Home HomeCampbell Joseph The Masks Of God Primitive MythologyJoseph P. Farrell Wojna nuklearna sprzed 5 tysięcy lat (2)Farrel Joseph P. Wojna nuklearna sprzed 5 tysicy latTey Josephine Zaginęła Betty KaneGrisham John Obronca ulicy (2)Hezjod Prace i dnieEddings DavChmielewska Joanna (Nie)boszczyk maz (3)Anne McCaffrey Smocze WerbleMichael Husted The Fibonacci Number Series
  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • radius.htw.pl
  •  

    [ Pobierz całość w formacie PDF ]
    .- Co pan ma na myśli? Czy okoliczność, że Dona Rita jest bogatą osobą? - to imię dziwnie swojsko mi brzmiało, gdym je wymawiał - że ma wielką fortunę?- Zapewne - odparł Mills - ale to była przedtem fortuna Allčgre’a.Istnieje poza tym «fortuna» Blunta, który żyje ze swej szabli, i fortuna jego matki.Upewniam pana, że to naprawdę czarująca kobieta, arystokratka w każdym calu, rozumna i znakomicie ustosunkowana.Mówię to poważnie.Ta nie żyje ze swej szabli.Ona… ona żyje ze swej przemyślności.Mam wrażenie, że tych dwoje czasem serdecznie się nie lubi… Jesteśmy na miejscu.Powozik zatrzymał się w bocznej alei ujętej we dwa rzędy murów prywatnych posiadłości.Wysiedliśmy przed bramą z kutego żelaza, która była uchylona, i obszedłszy kolisty podjazd znaleźliśmy się przed drzwiami dużej willi o wyglądzie raczej zaniedbanym.W blaskach słońca mistral szalał i wył szarpiąc wściekłymi podmuchami nagie krzaki.Wszystko wydawało się tu jasne i ostre: ostre było powietrze, ostre światło, twardy grunt pod nogami.Drzwi, do których Mills zadzwonił, otworzyły się prawie natychmiast.Służąca, która się w nich ukazała, była niską, ciemnowłosą osóbką, lekko ospowatą.Poza tym typowa femme de chambre, widocznie bardzo czynna.- Pani powróciła przed chwilą z konnej przejażdżka - rzuciła pośpiesznie i pobiegła na górę zostawiając nas przy drzwiach wejściowych, które musieliśmy sami zamknąć.Schody pokryte były szkarłatnym dywanem.Blunt jakimś sposobem znalazł się w hallu.Miał na sobie spodnie do konnej jazdy i czarny surdut z obfitymi, kwadratowymi połami.Wydał mi się kimś innym, mógł być na przykład bratem człowieka, który rozmawiał z nami ubiegłej nocy.Unosił się dokoła niego delikatny zapach perfumowanego mydła.Błysnąwszy białymi zębami, odezwał się do nas:- Cóż za nudziarstwo.Dopiero przed chwilą zeskoczyłem z konia i muszę w tym ubiorze zasiąść do śniadania.Ona przywykła przez całe życie rozpoczynać dzień od konnej jazdy.I twierdzi, że źle się czuje, gdy tego zaniecha.Powiedziałbym, że to zrozumiałe, gdy się zważy, że przez pięć czy sześć lat nie było prawie dnia, w którym by nie siedziała na koniu.Jest to nawet przyczyną jej ucieczek z Paryża, gdzie nie może przecież jeździć sama.Tutaj to oczywiście co innego.A ponieważ minie także nikt nie zna w tym.mieście, więc mogę jej towarzyszyć.Nie znaczy to, aby mi to sprawiało szczególniejszą przyjemność.Te ostatnie słowa były wyraźnie skierowane do Millsa z dodatkiem uwagi wypowiedzianej półgłosem:- Przeklęta sytuacja.- Po czym spokojnie zwrócił się do mnie i rzekł z nagłym uśmiechem: - Rozmawialiśmy o panu dziś rano.Jest pań oczekiwany z niecierpliwością.