[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.— Wysłaliśmy wiadomości o uratowaniu ciebie i dostaliśmy potwierdzenia odbioru —powiedział K’vin z uśmiechem.— Mistrz Domaize już się zaczynał martwić, więc dzięki nam oszczędzi kurierowi wycieczki do Bitry.— Bardzo dziękuję, Zulayo i K’vinie — odpowiedział, wielce zadowolony, że w Akademii nauczono go między innymi nazwisk ważnych osobistości ze wszystkich Warowni, Weyrów i Cechów.— P’tero w sam czas przybył mi na ratunek.— Będzie się tym chełpił do wiosny — odpowiedziała Zulaya z uśmiechem.— Ale to dowodzi, jak bardzo potrzebne są powietrzne patrole, nawet w czasie Przerwy.— Powinnaś wiedzieć, Pani, że Lord Chalkin nie wierzy w nadejście Przejścia — wyrzucił z siebie Iantine.— Naturalnie, że nie wierzy — odparł gładko K’vin.— Opady są mu nie na rękę.Jednak Bridgely i M’shall byliby ci wdzięczni za sprawozdanie z pobytu w Bitrze.— To znaczy, że można coś przeciw niemu zrobić? — zdumiał się malarz.Lordowie Warowni cieszyli się pełną niezależnością w granicach swych posiadłości.Nie wiedział, że i przeciw nim można podejmować jakieś kroki.— Sam się wrobi — Zulaya wykrzywiła usta w gorzkim grymasie.— Ach, to byłoby cudowne — ucieszył się Iantine, ale uczciwość kazała mu dodać: — Tylko on właściwie nic złego mi nie zrobił…— Być może Artyście z naszego Weyru brak wyszkolenia — odparł K’vin — ale poinformował mnie, że malowanie czterech miniatur rzadko kiedy zajmuje siedem tygodni…— Właściwie namalowałem dwadzieścia dwie, aż w końcu cztery im się spodobały — odchrząknął ponuro.— Haczykiem w umowie było słowo „zadowalający”.— Ach — odparli zgodnie Zulaya z K’vinem.— Skończyły mi się farby i płótno, bo zabrałem ze sobą tylko tyle, ile moim zdaniem było potrzeba….— uniósł ręce i zaraz zaczął je rozcierać, bo zaswędziały.— Potem wszystkie dzieci pochorowały się na odrę, a ponieważ nie chciałem, by mi odliczono z honorariów pieniądze za mieszkanie i wyżywienie, zgodziłem się odnowić freski w Warowni… tylko że nie miałem odpowiednich farb i musiałem je zrobić…— Czy policzył sobie opłatę za wypożyczenie narzędzi? — spytała Zulaya, ku jego zdumieniu.— Skąd o tym wiecie? Roześmiała się tylko i machnięciem ręki poleciła, by opowiadał dalej, więc podjął wątek:— Wygrzebałem ze śmietnika wszystkie potrzebne naczynia.— Doskonale… — klasnęła w ręce, uradowana jego pomysłowością.— Na szczęście, większość surowców na farby można znaleźć bez trudu.Trzeba je tylko przetworzyć.Zresztą, i tak musiałbym to zrobić.Mistrz Domaize świetnie uczy takich technik.W końcu nakłoniłem go, by uznał miniatury, które wtedy już bynajmniej nie były miniaturowe, ale w nocy śnieżyca odcięła mi drogę do domu — Iantine zaczerwienił się.Z opowieści wyraźnie wynikało, jaki z niego głupiec.— A potem? Jak się miały sprawy kontraktu?— Trochę zmądrzałem.A raczej tak mi się wydawało — skrzywił się i streścił punkty umowy, jakie udało mu się wywalczyć.— Trzymał cię w Bitrze na piętrze dla służby? — Zulaya była wstrząśnięta.— Dyplomowanego Artystę? Oczywiście, że to powód do protestu! Większość Warowni, Cechów i Weyrów ma zwyczaj świadczyć pewne uprzejmości wędrownym czeladnikom rzemiosł, a już na pewno Artystom!— Tak więc, gdy Lord Chalkin w końcu zaakceptował swój portret, ruszyłem w drogę najprędzej, jak mogłem!K’vin poklepał go po ramieniu, rozbawiony zapałem, z jakim malarz wygłosił ostatnie zdanie.