Home HomeCharles M. Robinson III The Diaries of John Gregory Bourke. Volume 4, July 3, 1880 May 22,1881 (2009)Robinson Kim Stanley Czerwony Mars (SCAN dal 1129)Robinson Kim Stanley Czerwony Mars (2)Robinson Kim Stanley Czerwony MarsDickson Gordon R Dorsaj scrEddings Davde musset alfred spowiedÂź dziecięcia wiekuProfessional Feature Writing Bruce Garrison(5)0275994317 The 9 11 EncyclopediaKirch O, Dawson T Linux. Podręcznik administratora sieci
  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • milosnikstop.keep.pl
  •  

    [ Pobierz całość w formacie PDF ]
    .Idąc w tym kierunku, napotkałem w jednym miejscu szeroko rozścielone krzaki, jak gdyby pierzemporosłe.Zbliżywszy się ku nim, ujrzałem kolczaste, zielone, popękane owoce, z któ rych wydobywał sięjakiś mech biały.Natychmiast przyszła mi na myśl bawełna, której wprawdzie rosnącej nigdy niewidziałem, ale opowiadano mi, jak wygląda krzew ją wydający.Wydobyte zaś kłaczki były nadzwyczajpodobne do waty, tylko mnóstwem ziarenek zanieczyszczone.Nazbierałem ich sporo i zabrałem zesobą.Raz jeszcze przenocowawszy na drzewie, po kilkugodzinnym pochodzie dostałem się przecież dodomu.Zrzuciwszy kosz z melonami i bawełną, przeskoczyłem co żywo mur zagrody, ażeby zobaczyć,co się dzieje z kozami.Biedne stworzenia na mój widok zaczęły żałośnie beczeć, jakby skarżąc się, że onich zapomniałem.Ze stogu siana prawie nic już nie pozostało.Gdybym jeszcze parę dni zabawił,pozdychałyby z głodu.Ale zdziwienie moje było ogromne, gdy zamiast trzech kóz, zastałem pięć.Podczas mej wędrówki urodziło się dwoje kozląt, a ujrzawszy mnie, zaczęły pocieszne wyprawiać skoki.Zwiększona trzódka wymagała pieczy.Przyniosłem świeżej trawy, stare kozy rzuciły się na nią chciwie,a kozioł na podziękowanie palnął mnie porządnie rogami.Takie zuchwalstwo poddanego nie mogło ujść bezkarnie.Wykropiłem też prętem koziołeczka, alekarstwo to tak posłużyło, że od tego czasu był dla mnie z największym respektem.Ponieważ dla kóznie mogłem zaniedbywać wycieczek, należało więc dla nich zrobić zagrodę, w której mogłyby się paśćbez możliwości ucieczki do lasu.Ogrodzenie to powinno było obejmować kawał łąki, zarosłej trawą ikrzewami.O łąkę nietrudno, ale z czego zrobić ogrodzenie? Zostawmy to do jutra, a tymczasem, nakarmiwszy kozy, trzeba pomyśleć o posileniu siebie.Wziąłemsię zatem do rozniecenia ognia i po półgodzinnym usiłowaniu buchał wesoło jasny płomień, a przy nimobracał się na drewnianym rożnie zajączek, którego zastrzeliłem po drodze.Pieczeń smakowała miznakomicie, bo też od osiemnastu dni nic ciepłego nie jadłem, żywiąc się podczas wycieczki kukurydzą iowocami.XXIIIOgrodzenie dla kóz.Opuncje.Rocznica przybycia na wyspę.Jak ten dzień przepędziłem.Rozmyślanianad upłynionym rokiem.Modlitwa.Nazajutrz rano siedziałem parę godzin pogrążony w myślach, z czego zrobić dla mych kóz ogrodzenie.Najlepszy byłby bambus, lecz naprzód rósł bardzo daleko, a po wtóre nóż mój stępiał bardzo, a niechciałem go zbyt często ostrzyć, aby się za prędko nie zużył.Wreszcie ścinanie bambusów było rzecząmozolną.Podczas budowania letniego mieszkania poodgniatałem sobie skórę na dłoni i przez parę dnicierpiałem z tego powodu.Przeleciało mi przez głowę, ażeby zrobić ogrodzenie z kamienia, ale myśl tabyła tak niedorzeczna, że ją natychmiast porzuciłem.Ogrodzenie powinno było obejmować przestrzeńprzynajmniej parę morgów zajmującą.Trzeba więc było ułożyć parkan z kamieni, przynajmniej 60metrów długi, a znoszenie i układanie wymagało najmniej dwóch lat pracy.Nareszcie wpadłem napomysł, oszczędzający mi czasu i pracy.W pobliżu mego mieszkania rosło mnóstwo opuncji,kolczastych roślin, dochodzących nieraz do ośmiu stóp wysokości.Roślina ta, podobna do kaktusa,mnożyła się i rosła prędko.Silne kolce nie pozwoliłyby umknąć kozom przez taki żywopłot.Zamiastjednak zakładać ogrodzenie na otwartym polu, postanowiłem przeprowadzić je koło skalistej ścianypółokręgiem tak, żeby dwoma końcami dotykało skał.Natychmiast zaznaczyłem kamykami okrąg i wziąłem się do poruszania ziemi.Grunt był w tym miejscupulchny, robota więc szła łatwo.Po skopaniu kawałka, zasadzałem go zaraz opuncjami.Tylko znoszenietych kolczastych roślin kosztowało mnie nie tyle zachodu, ile zadraśnień, bo ostre ciernie kłuły mi ręce iplecy.Aby tego uniknąć, zrobiłem rodzaj sanek z gałęzi, nakładałem na nie wykopane rośliny iprzywłóczyłem do miejsca przeznaczenia.Tym sposobem co dzień 10 do 12 metrów bieżącychzasadzało się żywopłotem, a ponieważ on trzystu pięćdziesięciu metrów długości nie przechodził, więcw przeciągu miesiąca skończyłem zagrodę.Mimo to kozy trzymałem wciąż zamknięte w oborze,znosząc im trawę.Przykrzyło się biednym zwierzętom, lecz nie mogłem ich dotąd wypuszczać, dopókisię nie przyjęły rośliny.Ma się rozumieć, że stajenka znajdowała się wewnątrz ogrodzenia.Podczas roboty upały były tak wielkie, iż musiałem zdjąć zajęcze ubranie, a przywdziać dawne.Ale i tonowe tak się podarło, że trzeba było pomyśleć o innym.Razu jednego, licząc kreski na moim kalendarzu, narachowałem ich 365, a ponieważ rok byłprzestępny, zawierający 366 dni, zatem nazajutrz wypadała rocznica przybycia mego na wyspę, czylidzień: 23 września 1664 roku.Postanowiłem go uroczyście obchodzić, a porzuciwszy wszelkie zatrudnienia, poświęcić go rozmyślaniu.Przysposobiłem trawy dla kóz, aby jutro i tym sobie nie rozpraszać uwagi.W jakim uczuciu obudziłemsię drugiego dnia ten tylko pojmie, co oddalony od rodzinnej ziemi, od ukochanych rodziców ikrewnych, w smutku i samotności dni przepędza [ Pobierz całość w formacie PDF ]

  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • syriusz777.pev.pl
  •