Chyba że jest to absolutnie konieczne - powiedział Norton powoli i z naciskiem.Spojrzałem na niego z większym zainteresowaniem.- Powiedzmy - ciągnął dalej Norton - że zobaczył pan coś.przez dziurkę od klucza.Poirot ma zawsze rację, pomyślałem w panice.Norton mówił dalej:- Załóżmy, że w tym wypadku patrzenie przez dziurkę od klucza było całkowicie uzasadnione.Klucz mógł się zaciąć albo coś w tym rodzaju.no i nagle człowiek widzi coś.ta­kiego.czego się w życiu nie spodziewał.Na parę minut straciłem wątek jego nieskładnej opowie­ści, albowiem zaświtało mi nagle w głowie.Przypomniał mi się ów moment w parku, kiedy to w poszukiwaniu pstrego dzięcioła Norton nakierował swoją lornetkę na kępę drzew.Zmieszał się wtedy i za nic nie chciał mi dać lornetki.Do­szedłem wówczas do wniosku, że zobaczył coś, co mogło mieć jakiś związek ze mną.Szczerze mówiąc, byłem przekonany, że chodzi o Judith i Allertona.Ale jeżeli tak nie było? Jeże­li Norton zobaczył coś zupełnie innego? A ja byłem tak zaprzątnięty tamtą sprawą, że tylko to chodziło mi po głowie?- Czy chodzi o coś, co pan przypadkowo zobaczył przez tę pańską lornetkę? - zapytałem obcesowo.Na twarzy Nortona ukazał się wyraz zdumienia i ulgi.- Jakże się pan domyślił? - zawołał.- To było tego dnia, kiedyśmy z Elizabeth poszli na spa­cer, prawda?- Tak, oczywiście.- I kiedy pan nie chciał mi pożyczyć lornetki?- No tak.bo to.no, to, co zobaczyłem, nie było przezna­czone dla cudzych oczu.- Co to było?- No właśnie.W tym cała rzecz.Nie powinienem o tym mówić.Ja naprawdę nikogo nie szpiegowałem.tam rzeczy­wiście siedział pstry dzięcioł.bardzo piękny i rzadki okaz.No, a na tamten widok natrafiłem przez czysty przypadek.Zamilkł, ale mimo że rosła we mnie ciekawość, czułem, że nie wolno mi zbyt silnie nalegać.- Czy było to coś naprawdę ważnego? - zapytałem tylko.- To może się okazać bardzo ważne - zamyślił się.- I wła­śnie dlatego tak się trapię.Sam nie wiem, co robić.- Czy to ma coś wspólnego ze śmiercią pani Franklin?- Jak pan odgadł? - krzyknął Norton zaskoczony.- A więc tak?- Nie.może nie bezpośrednio.Choć na pewno daje wie­le do myślenia.Bo w takim razie.ale dajmy już temu spo­kój.Jestem naprawdę w szalonym kłopocie!Ja też, pomyślałem.Pożerała mnie ciekawość i widzia­łem, że Norton nie powie nic konkretnego.Rozumiałem je­go punkt widzenia.Na jego miejscu też byłbym w kłopocie.Być przypadkowym posiadaczem cudzej tajemnicy nie na­leży do przyjemności, to pewne.Nagle olśniła mnie znakomita myśl.- A może chciałby się pan poradzić Poirota?- Poirota? - zdziwił się Norton.- No tak.Na pana miejscu porozmawiałbym z nim.- To dobry pomysł.Tyle że.że to cudzoziemiec.- Za­milkł, lekko zawstydzony.Wiedziałem dobrze, o co mu chodzi.Sarkastyczne uwagi Poirota na temat „angielskiego kodeksu honorowego” i mnie nieraz denerwowały.Zastanawiałem się przez chwilę, dlacze­go Poirot właściwie nigdy nie próbował podglądać ludzi przez lornetkę.Prawdopodobnie nie przyszło mu to po prostu do głowy.- On jest niezwykle dyskretny - zapewniłem.- A poza tym nic pana nie zmusza do postępowania według jego rady.- To prawda - zgodził się Norton.- Wie pan co, Hastings, chyba pana posłucham.4Reakcja Poirota na moją opowieść była zdumiewająca.- Powtórz to jeszcze raz, Hastings! - Wypuścił z ręki grzankę, którą właśnie podnosił do ust, i wysunął głowę na­przód.