[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.Posadził cudzoziemca przy stole i rozłożył przed nim kilka starannie wybranych rysunków.I oto nagle okazało się, że nareszcie znalazł z nim wspólny język.W niebieskich oczach pierwszy raz błysnęło zrozumienie.Obcokrajowiec z zainteresowaniem obejrzał rzuty budynku i uczynił ręką gest cięcia.- Snit - powiedział.- Cup.- Przekrój - zgodził się z ulgą Janusz.- Przekroju jeszcze nie ma.Not jet.Ty zrobisz, rozumiesz? Tu są szkice.You.Machen.Arbeiten.Cudzoziemiec odpowiedział hurgotem, połączonym z dławieniem się, zgrzytem i czkawką.Ton dźwięków był pełen aprobaty.- Podoba mu się - stwierdził Karolek z satysfakcją.- Od początku mówiłem, że nam ten biurowiec nieźle wychodzi.- Dziki, bo dziki, ale ma dobry gust - zgodził się Lesio.Pierwsze trudności zostały przełamane i nowy pracownik zaczął przystosowywać się do otoczenia, życzliwie odnosząc się do wszystkich możliwych odmian swego imienia.Życie służbowe zespołu stało się urozmaicone i pełne niespodzianek.Intensywna nauka języka polskiego dawała rezultaty raczej dość nikłe.W braku jednego, uzgodnionego sposobu porozumiewania się, posługiwano się po prostu stosownymi w danym momencie słowami z jakichkolwiek innych języków, przy czym nikt z zainteresowanych nie wykazał zbytniej pedanterii w kwestii reguł gramatycznych.Cudzoziemiec odnosił się do gramatyki z najdoskonalszą obojętnością.- Dawa mi kalke, ty.Please zwracał się do pani Matyldy z czarującym uśmiechem w błękitnych oczach.Należało mniemać, iż czarujący uśmiech miał też i na ustach, to jednakże było trudne do stwierdzenia z uwagi na gęstość brody.Pani Matylda za każdym razem odpowiadała nerwowym wzdrygnięciem.- Nie ma plan fundamenten informował Janusz, usiłując uczynić wypowiedź jak najbardziej zrozumiałą.- Ty gehen do inżynier.Niejaki niepokój budziły tylko dwa zwroty, używane przez obcokrajowca z niepojętym uporem.Jednym z nich było owo szczególne podkreślanie, iż chodzi właśnie o niego, drugim zaś słowo „wisiel”.- Czego on się tak ciągle indywidualizuje? - powiedział Karolek z niesmakiem.- On tak i on tak.A kto nie, do diabła?! - Wyróżnić się stara wyjaśnił Lesio.- Słyszał o komunizmie i pomieszało mu się w głowie.Myśli, że u nas wszystko wspólne i sam chce uchodzić za jednostkę.- A może chce podkreślić, że się z nami zgadza? - powiedział Janusz.- On tak, a jak inni, to go nie obchodzi.W końcu przyjechał przecież do nas i siedzi.- Możliwe.Jakiś powód musiał mieć, żeby tu przyjechać do pracy.Kto wie, może chce nam dać do zrozumienia, że mu się nasz ustrój podoba? Wisiel wydawał się znacznie bardziej niepokojący niż ewentualny stosunek cudzoziemca do ustroju.Dźwięczał w powietrzu codziennie niezliczoną ilość razy i zmuszał cały zespół do intensywnych wysiłków umysłowych.- O co mu chodzi, do diabła, z tym wisielem? - denerwował się Janusz.- Co on chce przez to powiedzieć? - To jest pewno skrót od wisielca - twierdził Lesio.źle go ktoś nauczył i tak się już przyzwyczaił.- No dobrze, ale co on ma na myśli? - zastanawiał się Karolek.- Najwięcej tego używa przy omawianiu projektów.Może w ten sposób ubliża Januszowi? Tajemnica wisielca stała się w końcu tak męcząca i intrygująca, że zażądano wyjaśnienia jej od kierownika pracowni.Kierownik pracowni, codziennie nagabywany przez zniecierpliwionych pracowników, po długich i bezskutecznych wysiłkach znalezienia kogoś, kto zna duński język, zwrócił się wreszcie w przypływie rozpaczy do dostojnika państwowego, który zaprotegował doń nowego pracownika.Nieco zaskoczony dostojnik państwowy uczynił wysiłek skuteczniejszy i odpowiedź nadeszła, przebywając etapami tę samą drogę, co pytanie, tyle że w kierunku odwrotnym.- On wcale nie mówi wisiel powiedział kierownik pracowni, szczęśliwy, że udało mu się wyjaśnić niepokojącą kwestię.On mówi "we shell".Czas przyszły do wszystkiego.A "ja tak" to znaczy po duńsku "tak, dziękuję".Kupcie sobie duński słownik i nie róbcie ze mnie idioty
[ Pobierz całość w formacie PDF ]