Home HomeChmielowski Benedykt Nowe AtenyChmielowski Benedykt Nowe Ateny (2)chmielowski benedykt nowe ateny (3)Trollope Joanna Najlepsi przyjacieleJ.Chmielewska 2 Wielki diamentJ.Chmielewska 1 Wielki diamentJoanna.Chmielewska. .Ksiazka.Poniekad.Kucharska.PL.PDF.eBook.(osloskop.net)Chmielewska Joanna Lesio (www.ksiazki4u.prv.pl)Chmielewska Joanna Dwie glowy i jedna nogaEncyclopedia of networking
  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • styleman.xlx.pl
  •  

    [ Pobierz całość w formacie PDF ]
    .O ósmej wieczorem grono spiskowców znalazło się w komplecie, powiększone o krynickiego komendanta, który trzy razy podkreślił, że znajduje się tu prywatnie, w godzinach pozasłużbowych, i uczestniczy w zwyczajnym przyjęciu.Nikt mu nie przeczył.Sierżant z dużym naciskiem zwracał się do niego per „proszę pana” albo „panie Marianie”.Uwolniony od gipsu Bodzio z zapałem przyrządzał kawę.Rozpromieniony sierżant z przyjemnością powtarzał wszystko, co usłyszał przez wynalazek Bodzia, dzięki czemu wyjaśniłam sobie resztę wątpliwości.- Rozumiem, że Wierzchowickiego ściągnęli do Leśniczówki goryle tego całego Bobaka, a nie pomagierzy Bertela - upewniłam się.- Wycisk dostał, bo był podejrzany.Ale przecież podobno miał swojego.?- Tak, przyjechał za nim, spóźniony.Nic nie zrobił i uciekł.- A.! Numer trzeci Zygmusia!- A tak naprawdę Bobak stracił opamiętanie, kiedy pojął kant Bertela.Na dobrą sprawę wszystko trzasnęło przez tę polkę pod „Albatrosem” - zaopiniował major.- Pani twierdzi, że zawiniła baba, ale moim zdaniem przysłużył im się głównie pani kuzyn.- Jezus Mario, Zygmuś.! Pełno go wszędzie!Myśl o Zygmusiu przygnębiła mnie tak, że na chwilę poniechałam udziału w rozmowie.Krynicki komendant zabezpieczył diamenty, odnalezione w bagażniku Bertela.Jacek przypomniał o jego sejfie na ulicy Ananasowej, Bodzio zaofiarował się natychmiast udzielić instrukcji, jak się owo pudło otwiera.Zaniepokoiłam się, czy ktoś tam się nie wedrze niepotrzebnie, i myśl o Zygmusiu przybladła.- Ja, wie pani, umiem rozmawiać przez telefon - pocieszył mnie major.- O siódmej już to mieliśmy i fakt, potwierdzam, duża bomba.Gdyby się to wszystko wykorzystało, prawie całą administrację państwową i licznych biznesmenów mielibyśmy z głowy.- I dlaczego się nie.?- Chwila nieodpowiednia.Najpierw trzeba by inaczej obsadzić niektóre stanowiska.- To dlaczego, do licha, pan jest taki zadowolony?! - wrzasnęłam z oburzeniem.- Bo nastąpiło to, na co miałem nadzieję.Wyłom w zwartych szeregach aferzystów i udało mi się w ten wyłom wejść.A w dodatku ci tutaj załatwili sprawę radykalnie, sama przyjemność.Osobiście nie ośmieliłbym się ich powystrzelać.- Zgodnie z pani życzeniem wszyscy sprawcy otrzymali najwyższy wymiar kary - zwrócił mi grzecznie uwagę krynicki komendant.Zastanowiłam się.Szmagier zabił Gawła, inspiratorem był Bobak.Brodaty.jak mu tam.Sosiński zabił Szmagiera.Bobaka rąbnął Bertel, goryl Bobaka rąbnął Bertela i Sosińskiego.Koło się zamknęło.Usiłowania w kierunku rozbudowania rozrywki czynili wszyscy, z wyjątkiem Seweryna, który nie dość, że był ciężko pobity, to jeszcze nie posiadał broni palnej, posługiwał się raczej umysłem.- A ten cały Wierzchowicki to powinien pani kuzynowi na kolanach dziękować - powiedział wciąż uszczęśliwiony sierżant.- Jak worek pod „Albatrosem” leciał, wszyscy widzieli.Inaczej trzasnęliby go w pierwszej kolejności.Wyraźnie poczułam, że dłużej tego Zygmusia nie wytrzymam.Najlepszym sposobem ułagodzenia go byłby publiczny aplauz, przydał się w końcu, więc niech to piorun strzeli, może by tak.Wyjawiłam gnębiący mnie problem.Major miał dzień dobroci dla zwierząt i chętnie wyświadczał przysługi.- Niech go pani tu ściągnie - zaproponował.