- Dziękuję panu bardzo - odrzekłem - ale mimo woli zapytuję siebie, co ja tu robię?Mills, zwrócony twarzą do schodów, podniósł nagle oczy, co sprawiło, że obaj - Blunt i ja - odwróciliśmy się w tę stronę.Kobieta, o której tak wiele słyszałem - i to w sposób, w jaki nigdy nie mówiono przy mnie o żadnej kobiecie - zstępowała teraz ze schodów i pierwszym moim uczuciem było głębokie zdumienie wywołane oczywistością jej istnienia na jawie.Ale nawet wtedy wrażenie wzrokowe, jakie odebrałem, było raczę.) odczuciem barw w obrazie niż żyjących kształtów.Spowinięta była w luźną szatę, rodzaj szlafroka z bladoniebieskiego jedwabiu, haftowanego z przodu i dokoła szyi w czarnozłote desenie i przytrzymanego szerokim pasem z tego samego materiału.Pantofelki były tego samego koloru, z czarnymi kokardami na podbiciu.Białe schody, ciemnoszkarłatny dywan i bladoniebieska suknia wytwarzały efektowne połączenie barw, uwydatniające delikatną karnację jej twarzy, która po pierwszym rzucie oka na całą postać przyciągała nieprzeparcie wzrok dzięki urokowi nieokreślonego gatunku, wymykającego się wszelkiej analizie.Nasuwała ona wspomnienie dawno wymarłych ras, niepamiętnych szeregów dawnych pokoleń, wspomnienie kobiecych twarzy oglądanych na odwiecznych pomnikach lub śpiących w zapomnieniu pod płytą grobową, (gdy patrzyłem na tę postać zstępującą teraz ze stopnia nią stopień z lekko spuszczonymi oczami, przypomniały mi się nagle słowa usłyszane tej nocy, słowa Allčgre’a, określające ją jako istotę mającą w sobie coś «z kobiet wszystkich czasów».Stanąwszy na ostatnim stopniu, podniosła powieki i uraczyła nas widokiem cudownych zębów, równie olśniewających jak u Blunta, ale, zda się, jeszcze mocniejszych; gdy zaś podeszła do nas bliżej, doznaliśmy w sercach - mówię tu właściwie tylko o sobie - żywego poczucia fizycznej doskonałości jej kształtów i równowagi nerwów oraz nie tyle może wdzięku, ile całkowitej harmonii.Zwróciła się do nas ze słowami: - Przykro mi, że panowie czekali.- Głos miała niski, przenikający, o ogromnie ujmującym, łagodnym brzmieniu.Wyciągnęła rękę do Millsa, serdecznie, jak do starego przyjaciela.Z niezmiernie szerokiego rękawa, podszytego czarnym jedwabiem, wyłoniło się jej ramię, bardzo białe, z perłowym połyskiem w cieniu.Mnie również podała rękę, ale trochę sztywno i jakby z cofnięciem się całej swej osoby, co umiała połączyć z otwartym spojrzeniem prosto w oczy.Była to ręka pięknie ukształtowana.Pochyliłem się nad nią w ukłonie i dotknąłem jej palców.Nie patrzyłem wtedy na twarz Dony Rity.W następnej chwili dostrzegła jakieś listy leżące na okrągłym marmurowym stoliku pośrodku hallu.Pochwyciła jedną z kopert zadziwiająco szybkim, niemal kocim ruchem i rozdarła ją, mówiąc do nas:- Przepraszam, ale muszę… Niech panowie przejdą do jadalnego pokoju.Rotmistrz Blunt wskaże drogę.- Rozszerzone jej oczy wpatrywały się w list.Pan Blunt otworzył jedne z drzwi na oścież, ale zanim przeszliśmy przez próg, uszu naszych doszedł podrażniony krzyk z dodatkiem dziecinnego tupania obiema nóżkami, po czym wybuch śmiechu, w którym brzmiała nuta pogardy.Drzwi zamknęły się za nami; pan Blunt nas opuścił.Pozostał po drugiej stronie, widocznie celem uspokojenia Dony Rity.Pokój, do któregośmy weszli, przypominał długością swoją galerię i kończył się rotundą o wielu oknach.Był tak długi, że mieścił w sobie dwa kominki z czerwonego, politurowanego granitu.Posadzka, wykładana dwoma gatunkami drzewa w dziwaczne wzory, była tak wywoskowana, że odbijała przedmioty jak cicha, stojąca woda.Po chwili Dona Rita i Blunt powrócili do nas i zasiedliśmy dokoła stołu.Zanim jednak zdążyliśmy naprawdę rozpocząć rozmowę, nagły, jak w dramacie, dźwięk dzwonka u drzwi frontowych zgasił wzrastające ożywienie.Dona Rita spojrzała na nas kolejno ze zdziwieniem i jakby z podejrzliwością [ Pobierz całość w formacie PDF ]

  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • syriusz777.pev.pl
  •