[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.— Gdzie pan to słyszał?— Cóż, wie pan, mamy swoje źródła, ale musimy je chronić.Nie mogę panu zdradzić, skąd o tym wiem.— Tak, zdaję sobie z tego sprawę.— Adam wziął głęboki oddech i zamilkł na chwilę — Gdzie jest pan teraz?— W redakcji.— Gdzie to jest? Nie znam miasta.— Skąd pan dzwoni?— Z naszego biura w centrum.— To niedaleko.Mogę zjawić się tam w ciągu kilku minut.— Nie, tylko nie tutaj.Spotkajmy się gdzieś indziej.W jakiejś małej, spokojnej knajpce.— Doskonale.Hotel „Peabody” mieści się na Union, trzy ulice od pana.Na parterze jest miły bar, nazywa się Mallards.— Będę tam za piętnaście minut.I żadnych świadków, okay?— Jasne.Adam odłożył telefon.Umowa z Samem zawierała pewne niejasne i dwuznaczne punkty mające uniemożliwić Adamowi kontakty z prasą.Podstawowy paragraf miał luki tej wielkości, że każdy prawnik mógłby przejść przez nie bez trudu, ale Adam nie chciał zaogniać sytuacji.Po dwóch wizytach jego dziadek wciąż stanowił dla niego całkowitą tajemnicę.Nie lubił prawników i z pewnością zwolniłby następnego, nawet własnego wnuka.„Mallard’s” napełniało się zmęczonymi yuppies, którzy potrzebowali paru głębszych przed powrotem do swoich domów na przedmieściach.Niewielu ludzi mieszkało w samym centrum, więc pracownicy banków oraz maklerzy giełdowi spotykali się w tym i w setkach innych barów, żeby pić piwo z zielonych butelek albo sączyć szwedzką wódkę.Ustawiali się przy barze i zbierali wokół małych stolików, dyskutując o tendencjach na rynku i trendach w gospodarce.„Mallards” było spokojnym miejscem, ze ścianami z autentycznej czerwonej cegły i podłogą z prawdziwej dębiny.Na stole przy drzwiach umieszczono tace ze skrzydełkami kurczaka i wątróbkami owiniętymi w płaty boczku.Adam spostrzegł młodego mężczyznę w dżinsach z notatnikiem w ręku.Przedstawił się i razem poszli do stolika w rogu.Todd Marks miał nie więcej niż dwadzieścia pięć lat.Nosił okulary w drucianych oprawkach i włosy do ramion.Zachowywał się wylewnie i był chyba nieco zdenerwowany.Zamówili po butelce heinekena.Adam postanowił przejąć kontrolę.— Kilka reguł podstawowych — powiedział.— Po pierwsze, wszystko, co mówię, jest nieoficjalne.Nie może mnie pan cytować.Zgoda? Marks wzruszył ramionami, jakby nie to akurat miał na myśli.— Okay — powiedział.— Myślę, że nazywa się to głębokie tło czy coś takiego.— Zgadza się.— Odpowiem na cześć pańskich pytali, ale nie na wszystkie.Jestem tu, ponieważ chce, żeby nie było żadnych nieścisłości.— Wszystko jasne.Czy Sam Cayhall jest pańskim dziadkiem?— Sam Cayhall jest moim klientem i zabronił mi spotykać się z prasą.To dlatego nie może mnie pan cytować.Jestem tu, żeby potwierdzać albo zaprzeczać.To wszystko.— Okay.Ale czy jest pańskim dziadkiem?— Tak.Marks wziął głęboki oddech i trawił ten nieprawdopodobny fakt, który bez wątpienia zapowiadał wystrzałowy artykuł.Już widział nagłówki.Potem zdał sobie sprawę, że powinien zadać następne pytania.Wyciągnął długopis z kieszeni.— Kto jest pana ojcem?— Mój ojciec nie żyje.Długa chwila ciszy.— W porządku.A więc Sam jest ojcem pana matki?— Nie.Sam jest ojcem mojego ojca.— Okay.Dlaczego macie w takim razie inne nazwiska?— Ponieważ mój ojciec zmienił swoje.— Dlaczego?— Nie chcę odpowiadać na to pytanie.Nie chcę zagłębiać się w rodzinne historie.— Dorastał pan w Clanton?— Nie.Urodziłem się tam, ale wyjechaliśmy, kiedy miałem trzy lata.Moi rodzice przeprowadzili się do Kalifornii.Tam dorastałem.— A więc wychowywał się pan nie utrzymując kontaktów z Samem Cayhallem?— Nie.— Czy znał go pan w ogóle?— Poznałem go wczoraj.Marks zastanawiał się nad następnym pytaniem, lecz szczęśliwie nadszedł kelner z piwem.Popijali drobnymi łykami w milczeniu.Marks spojrzał na swój notatnik, nagryzmolił coś i zapytał:— Od jak dawna pracuje pan w Kravitz & Bane?— Od prawie roku.— Jak długo zajmował się pan sprawą Cayhalla?— Półtora dnia.Marks pociągnął długi łyk i spojrzał na Adama, jakby oczekiwał wyjaśnienia.— Hmm, proszę posłuchać, panie Hall…— Proszę mówić mi Adam.— Okay, Adamie.Widzę tutaj wiele luk.Czy mógłbyś mi trochę pomóc?— Nie.— W porządku.Czytałem gdzieś, że Cayhall zrezygnował niedawno z usług Kravitz & Bane.Czy pracowałeś przy tej sprawie, kiedy to się stało?— Właśnie ci powiedziałem, że zajmuję się tą sprawą od półtora dnia.— Kiedy po raz pierwszy odwiedziłeś blok śmierci?— Wczoraj.— Czy Sam wiedział, że przyjedziesz?— Nie chcę o tym rozmawiać
[ Pobierz całość w formacie PDF ]