- Mówże, człowieku! Szybko!Powtórzyłem mu wszystko, czego dowiedziałem się od Nortona.- A więc zobaczył coś przez swoją lornetkę, ale nie po­wiedział ci, co to było? Czy jesteś pewien, że nie zwierzył się nikomu innemu?- Chyba nie.Na pewno nie.- Bądź bardzo ostrożny, Hastings.Nikt nie śmie się o tym dowiedzieć.Niech on o tym już nikomu nie mówi.Bo to mo­głoby być bardzo niebezpieczne.- Niebezpieczne?- Tak.Przyprowadź mi go zaraz po kolacji, mon ami.Na zwyczajną przyjacielską wizytkę, rozumiesz? Zależy mi na tym, żeby nikomu nie wpadło do głowy, że on się ze mną na­radza.I uważaj, Hastings, błagam cię, bądź ostrożny.Kto tam był z wami jeszcze tego dnia?- Elizabeth Cole.- Czy zauważyła coś?Usiłowałem sobie przypomnieć.- Nie wiem.Może zauważyła.Mogę zapytać.- Ani mi się waż.żadnych rozmów na ten temat.ROZDZIAŁ XVI1Przekazałem Nortonowi zaproszenie Poirota.- Oczywiście, chętnie odwiedzę go zaraz po kolacji.Na­wet bardzo chętnie.Ale wie pan co, Hastings? Żałuję, że na­wet panu wspomniałem o tamtej historii.- Przy okazji, Norton, chciałem pana zapytać, czy rozma­wiał pan o tym z kimś poza mną?- Nie.chyba że.nie, właściwie z nikim.- Czy jesteś pan pewny?- Tak.Z nikim nie rozmawiałem.- To dobrze.I niech pan dalej trzyma język za zębami.Przynajmniej dopóki nie rozmówi się pan z Poirotem.Zauważyłem, że się zawahał, zanim odpowiedział na mo­je pierwsze pytanie.Ale już na drugie zareagował z całkowi­tą pewnością siebie.W kilka dni później pewne okoliczności sprawiły, że sobie o tym przypomniałem.2Po tej rozmowie udałem się spacerkiem na to samo miejsce, na którym staliśmy owego pamiętnego dnia z Nortonem i Elizabeth Cole.Panna Cole była tam właśnie.- Czy coś się stało? - zapytała.- Jest pan zdenerwowany.Opanowałem się.- Nie, wcale nie.Zadyszałem się po prostu, bo szedłem bardzo szybkim krokiem.Myślę, że będzie deszcz - dodałem możliwie obojętnym tonem.Spojrzała w niebo.- Chyba tak.Postaliśmy przez kilka chwil w milczeniu.Podobała mi się ta kobieta.Było w niej coś niezmiernie ujmującego.Od chwili, kiedy wyznała mi, kim jest, i opowiedziała mi swoje tragiczne dzieje, polubiłem ją jeszcze bardziej.Ludzie, któ­rzy mają za sobą wielki dramat, zawsze czują się sobie bliż­si.Poza tym zdawało mi się, że panna Cole przeżywa teraz drugą wiosnę swojego życia.- Przyznam się pani, że mam bardzo niedobre wiadomo­ści dotyczące stanu zdrowia starego przyjaciela.- Czyżby chodziło o pana Poirota?Jej życzliwe zainteresowanie skłoniło mnie do zwierzeń.Powtórzyłem jej, co mi powiedział doktor Franklin.Kiedy skończyłem, odezwała się cichym głosem:- Rozumiem.Koniec może nastąpić.każdej chwili.Trudno mi było mówić.Skinąłem więc tylko głową.- Kiedy on odejdzie, zostanę zupełnie sam - dodałem po chwili milczenia.- Skądże, ma pan przecież Judith.I inne dzieci.- Moje dzieci są rozsiane po całym świecie, a Judith?.Judith ma swoją pracę.Nie jestem jej potrzebny.- Moim zdaniem, dzieci nigdy nie potrzebują rodziców, chyba że wpadną w kłopoty.Trzeba się z tym pogodzić, gdyż jest to jedna z podstawowych życiowych prawd.Jestem bardziej samotna niż pan.Mam dwie siostry, ale jedna jest w Ameryce, a druga we Włoszech [ Pobierz całość w formacie PDF ]

  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • syriusz777.pev.pl
  •