[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.Pomysł lekarza był wspaniałomyślny i niemal genialny, gdyż z jednej strony łatwo dało się go wykonać, z drugiej nikt nie musiał zdradzać się ze swoją decyzją.Żona lekarza policzyła ochotników, razem z nią i mężem zebrało się siedemnaście osób.Z pierwszej sali po prawej stronie zgłosił się stary człowiek z czarną opaską na oku, pomocnik aptekarza i dziewczyna w ciemnych okularach, z innych sal z oprócz kobiety, która powiedziała, Gdzie ty pójdziesz, tam i ja, zgłosili się sami mężczyźni.Stanęli w przejściu między łóżkami, lekarz raz jeszcze wszystkich policzył, Zgadza się, jest nas siedemnaścioro, Mało, zauważył pomocnik aptekarza, Nie damy rady, Musimy szturmem ruszyć do ataku, jeśli wolno mi użyć tego wojskowego określenia, powiedział stary człowiek z czarną opaską na oku, Z przodu nie może być zbyt wielu ludzi, nie zmieścimy się w drzwiach, Racja, inaczej powpadalibyśmy na siebie, odezwał się głos z głębi sali i teraz nikt już nie miał wątpliwości.W akcji zdecydowano się użyć znanej nam broni, czyli metalowych prętów wyrwanych z łóżek, mogły służyć zarówno jako lance, jak i łomy.Stary człowiek z czarną opaską na oku, który w młodości musiał przejść niejedną lekcję taktyki walki, przypomniał, że mają trzymać się razem i zawsze powinni być zwróceni w tę samą stronę, by przez pomyłkę nie zaatakować swoich.Dodał, że należy poruszać się bezszelestnie, by zaskoczyć przeciwnika.Zdejmijcie obuwie, poradził, Nie odnajdziemy potem naszych butów, zaprotestował jeden z ochotników, Oby nie stały się one butami nieboszczyka, choć tutaj na pewno znajdzie się ktoś, kto chętnie je po nas włoży, Jakie znowu buty nieboszczyka, To takie stare, ludowe porzekadło, buty nieboszczyka oznaczają coś bezwartościowego, Nie rozumiem, Kiedyś chowano nieboszczyków w butach z tektury, uważano, że dusza nie ma nóg i nie potrzebuje solidnego obuwia, aha, jeszcze jedno, przypomniał sobie stary człowiek, Wybierzmy sześciu silnych i odważnych ludzi, którzy w pierwszym natarciu zburzą barykadę z łóżek i utorują drogę pozostałym, Czy pręty trzeba odłożyć, Niekoniecznie, można nimi podważyć łóżka.Stary człowiek zastanowił się i po chwili dodał, Najważniejsze to trzymać się razem, inaczej zginiemy, A co z nami, co my mamy robić, spytała dziewczyna w ciemnych okularach, Przecież są tu jeszcze kobiety, Ty też idziesz, spytał stary człowiek z czarną opaską, Wolałbym, żebyś została, A to dlaczego, Jesteś za młoda, Tu w szpitalu nie liczy się wiek ani płeć, dlatego nie zapominaj o kobietach, Nie, nie zapominam, odparł bez przekonania stary człowiek, a jego słowa zabrzmiały tak, jakby zostały wzięte z innego dialogu, następne były już bardziej stanowcze.Nawet nie wiecie, jak bardzo bym chciał, aby choć jedna z was widziała, mielibyśmy przewodnika, jednym ruchem moglibyśmy przyłożyć im do gardeł nasze pręty, tak jak to zrobiła tamta kobieta, Marzy pan o rzeczach niemożliwych, to był przypadek, a poza tym kto wie, czy ona jeszcze żyje, nie wiemy, co się z nią stało, przypomniała zebranym żona lekarza, Kobiety zmartwychwstają jedna przez drugą, damy odradzają się w dziwkach, dziwki w damach, zauważyła dziewczyna w ciemnych okularach.Zapadła złowroga cisza, kobiety wiedziały już wszystko, mężczyźni wciąż musieli szukać odpowiedzi, wiedząc z góry, że nigdy jej nie znajdą.Wyszli po kolei na korytarz, tak jak wcześniej ustalono, z przodu ustawiło się sześciu najsilniejszych ludzi, wśród nich lekarz i pomocnik aptekarza, za nimi reszta.Każdy ściskał w ręku pręt od łóżka, garstka wynędzniałych, obdartych lansjerów, kiedy przechodzili przez hol, jeden z nich upuścił pręt, który uderzył o kamienną posadzkę z łoskotem przypominającym serię z karabinu maszynowego.Jeśli bandyci nas usłyszą i domyśla się, że idziemy, jesteśmy zgubieni, Nie mówiąc nic nikomu, nawet mężowi, żona lekarza wybiegła naprzód i sprawdziła, co się dzieje na korytarzu, potem krok po kroku zbliżyła się do sali bandytów i stanęła, nasłuchując.Bandyci w środku niczego nie słyszeli.Wróciła do swoich i przekazała im tę wiadomość, ruszyli naprzód.Pomimo ostrożności i ciszy, w jakiej poruszali się napastnicy, ludzie z dwóch sal położonych najbliżej bandyckiej fortecy, wiedząc, co się stanie, zgromadzili się przy drzwiach, by przysłuchiwać się odgłosom nieuniknionej bitwy.Niektórych ponosiły emocje, czując w powietrzu zapach prochu zapowiadający eksplozję, chwytali za broń i w porywie serca dołączali do uzbrojonych ślepców.W końcu zamiast garstki siedemnastu ochotników grupa liczyła przynajmniej dwa razy więcej osób, co na pewno nie ucieszyłoby starego człowieka z czarną opaską na oku, któremu do głowy nie przyszło, że dowodzi już dwoma pułkami.Przez okna wychodzące na ogród wpadało coraz słabsze, szare i rozproszone światło zapadającego zmierzchu, budynek powoli tonął w gęstej ciemności nadciągającej nocy.Zaczynała się dziwna pora dnia, która wlewa w ludzkie serca melancholię i smutek
[ Pobierz całość w formacie PDF ]