[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.Po każdej kolejnej próbie, po każdym stwierdzeniu, że piękna arystokratka odrzuca uczucia hrabiego i gardzi jego nikczemną postacią, opadał w zwiększoną melancholię i w wypowiadane słowa wkładał coraz więcej serca.- Pan gra najlepiej - oświadczył z przekonaniem i podziwem reżyserujący sztukę autor.- Żeby wszyscy tak grali!.Pan powinien zostać aktorem, a nie architektem.Ja się dziwię, że pan nie pracuje w jakim teatrze w Warszawie.Trwająca wciąż piękna pogoda umożliwiała malowanie potężnych plansz pod gołym niebem.Ulokowany na ogrodowej drabinie Lesio tworzył na sklejce i tekturze fragmenty wnętrza zamku, mając przed sobą na dalekim planie autentyczny model, na bliższym zaś wiekową, opuszczoną, chylącą się ku upadkowi, pomalowaną w zamazane kropki stodołę.Wokół roztaczała się niewielka, spadzista łączka, a tuż u stóp jego zaczynały się pierwsze zabudowania miasteczka.Starannie wykańczał portrety przodków na gotyckiej ścianie i odwracając się od nich w kierunku dropiatej stodołypowtarzał szarpiący serce tekst: - Kwiecie mój, czemuż, mnie wzgardą obdarzasz? Nie odwracaj lubego oblicza!.Na taką właśnie chwilę trafił naczelny inżynier przygnany niepokojem mniej własnym, a bardziej kierownika pracowni, który, jego zdaniem, popadł w nieuzasadnioną, histeryczną panikę.Przyjechał samochodem Stefana, dzięki czemu miał swobodę ruchów na całym terenie.Nie zastawszy nikogo w pensjonacie, udał się w plener na poszukiwanie współpracowników, którzy według informacji tubylców powinni byli znajdować się na zboczach wzgórz, na skraju miasteczka lub też w pobliżu zamku.Zorientowany w projekcie przyszłego zagospodarowania terenu naczelny inżynier bez wahania ruszył na właściwe zbocze i zaraz za ostatnimi budynkami ujrzał coś, co na długą chwilę odebrało mu zdolność władania sobą.Na niewielkiej łączce przed olbrzymim, opartym na skomplikowanych stojakach i rusztowaniach kawałem dykty stał na ogrodowej drabinie Lesio z paletą i pędzlem w rękach i malował fantazyjne ramy wokół wielkich, niewyraźnych prostokątów.W chwili, kiedy naczelny inżynier wrósł w ziemię na zapleczu ostatnich komórek, przerwał na chwilę pracę, odwrócił się w kierunku widocznej w niewielkim oddaleniu nakrapianej stodoły i rzekł z goryczą: - Czemuż serce twoje jest zimne jak głaz? Urwał i trwał chwilę w milczeniu, wpatrzony w budynek gospodarski, jakby w oczekiwaniu na odpowiedź.Stodoła milczała i milczał też zamarły w bezruchu naczelny inżynier.- Ach, cofnij te okrutne słowa! - zawołał Lesio zboleścią i naczelny inżynier poczuł jakieś dziwne oszołomienie.Przez moment usiłował coś posłyszeć, po czym uprzytomnił sobie, że gdyby nawet ze stodoły istotnie dobiegł jakiś głos, w niczym nie wyjaśniłoby to niepojętej sceny.Lesio machnął pędzlem i oderwał się od prostokątów.- Pozostaw mej duszy nadzieję! - zawołał rzewnie.- Wszak przyjdzie chwila, kiedy uzyskam od ciebie wzajemność! Cóż jest takiego, co mnie przyciąga, a ciebie odpycha? Cóż mam uczynić, by zmienić twe serce? Stodoła ponownie odmówiła odpowiedzi.Naczelny inżynier nie słyszał absolutnie nic poza echem namiętnych słów Lesia.Pomimo to Lesio uczynił gest protestu i zachwiał się na drabinie.