— Nie za bardzo to poprawiło moją sytuację — dodał prędko Iantine — aż do czasu, gdy P’tero mnie uratował.— Chrypę miał coraz większą, więc znów musiał odchrząknąć.— Chciałbym wam za to gorąco podziękować.Mam nadzieję, że nie przeszkodziłem mu w pełnieniu ważnych obowiązków.— Ależ skąd — uspokoił go K’vin.— Widzisz, nie jestem pewien, po co on latał wtedy nad Bitrą, ale dobrze się złożyło.— Jak tam ręce? — spytała Zulaya, patrząc, jak zaciera swędzące palce.— Nie powinienem podrażniać skóry, prawda?— Leopol, przynieś Iantine’owi mrocznika, dobrze? — powiedziała Władczyni przez ramię.Młody czeladnik nie zauważył dyskretnej obecności chłopca, ale cieszył się, że nie musi sam iść po słoik do odległej komnatki.— To pozostałość po przemarznięciu i tyle — powiedział, spoglądając na palce.Zauważył to samo, co Tisha: farbę za paznokciami.Podkurczył palce, zawstydzony, że siedzi za stołem w Weyrze z brudnymi rękoma.Po plecach przeszedł mu zimny dreszcz.— Zastanawiałam się, Iantine — zaczęła Zulaya — czy nie miałbyś ochoty znowu namalować portretu, albo dwóch.Weyr płaci ustaloną cenę i nie odlicza żadnych dodatkowych opłat.— Z radością namaluję twój portret, Władczyni, bo chyba siebie masz na myśli, prawda?W ślad za pierwszym dreszczem wstrząsnął nim drugi.Starał się go w miarę możności ukryć.— Tak, ale pod warunkiem że przyjmiesz godziwą zapłatę, młody człowieku — odparła surowo.— Ale…— Żadne ale — wtrącił K’vin.— Ponieważ zbliża się Przejście, ani Zulaya, ani ja nie mieliśmy czasu by zajmować się portretami.Ale skoro już tu jesteś… i masz ochotę do pracy?— Naturalnie, że tak, ale nie znacie moich prac, a w dodatku dopiero niedawno przyznano mi…Zulaya ujęła jego dłonie w swoje, gdyż gestykulował szeroko, z jednej strony pełen entuzjazmu, a z drugiej — pragnąc ukryć kolejny dreszcz.— Czeladniku Iantine, jeśli udało ci się wykonać cztery miniatury i dwa portrety dla Chalkina, a nadto odświeżyć freski w jego Warowni, twoje kwalifikacje są bardziej niż wystarczające.Nie wiedziałeś, że Macartor przez pięć miesięcy nie mógł skończyć obrazu, przedstawiającego dzień ślubu Chalkina?— W dodatku musiał pożyczyć marki od mechanika, żeby spłacić resztę swego „długu” — dodał K’vin.— Pozwól przedstawić sobie Waine’a.Tylko nie zaczynaj pracy, póki całkowicie nie dojdziesz do siebie po tym przemarznięciu.— Już doszedłem do siebie, naprawdę — odpowiedział Iantine i wstał, podobnie jak Przywódcy Weyru.Zmusił się, by opanować kolejny atak dreszczy.Gdy przedstawili go niewysokiemu Waine’owi, odeszli by porozmawiać z ludźmi odpoczywającymi przy innych stołach.Pod ścianą ktoś zaśpiewał przy wtórze gitary, więc wkrótce wesołe dźwięki zaczęły górować nad gwarem swobodnych rozmów.Iantine dopiero teraz zdał sobie sprawę, że w Bitrze czegoś takiego w ogóle nie znano: muzyki, rozmów, wspólnego odpoczynku po pracowitym dniu.— Słyszałem, że nadziałeś się na Chalkina? — Waine z uśmiechem pochylił głowę, a potem wyjął zza pleców plik starannie przewiązanych dużych kart papieru i garść ołówków.— Mówili mi, że wszystko zużyłeś w Bitrze.— Och, dziękuję.— Iantine z zadowoleniem pogładził doskonały papier; zauważył też, że ołówki były różnej miękkości.— Ile to będzie kosztować?Waine roześmiał się, ukazując przerwy między zębami.— Za długo byłeś w Bitrze.Mam też barwniki, ale nie za dużo.Same podstawowe
[ Pobierz całość w formacie PDF ]