Home HomeAdolf.Hitler. .Mein.Kampf.(osloskop.net)Christopher J. O'Leary, Robert A. Straits, Stephen A. Wandner Job Training Policy In The United States (2004)§ Fowles John MagJohn Katzenbach Dzien zaplatyJamie Pietras Hurricane Katrina (2008)Grzesiuk Stanislaw Piec lat KacetuLem Stanislaw Solaris (2)Corel PHOTO PAINTEstep Jennifer Akademia Mitu 03 Tajemnice Gwen FrostCard Orson Scott, Kathryn Kerr Lovelock
  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • tynka123.pev.pl
  •  

    [ Pobierz całość w formacie PDF ]
    .Tymczasem Olfąs gdzieśprzepadł, i to nie wiadomo z jakiego powodu, gdyż czarny warszawski pies przecież kurypodchodził.Może ten sam pies dobrał się do kiełbas? Jest to bardzo prawdopodobne.O tychkiełbasach i kiszkach nie można mówić jegomości.-  Wyprawiacie mi beki - powiedziałby- a w domu żadnego dozoru nie ma! - Niezawodnie nakląłby przy tym strasznie.Coprawda, miałby za co.Takie mniej więcej myśli przewinęły się w głowie gospodyni, aż nareszcie rzekła:- Mówcie sobie, państwo, co chcecie, a ja zawsze powiadam, że są na świecie rzeczyróżne takie.Ja tam jestem prosta kobieta, ale pamiętam dobrze, jak nieboszczka moja matkazawsze powiadała:  Lepiej we wszystko wierzyć niż w nic!- Eeee, tak znowu mówić nie można! - zawołał z goryczą w głosie filozof, któremuzawiedzione nadzieje dodawały teraz bodzca opozycji, a gospodyni poczęła go już drażnićjako pozioma inteligencja.- Tylko ludzie z niższym poznaniem mogą wierzyć w głupie gusła i zabobony - mówił znaciskiem i z fizjonomią człowieka o coś obrażonego - ale kto ma wyższe pojęcie, ten sobienic nie robi z ciemnego pospólstwa.Takie powiedzenie Julka wychodziło na to:  Mało sobie robię z twoich przekonań,ponieważ mi nie możesz dać kiszki z rodzynkami!I gospodyni odczuła dosyć dotkliwie lekceważenie.Byłoby może już przyszło do jakiegopoważniejszego zatargu, gdyby nie okoliczność, że rosół z kurzyny właśnie się uwarzył iPolusia rozłożyła serwetę na kawałku stołu, po czym poszła prosić na rosół pana Benedykta.Sarmata już był rozpoczął jakieś narady z dwoma przybyłymi borowymi, ale że za nic wświecie nie wziąłby do ust zimnego rosołu, przeto zostawił u drzwi podwładnych, wpadł doswej izby, palnął znowu kubek piołunówki i przyszedł do Ajnemerowej na rosół.Własną rękąwygarnął z garnka całą jego parującą zawartość na białą salaterkę, gdy druga taka salaterkapełna z czubem sypkich kartofli należała również do uczty.Nie był to rosół w ścisłymznaczeniu tego słowa, ale - kurze mięso ze swoim ekstraktem i z kartoflami.Gospodynipowiadała, że lubi patrzeć, jak jegomość się posila.Rzeczywiście, jeżeli cudzy apetyt możewidzowi sprawiać zadowolenie, to Sarmata dawał wyborne widowisko.Podczas tego Ajnemerowa i Polusia krzątały się ciągle, przechodząc z izby do spiżarni, dokuchenki, co im nie przeszkadzało wieść bardzo ożywionego sporu o to, którego miesiąca idnia wylęgło się w tym roku pierwsze gąsię.Wiktusia siedząc w kącie towarzyszyławzrokiem każdej łyżce pochłanianej przez pana Benedykta; to samo czynił Awans, który38 przysiadł na ogonie i tylnych łapach, a frontem wyprostował się do swego pana.Julek pykałfajeczkę, spoglądając przed siebie z miną człowieka, którego oblegają ważne zadania.Zeszmerów, rozlegających się tu w izbie, można było rozróżnić namiętne chlipanie Sarmaty inieustanne kłapanie pantofli Ajnemerowej, całkowicie przyklapanych na piętach.Nagle Awans zwrócił głowę ku drzwiom od sieni i wydał z siebie przeciągłe warczenie.Wszyscy mimowolnie spojrzeli w tym kierunku i z niemałym zdziwieniem spostrzeżonoczarnego psa warszawskiego.Oparty przednimi łapami na progu izby, z nastawionymiuszyma, z podniesionym ogonem As spoglądał ruchliwymi oczyma po obecnych w izbie, jakgdyby chciał zbadać, co też za wrażenie sprawi jego pojawienie się tutaj.Czarny bezodmiany, cały lśniący, miał pies w tej chwili coś istotnie demonicznego w sobie.Jegobezczelna śmiałość wystąpienia wobec ludzi, którzy go oskarżali o ciężkie przestępstwa,nadzwyczajnie uderzyła gospodynię i jej córkę.Z ust obu kobiet wyrwał się jednocześnieokrzyk:  Ooo! Stanęły i patrzały.