- O nie! - zakrzyknął buntowniczo.- Ty drwisz sobie ze mnie! Naczelny inżynier mimo woli spojrzał podejrzliwie na wielkie dropiate wrota.Zarówno wrota, jak i reszta budowli trwały w obojętnym milczeniu.Lesio wziął inny pędzel i umoczył go w wiszącym na drabinie wiadrze.- Ach, wszak to zwykła, dziewicza przekora - rzekł pobłażliwie i machnął pędzlem po dykcie.- Lecz jakże okrutna! - dodał z wyrzutem, znów zwracając się w kierunku stodoły.Zestawienie wiekowego obiektu z dziewiczą przekorą okazało się ponad siły naczelnego inżyniera.Ostrożnie wycofał się z zarażonego szaleństwem terenu, odetchnął głęboko kilka razy i ruszył ku zamkowi.Wspinając się skrótem pod górę posępnie rozmyślał nad tym, że widocznie Lesio nic nie zrobił tylko dlatego, iż popadł w obłęd.Koledzy, uwzględniając stan jego umysłu, przezornie odsunęli go od wszelkichdziałań.Dlaczego jednak nie zawiadomili o smutnym fakcie kierownika pracowni?.Dotarł prawie do samego zamku i spoza zrujnowanego murku niewiadomego przeznaczenia usłyszał znajome głosy.Zbliżył się z zamiarem przebycia przeszkody i rozróżnił słowa.- Nie dopuszczę, aby hańbił dziwiczą cześć mej siostry.Tu jest dziura - powiedział Karolek, tonem podkreślając znacznie większe zainteresowanie dziurą niż dziewiczą czcią siostry.- Co z nią robimy? - Sprawdź, jak głęboko - poradził Janusz.- Może to lochy? Jedź dalej.- Fryderyk - powiedział Karolek i na chwilę zapadło milczenie.Naczelny inżynier stał jak zamurowany i usiłował zebrać myśli.O ile wiedział, Karolek nie posiadał rodzeństwa.- Ze cztery i pół metra, a na dole jakby gruz - powiedział Karoke.- No, co tam dalej? - Ach nie, ach nie, nie mów mu o tym, on go zabije - powiedziała z wyraźnym zniecierpliwieniem Barbara.- Ta twoja narzeczona z M$h$d powinna wziąć urlop i latać tu z nami.- Obmierzaj, na co czekasz? - zniecierpliwił się Janusz.- Tak, masz rację, siostrzyczko moja - odparł Karolek.- Wezmę na siebie ten ciężar.Dwa dziesięć na osiemdziesiąt pięć.Naczelny inżynier jęknął rozdzierająco i usiadł na najbliższym kamieniu, uczuwszy w sobie dziwną słabość.Nagle zrozumiał kierownika pracowni.Teczka, z którą Bj~orn przybył na dworzec we Wrocławiu, była bardzo ciężka.Zawartość jej stanowiło czterdzieści rolek do przykładnicy, dwadzieścia egzemplarzy ładnie poskładanych odbitek i tekturowa rurapotężnych rozmiarów wetknięta pod wieko.Wewnątrz rury znajdowały się pieczołowicie zwinięte transparenty wraz z macierzystą matrycą.Z ulgą postawił teczkę na ławce w długiej hali dworcowej i rozejrzał się wokół.W głębi jego jestestwa zalęgło się pragnienie ulubionego napoju.Spojrzał na zegarek, stwierdził, że do pociągu ma jeszcze pół godziny czasu, kupił bilet i udał się do bufetu.Tak język, jakim się posługiwał, jak i jego wygląd zewnętrzny od pierwszego rzutu oka pozwalały odgadnąć w nim cudzoziemca i to cudzoziemca dewizowego.Cudzoziemiec z zachodu pozostawił na ławce bez żadnej opieki bardzo wypchaną, zagraniczną teczkę.Opuściwszy bufet po kwadransie Bj~orn ze zdziwieniem stwierdził nieobecność bagażu
[ Pobierz całość w formacie PDF ]