[ Pobierz całość w formacie PDF ]
. Pod twoim własnym śmietnikiem leży trup, a ty nic.?! Już nie leży, zabrali go.Na twoich oczach. Ale leżał! I ty na to nic.? A co ty chcesz, żebym zrobiła? zirytowałam się, bo akurat byłam ogólnie za-jęta. Sama się tam położyła, w zastępstwie? Już rozmawiałam z glinami, na uboczu,prywatnie. I co? I nic.Sprawę przejęła Komenda Stołeczna. No to co? No to muszę złapać tego jednego, który tutaj był, tego młodszego, bo go znam oso-biście, więc może mu się coś wyrwie.Dam mu do zrozumienia, że coś wiem, i może samz siebie przyleci ze mną rozmawiać. A co wiesz? Nie powiem, bo się nie będę wyrażać.Ale mogę zełgać, nie? Albo wymyślę, żecoś mi przyszło do i głowy, to przecież zawsze jest możliwe, że nawet głupiej gropie cośprzyjdzie do głowy. Kiedy? Co kiedy? Kiedy ci przyjdzie? Jak tylko znajdę chwilę czasu.84 A co robisz? Gówno. Miałaś się nie wyrażać! Wcale się nie wyrażam, uczciwie mówię, co robię, gówno w kotle od bielizny.Muszę iść po skrzyp, bo pokrzywy już przywiozłam, a rumianek mam w ogródku.Zaraz pójdę i urwę.Martusia z drugiej strony robiła wrażenie nieco oszołomionej. I naprawdę wyjdzie ci z tego gówno w koszu od bielizny.? Wyjdzie we wszystkim, ale kocioł od bielizny najlepszy pouczyłam ją. Niema na świecie doskonalszego nawozu, skrzyp i pokrzywy pół na pół, a do tego odrobi-na rumianku. Słuchaj, czy to ma być jakiś przepis kulinarny.? Do jedzenia się nie nadaje.Zalać wodą i poczekać parę tygodni, śmierdzi nieziem-sko.Muszę się z tym pośpieszyć, żeby dojrzało przed zimą. Czekaj, ogłuszyłaś mnie.Myślałam, że jesteś zajęta pracą! Nie, w tej chwili jestem zajęta poszukiwaniem tajnego numeru do karty kredyto-wej.Schowałam go tak starannie, że teraz nijak nie mogę znalezć.Straszna katorga, damspokój i pójdę po ten skrzyp. No dobrze, ale zaraz, bo ja ci chciałam powiedzieć, że przyjeżdżam znowu, w po-niedziałek.Wytrzymasz? Bez problemu.Może wreszcie złapiemy tego kota.Rozłączyła się.Powiedziałam jej świętą prawdę, poszukiwanie tajnego numeru wy-kończyło mnie doszczętnie, z prawdziwą przyjemnością oderwałam się od obrzydliwe-go zajęcia i poszłam po niezbędny mi skrzyp.W przeciwieństwie do pokrzyw, po które musiałam jechać trzy kilometry w jednąstronę, na skrzypy w okolicy był urodzaj.Najwspanialsze rosły tuż pod ogrodzeniem są-siada, trzeciego z kolei, licząc ode mnie, cała kępa, w zupełności wystarczająca na mojepotrzeby.Jeszcze niedawno dom sąsiada nie był zasiedlony, trwały tam roboty wykoń-czeniowe i właściciele pojawiali się rzadko, teraz nagle okazało się, że już mieszkają.Wyrywałam sobie spokojnie ich skrzypy, kiedy sąsiadka wyszła na zewnątrz. Dzień dobry powiedziała. Pani chyba mieszka tam dalej, w trzecim domu?Potwierdziłam i czym prędzej, z wielką skruchą, przeprosiłam za panoszenie się podich ogrodzeniem.Myślałam, że ich jeszcze nie ma. O, nic nie szkodzi odparła życzliwie. Na co mi to zielsko, pełno tego wszę-dzie.Tu i tak zresztą samochodami wszystko niszczą, niech pani popatrzy, to przecieżironia losu, chciałam mieć te iglaczki od zewnątrz, taki wąski paseczek za bramą, spe-cjalnie posadziłam na jesieni i proszę! Skrzypy nietknięte, a iglaczki mi jakaś idiotkaprzejechała.Zła jestem na nią okropnie, o, widzi pani?85Popatrzyłam.Rzeczywiście, rząd małych krzaczków był w połowie zgnieciony, wid-niał na nim ślad opony samochodowej.Podwójny, jakby ktoś zawracał, niezręcznie co-fając. Dziw, że nie wjechała pani w siatkę zauważyłam potępiająco. Zakręcałaakurat w najwęższym miejscu, już nie miała gdzie.Skąd pani wie, że to była baba?Budowlańcy też rozjeżdżają tę drogę. Widziałam.Przypadkiem tu byłam, przywiozłam rzeczy, ma pani rację, o włosominęła siatkę.Jeszcze cofnęła i przygniotła obok.Firankę właśnie wieszałam i nie mo-głam tak skakać z drabiny, bo bym jej powiedziała parę słów, a jak zeszłam z okna, to jużjej nie było, odjechała w pani stronę.Nabrałam obaw, że posądzi o dewastację zieleni kogoś z moich gości, więc pośpiesz-nie zapewniłam ją, że żadne idiotki ostatnio nie składały mi wizyty, co było prawdą.Nawszelki wypadek spytałam, kiedy to nastąpiło. Przedwczoraj.Nie, wcześniej.Trzy dni temu.Przedwczoraj porządkowałam gar-derobę i nie mogłam nic widzieć przez żadne okno.Bo my właściwie mieszkamy tudopiero od wczoraj. A, to dlatego sądziłam, że jeszcze państwa nie ma.Pocieszyłam ją, że iglaki odżyją, pożegnałyśmy się przyjacielsko, z pękiem zielskaw dłoniach uczyniłam cztery kroki i zatrzymałam się, rażona odkrywczą myślą.Zaraz.Idiotka rozjechała jej iglaczki.Przedwczoraj.Jakaś baba w samochodzie.Nieboszczkępod mój śmietnik ktoś przywiózł.A jeśli baba.?Zawróciłam.Sąsiadka jeszcze oglądała przygniecione rośliny i próbowała je prosto-wać. Przepraszam panią, a o której godzinie to było? Tuż przed zmierzchem odparła bez pudła wiedząc, o co pytam bo jak po-tem chciałam mężowi pokazać, to już się ciemno zrobiło.Chyba koło piątej.Albo tro-chę przed.I nawet się nie zainteresowała, do czego mi ta wiadomość potrzebna.Chwałaż Bogu,nie miałam najmniejszej ochoty informować jej, że w podzięce za skrzypy zamierzamjak najszybciej napuścić na nią policję.Nie musiałam już łgać, że coś wymyśliłam, prze-ciwnie, sumienie mnie gryzło, bo udzieliłam fałszywych informacji, wmawiałam w nich,że dwa domy stoją puste.Dodzwoniłam się bez trudu, porucznik, pardon, komisarz Górski dał mi poprzednionumer swojej komórki.Przez telefon wściekle tajemnicza, kazałam mu przyjechać, żebyobejrzał zjawisko na własne oczy, i to szybko, póki widno.Potraktował mnie poważnie,nie zwłóczył ani chwili.Przyjechał sam, bez tego drugiego, podinspektora Bieżana, co mi było bardzo narękę.Mogłam sobie pozwalać na supozycje własne
[ Pobierz całość w formacie PDF ]