- Aha, to łapikura! - rzekł pan Benedykt, właśnie doskonale teraz usposobiony donienawiści wszelkich istot, okazujących skłonność dzielenia się z nim kurzyną.Wyżełmiarkował coś niedobrego, gdyż parę razy spojrzał poza siebie, jak gdyby w obawie, aby muodwrotu nie zagrodzono.Starszy Ochota zrozumiał skrupuły Asa i rzekł półgłosem doobecnych:- Róbcie tak, jak byście go wcale nie widzieli!Z tymi słowy rzucił na ziemię kostkę z nogi kury.Zrobił się zgiełk, gdyż do kości oba psyposkoczyły gwałtownie, ale As był zręczniejszy, z pyska już wyrwał przeciwnikowi zdobycz inatychmiast z nią uszedł na ganek.- Wstydz się, Awans!.Durniu stary, nie daj sobie kości odbierać! - przemawiał Sarmata,a stary pies, uszczęśliwiony, że pan nareszcie do niego mówi, merdał obciętym ogonem igrzecznie się szastał.Za chwilę wyżeł czarny znowu się zjawił na progu, a pan Benedykt znowu rzucił międzypsy kostkę.Tym razem Awans chwycił już przeciwnika za kark i rozpoczęła się zażarta psiawalka, w czasie której jegomość rozkazał Polusi wybiec i drzwi od sieni pozamykać.Wnetpotem Sarmata miał już Asa uwiązanego na harapniku, jak na smyczy, a ciągle powtarzał:- Trzeba go będzie teraz od kur odzwyczaić raz na zawsze!I dopiero głosem stanowczym, gniewnym wydał Polusi rozkaz, ażeby mu natychmiastprzyniosła kurę.Już się byli zeszli wszyscy borowi i każdy z ciekawością oczekiwałwidowiska oduczania wyżła od polowania na kury domowe.Ta powszechna ciekawośćpobudzała też instynkt srogości starszego Ochoty, który, niezależnie od wszystkiego, chciałnadto przekonać i Ajnemerową, że nie jest prawdą jej twierdzenie, jakoby  żadnejsprawiedliwości w domu nie było.Kiedy nareszcie przyniesioną kurę przymocowano Asowina szyi pod samym pyskiem, wtedy polecił pan Benedykt jednemu z borowych trzymać psa,uwiązanego na harapniku za kółko od obróżki, drugiego zaś Uzbroił w inny harapnik i kazałmu bić wyżła, co się zmieści, powtarzając:  A wara od kur, a wara!Rozległy się odgłosy strasznej chłosty i żałosne skomlenie psa, zmieszane ze skrzeczeniemszamotającej się kury.- Bij lepiej, nie żałuj bata!.Pięćdziesiąt musi dostać! - krzyknął od ganku leśniczy.Oprawca pomnożył usiłowania, lepiej dołożył ręki.Wyżeł zawył, szarpnął się strasznie,podskoczył; bat znowu świsnął, dojmował jak rozpalone żelazo.Pies dobył ostatnich sił,rzucił się rozpaczliwie i tym razem usiłowanie nie było bezskuteczne.Cóż się stało? Kółkoobróżki pękło wskutek szarpnięcia, czy się też może urwało, a borowy trzymający oburączAsa na harapniku, upadł na wznak i aż się nogami nakrył.Wyzwolony pies, z kurą u szyi,buchnął teraz całym pędem w bramę i tyle go już tylko widziano.Na trzeci dzień po tym wypadł odpust w parafii i Polusia powróciwszy z kościołaopowiadała matce, że różni okoliczni ludzie widzieli czarnego psa z kaczką czy czymś innym39 w pysku, jak pędził na złamanie karku ku Skierniewicom.Gdyby się zaś ktoś popytał byłludzi z okolic Grodziska i precz ku Warszawie, dowiedziałby się, że tenże pies przebiegał itamtędy poprzez pola, pastwiska.Trudno opowiedzieć, jakich przygód doświadczał As wciągu swojej podróży, ale to pewna, że na drugi dzień po ucieczce ze Zbójeckiej był już przedwieczorem na Sewerynowie, gdzie go spostrzegł pierwszy Kąskiewicz i pokazując ludziompalcem wołał:- Ooo, patrzcie państwo, znowu komuś coś ukradł!.Ciekawe rzeczy, z czym on takzmyka?Przed drzwiami mieszkania emeryta stanął nareszcie zdrożony ogromnie pies pątnik, akiedy skrobnął kilka razy po drzwiach łapą, otworzyła mu Luta.Nie było tu już teraz dla Asatych pieszczot, co niegdyś; panny powitały go dosyć obojętnie, gdyż wyjście za mążnajmłodszej Morusieńki powarzyło im humory, a wyżeł brał w tym wszystkim przecieżniemały udział [ Pobierz całość w formacie PDF ]

  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • syriusz777.pev.pl
  •