[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.Mógł spo-kojnie wziąć pieniądze tuż przed odjazdem stąd.Był pewien, że policja szuka Cowleya,wierząc, że ten ma pieniądze przy sobie.A ja byłem z kolei pewien, że Jowett nie ma pie-niędzy w pokoju.To byłoby w pierwszej fazie śledztwa zbyt wielkie ryzyko.Nie wiedziałprzecież czy policja nie przewróci domu do góry nogami w poszukiwaniu tych pienię-dzy.Nie mógł także nigdzie ich zakopać.bo musiałby je odkopywać, a nie wiedział,w jakich okolicznościach będzie stąd odjeżdżał i czy policja nie będzie strzegła każ-dego kroku wszystkich obecnych.A przecież musiał je mieć.Dla nich zabił dwie oso-by i były mu one na pewno rozpaczliwie potrzebne od razu.Musiał je więc tak ukryć,230żeby móc do nich dotrzeć, ale żeby równocześnie, gdyby policja je odkryła, mieć szan-se obrony i móc powiedzieć, że to Cowley je podrzucił po to, aby Meryl Perry mo-gła je pózniej przejąć.Dlatego ściągnąłem cię do pracowni nocą.Nie szukałem zwłokCowleya.Jowett musiałby być obłąkany, żeby je tam przechowywać.Szukałem tych pie-niędzy i znalazłem je.Ale nie mrugnąłem nawet okiem.Model był leciuteńki, z karto-nu i gdyby Jowett nie ukrył w nim owej grubej paczki dolarów, musiałby od razu za-reagować na wzrost ciężaru, biorąc go ze stołu.Ale nie zareagował.Kiedy poszedłemz nim tam, wziął go do ręki i rozmawiając ze mną zawrócił w stronę domu.Wtedy po-wiedziałem mu, że wiem, co tam ma.Nie mrugnął nawet okiem.Powiedziałem, że wiemod początku, że udowodnię mu obie zbrodnie i że będzie to oznaczało dla niego bez-terminowe poniżenie pośród opryszków i zbirów, bez żadnej szansy ujrzenia wolnegoświata.Powiedziałem mu też, że to bardzo piękny pomnik, ten, który projektuje.i żeCowley mógłby być przecież jedynym winnym, gdyby zabrakło tego drugiego.Zapytałmnie, jak to sobie wyobrażam.Powiedziałem, że mój samochód stoi na podjezdzie, a je-śli, na przykład, skręci w nieodpowiednim kierunku i wpadnie do morza, zeznam, żeon, Jowett, był pijany i.Parker spoważniał nagle. Czy mówisz to wszystko serio Joe? przecież.Przecież popełniłeś poważne prze-stępstwo.I muszę. Przede wszystkim musisz mi udowodnić, że to, co mówię, jest prawdą. Joeuśmiechnął się. A mogę cię upewnić, że przed sądem zeznam, że fatalna omyłka, z której cię wy-ratowałem, wpłynęła chwilowo na twój system nerwowy i zacząłeś słyszeć rzeczy, któ-rych nigdy nie powiedziałem. Ale dlaczegoś to zrobił? Bo obiecałem Chandzie, że jego pan będzie pomszczony i człowiek, który to zro-bił, odpowie głową.A poza tym.poza tym to będzie bardzo piękny pomnik.my-ślę o tych poległych lotnikach Manchesteru.Chciałem dotrzymać słowa, które dałemJowettowi.On by zginął w więzieniu.Był bezwzględny, nikczemny, ale genialny na swójsposób, i zginąłby skazany na dożywocie, tyle tylko, że umierałby dłużej.Ustrzegłemwielkiego artystę o marnym charakterze przed najgorszą śmiercią.w zapomnieniu.I myślę, że pomożesz mi w tym.i w jeszcze jednej sprawie. W jakiej? Chodzi mi o Chandę. Tak? Nie zobaczysz go chyba nigdy.Chcę powiedzieć tylko, że byłoby rzeczą bardzoniewskazaną, gdybyś zaczął działać w sprawie tego posągu, który odpłynął z nim mo-torówką.Wiesz tak samo dobrze jak ja, że o ile nawet Chanda dopłynął już do jednego231z portów francuskich, musi jeszcze zaokrętować się do Indii.Chciałem cię zapytać, czymasz zamiar wysłać iskrówkę do Francji, że pewien człowiek o takim a takim rysopisiewiezie skradziony z terytorium brytyjskiego posąg Buddy? Hm. Parker przygryzł wargę. Skąd wiesz, że chciałem tak zrobić? Nie wy-słałem do tej pory żadnej iskrówki. Bo wiesz, że masz czas.Masz jeszcze wiele godzin czasu, zanim Chanda załatwiwszystkie formalności i wsiądzie na pokład jakiegoś statku płynącego w tamtym kie-runku.Ale nie jesteś jeszcze zdecydowany, chociaż twoje policyjne sumienie dręczy cięnieustannie.Chciałeś najpierw usłyszeć, jak to było z Jowettem.Teraz już wiesz.Dlategoobawiam się, że nie mając nic innego do roboty.Ale przedtem chcę ci przypomnieć,że wówczas w nocy powiedziałem ci: Ty zrobisz, co uznasz za stosowne, i ja zrobię, couznam za stosowne.I zrobię to! O ile dobrze zrozumiałem. powiedział Beniamin Parker suchym, urzędo-wym głosem to postępowanie takie nazywa się potocznie szantażem.Co mianowicieuznasz za stosowne? Opublikowanie, że omyliłem się i chciałem zaaresztować niewin-ną dziewczynę? Nie mogę ci tego zabronić, ale jeśli chodzi o naszą dotychczasową przy-jazń, to chciałbym ci tylko zakomuni. Widzę. powiedział Alex z udaną zgrozą że masz o mnie w tej chwili równiedobre mniemanie jak to, które miałeś o Karolinie wczoraj wieczorem.Nie, nie opubli-kuję twojej omyłki! Zrobię coś gorszego: nie zaproszę cię na mój ślub! Co? powiedział Parker.Zerwał się i usiadł.Z wolna szeroki uśmiech pojawiłsię na jego twarzy.Wyciągnął ponad stołem swą ogromną, muskularną rękę. Boże, comoja żona powie, kiedy się dowie! Zawsze ubolewała nad wami: Tacy wspaniali ludzie,kochają się jak dwa gołąbki, nie mogą żyć bez siebie, a przecież nie są rodziną. Ba. powiedział Alex. Jak wiesz, nie działo się tak z mojej winy.Ale Karolina. urwał. Myślę, że ta śmierć wstrząsnęła nią.I.i. zaczerwienił się. Może tonie pora o tym mówić, ale.Karolina powiedziała mi, dlaczego tak nagle. znowuurwał i zająknął się. I tak zresztą to zaraz nie nastąpi.Jest w żałobie.Ale powie-działa mi, że.że kiedy widziała mnie po jego śmierci i zrozumiała, co się musi dziaćwe mnie.ponieważ go nie ustrzegłem, a przecież byłem tak blisko.słowem, że jestemw rozpaczy
[ Pobierz całość w formacie PDF ]