- Złożymy mu podziękowanie, co nam szkodzi? Spadnie pani z głowy.Ucieszyłam się tak, że zapomniałam o Bodziu.Na szczęście czuwał sierżant, przypomniał nam, że istnieją granice szczerości, żadnych głupich błędów, chce czy nie chce, trudno, musi ubierać się w gips.Bodzio się bardzo zdenerwował i zaczął zakładać bułę na nieodpowiednią nogę, skorygował to Jacek.Porzuciłam ich i wybiegłam.Zygmuś krążył nerwowo dookoła mojego samochodu, oszczędzając mi długich poszukiwań.Oburzony był na mnie śmiertelnie.Pełne wyrzutu okrzyki ucięłam w zarodku.- Chodź prędko, wszyscy na ciebie czekają.Akcja skończona szczęśliwie, między innymi dzięki tobie.Może nawet głównie dzięki tobie! Miałam genialną myśl, żeby cię włączyć!Już pierwszy ślad uznania wystarczył, żeby zmienił nastawienie.Coś tam jeszcze wykrzykiwał, lecąc za mną, ale nie słuchałam.Do pokoju na wszelki wypadek wkroczyłam pierwsza, bacznym okiem obrzucając Bodzia.Major zdążył zorganizować przedstawienie z sierżantem w roli głównej.Krynicki komendant, też zapewne na wszelki wypadek, przeniósł się z krzesłem do najciaśniejszego kąta.Sierżant stanął na wysokości zadania.- Składam panu podziękowania w imieniu służby! - ryknął gromko na samym wstępie, trzaskając kopytami.Zygmusiowi walizka wyleciała z rąk.Sczerwieniał okropnie i zaczął jakby lśnić.- Co-co-co.Jak to-jak to.Tak jest-tak jest! Dziękuję bardzo-bardzo! Zaco-zaco-zaco.Sierżant porzucił postawę zasadniczą i uścisnął mu dłoń.Major również, podniósłszy się z łóżka, na którym siedział cały czas, bo krzeseł brakowało.Do potrząsania ręką przyłączył się Jacek.Zygmusiowi wszystkiego było mało, wypatrzył komendanta w kącie, przedarł się do niego, łokciem zrzucił butlę wody mineralnej, na szczęście plastykową, wreszcie dopadł Bodzia, potykając się o jego gips.Bodzio ze szczerą satysfakcją nie ruszył się z miejsca, eksponując inwalidztwo.Sierżant odstąpił gościowi krzesło, sam lokując się na łóżku obok majora.Jacek zastąpił Bodzia i podsunął szklankę z kawą, Zygmuś obejrzał się za walizką, odzyskał ją, czule ustawił obok siebie pod nogami.Dostrzegł kawę.- Kawa-kawa! Nie-nie-nie! Kawa-kawa na wieczór! Szkodliwe bardzo-bardzo!Jacek bez słowa zabrał kawę i zastąpił ją naczyniem z pejsachówką, którą chyba przywiózł major, bo w krynickim sklepie jej nie było.Nie udało mi się zawiadomić go dyskretnie, że szkoda dla Zygmusia takiej dobrej wódki, prawie nie używał alkoholu i nie potrafił go docenić.Machnęłam ręką, no trudno, odżałujemy.- Przestępcom napaść nie wyszła - informował sierżant uroczyście.- W ogromnym stopniu jest to pańska zasługa, skłócili się pomiędzy sobą.Pan pozwoli, że już nie będę wdawał się w szczegóły?Rozanielony Zygmuś godził się na wszystko.Zdaje się, że po raz pierwszy w życiu słyszał publicznie prawdziwe wyrazy uznania.- Ależ-ależ! Oczywiście! Gdzie oni? Zatrzymani? Areszt-areszt!- Tak jest.No, nie wszyscy.Zakończenie było dosyć dramatyczne, niektórzy pozabijali się wzajemnie.- Co-co-co?! - wyszczekał z oburzeniem Zygmuś i rąbnął sobie zdrowo pejsachówki, zapewne w mniemaniu, iż bezbarwny płyn w szklaneczce jest wodą mineralną.Zanim zdołał odzyskać dech, sierżant bez przeszkód odpracował całą powieść kryminalną, z wyraźnym natchnieniem rozwijając moją pierwotną koncepcję.Z wielkim zainteresowaniem słuchali wszyscy z krynickim komendantem na czele.Efektów pejsachówki Zygmuś się pozbył, ale i tak wydawał się ogłuszony.Swoje zabiegi śledcze bez wątpienia uważał za pracę poważną, sam się chyba jednak nie spodziewał, że okażą się aż tak cenne.Na zmianę robił się blady i czerwony i z wielką ulgą pomyślałam o korzyściach własnych.Zważnieje do tego stopnia, że ze mną nie będzie już chciał mieć do czynienia.Tymczasem nagle odwrócił się do mnie.- A ten-ten? - spytał z troską.- Niepożądana osoba-osoba, numer pierwszy, uparty-uparty, jednak wszedł! Zatrzymałem-zatrzymałem!Spojrzeli na mnie wszyscy.Coś mi błysnęło [ Pobierz całość w formacie PDF ]

  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • syriusz777.pev.pl
  •