[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.Poległa jakoś na trzecim stopniu z łusek, czyli na samym początku drogi, kiedy stopyzaplątały jej się w za długi materiał kapłańskiej tuniki, w którą ubrały ją Elfy ze świątyni, a którapodczas ucieczki zdążyła poszarpać się i podrzeć w wielu strategicznych miejscach, międzyinnymi na samym dole.Walcząc o odzyskanie utraconej równowagi, uderzyła barkiem w cośprzypominającego twardością i fakturą głaz, a będące najprawdopodobniej po prostu udemAstarotha.Krótki lot zakończył się równie niespodziewanie, jak rozpoczął, Elpis nagle z całąmocą zderzyła się z podłożem, amortyzując upadek obiema dłońmi, miecz odrzuciła już jakiśczas temu, mimo to impet uderzenia na chwilę odebrał jej zdolność do oddychania.Kiedy jąodzyskała, w ustach poczuła smak ziarenek piasku i krwi.Nie, nigdy, przenigdy nie byłam kapłanką pomyślała, wypluwając na trawę piaseki krew.Nigdy.I wiesz co, Pistis? Ty lepiej zostań, gdzie jesteś, bo jeśli będę musiała teraz odczućtwój upadek, to z pewnością zemdleję, a chociaż tego chciałabym sobie oszczędzić.Nigdy mniebyłam kapłanką powtórzyła przekaz, dzwigając się na dłoni i ocierając wargi wierzchem dłoni.A kiedy znów będę mogła mówić bez obaw, że rozerwę sobie przy okazji po raz kolejny półtwarzy, powiem ci bardzo dokładnie, jakie mam zdanie o tych pieprzonych kapłańskich szatach,za długich i za wąskich, a przez to nie nadających się do niczego, poza dreptaniem gęsiego zaświętym mistrzem.Powiem ci bardzo dokładnie, co myślę o milczeniu i niepojętym dla mniezwyczaju nie podnoszenia oczu na twarz tego mistrza, o warkoczach i o ściętych, umierającychróżach, będących jakoby symbolem życia.Nawet o małych, zgrabnych sandałkach na delikatnymkoturnie, tak wygodnych, że zrzuciłam je już w pierwszej godzinie lotu.Lotu! I zapewniam cię, żetobie, kapłanowi od dziecka przyzwyczajanego do tych kuriozalnych rzeczy, nawet do głowy bynie przyszło, że można o tym mówić w taki sposób.Elf nie znalazł siły, by jej odpowiedzieć, ale po łagodnym cieple, którym promieniowałzawieszony na jej szyi amulet, domyśliła się, że zdołał odebrać jej myśli.Sama nie wiedząc, poczym to rozpoznaje, zrozumiała też, że słuchanie jej mentalnego gderania w jakiś dziwny sposóbpodnosi na duchu ich wszystkich.Najpewniej przyczyną było po prostu to, że narzekanie na taktrywialne rzeczy, jak niefunkcjonalny strój czy niewygodne buty, oddala od nich myśli o tym, costanowiło prawdziwy problem krążącej w żyłach każdego z nich truciznie i o ratunku, który nienadchodził.Uchwyciła się tego.Opowiem ci, co o tym wszystkim myślę i będziesz się dziwił, jak uparta i konsekwentnapotrafię być w formułowaniu swoich myśli, nawet jeśli tematem są rzeczy tak mało znaczące.Ten,który zginął wczoraj w klasztorze, mógłby ci na ten temat co nieco wspomnieć.Gdyby nie to, żeumarł.Nie od strzały i nie od zaklęcia, ale od pogardy, którą we mnie wzbudził.Cóż.Tak czyinaczej.Zorientowała się, że zmierza w niebezpiecznym kierunku i zawahała się, ale nie zdążyłazmienić tematu, bo poczuła, jak myśli plączą się w jej głowie, jak słowa rozsypują się i rwą,a ona traci kontrolę na ich biegiem.Uniosła dłoń do czoła, nagle słysząc w głowie szumwszystkich mórz świata i szalone crescendo dzwoneczków.Coś uderzyło ją w łokieć, podcinającręce, wspierające do tej pory ciężar ciała i powodując, że upadła.Potrząsnęła głową, zdezorientowana.Nic nie mogło jej dotknąć, bo nic nie podeszło.Gdyby ktokolwiek lub cokolwiek się zbliżyło, wyczułaby to.Zrozumienie przyszło wrazz zatrzymującym oddech w piersi ciosem w brzuch, który fizycznie nie mógł być jej żadnymsposobem zadany, bo leżała na brzuchu.To Pistis, z równym powodzeniem jak ona przedkilkoma chwilami, zsunął się z grzbietu smoka.Zaklęła, po raz drugi spluwając krwią z rozciętej wargi i po raz pierwszy rozumiejąc, żepomyliła zaklęcia.To połączenie nie służyło temu, by kogoś utrzymać przy życiu, o wieleprościej było im pozabijać się nawzajem, niż przed czymkolwiek ochronić.Zacisnęła zęby, skupiając się na spokojnych głębokich oddechach i na tym, by nie wydaćz siebie żadnego dzwięku.Nie potrafiła już cofnąć zaklęcia, mogła tylko pocieszać się tym, żeoboje są już na ziemi, gdzie raczej nie groziły im kolejne rany czy ciosy.Czego nie można byłoniestety powiedzieć o wyczerpaniu, ranach, które już zostały zadane, a teraz osłabiały ichupływem krwi i bólem oraz o postępującym działaniu elfiej trucizny.Skupiła się na oddechu, tomusiało na razie wystarczyć, mogło złagodzić zawroty głowy i pomóc w utrzymaniuprzytomności.Coś albo ktoś obserwował ich spoza zwartej ściany lasu, całą sobą czuła obcąobecność.Coś, co zbyt długo zwlekało, co powinno wyjść.W myślach zaklinała to, by wyszło,czymkolwiek nie miałoby się okazać.Po dochodzącym z tyłu miarowym szuraniu i urywanym oddechu, którego rytm wyrazniezaburzały wysiłek i skupienie, poznała, że Człowiek lub Wampir podjęli próbę dołączenia do nieji Pistisa.Oczekiwała upadku, jednak wbrew jej przewidywaniom po bardzo, bardzo długimczasie, mozolna wędrówka zakończyła się miękkim lądowaniem na trawie.Dopiero po nimmężczyzna zatoczył się i upadł.Cóż, którykolwiek z was to był, jestem pod wrażeniem.Nie mogła upewnić się za pomocą oczu, zresztą i tak nie miała sił, by odwracać sięi sprawdzać.Zmobilizowała wszystko, co w niej pozostało i zaryzykowała próbę podciągnięciasię do pozycji siedzącej.Udało jej się osiągnąć cel, jednak od razu pożałowała, że obok nie manic, żadnego drzewa ani skały, które mogłyby posłużyć jako podpora dla pleców.Zacisnęła zęby,zdecydowana mimo to nie upaść ponownie.Ze wszystkich sił pragnęła, by obserwator, któregonajwyrazniej bawiło śledzenie ich zmagań i którego zaczynała szczerze nienawidzić, ujawnił sięwreszcie.W tym lesie aż czarno od olch
[ Pobierz całość w formacie PDF ]