Home HomeCampbell Joseph The Masks Of God Primitive MythologyJoseph P. Farrell Wojna nuklearna sprzed 5 tysięcy lat (2)Farrel Joseph P. Wojna nuklearna sprzed 5 tysicy latTey Josephine Zaginęła Betty KaneRozbudowa i naprawa komputerów Helion PLTerry Pratchett 08 Straz! StrSzklarski Alfred 7 Tomek u zrodel AmazonkiSonny Hassell & Ais Interludes (#3)Clancy Tom Niedzwiedz i smokJoseph Heller Paragraf 22
  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • us5.pev.pl
  •  

    [ Pobierz całość w formacie PDF ]
    .Dain znalazł się w sali przyjęć, zajmującej mniej więcej trzecią część domu i oddzielonej ciężką kotarą z europejskiej tkaniny; na jej tle stał wielki, bogato rzeźbiony fotel z czarnego drzewa, a przed nim prosty stół sklecony z desek.Poza tym umeblowanie składało się wyłącznie z wielkiej ilości mat.Z lewej strony tkwiła w stojaku broń: trzy strzelby z nasadzonymi bagnetami.W cieniu pod ścianą spała przyboczna straż Lakamby złożona wyłącznie z jego przyjaciół i krewnych, stłoczonych w bezładną kupę brunatnych rąk, nóg i różnokolorowego odzienia.Dochodziło stamtąd niekiedy silniejsze chrapnięcie lub stłumiony jęk śpiącego niespokojnie żołnierza.Na stole stała europejska lampa z zielonym abażurem; przyćmione jej światło pozwoliło Dainowi rozejrzeć się pobieżnie po sali.— Bądź pozdrowiony, tuanie! — odezwał się Babalatji i spojrzał pytająco na gościa.— Muszę natychmiast rozmówić się z radżą — odrzekł Dain.Babalatji skinął głową, podszedł do miedzianego gonga wiszącego pod stojakiem i uderzył weń ostro po dwakroć.Ogłuszający hałas zbudził uśpionych wojowników.Chrapanie ustało; nogi wystające na wszystkie strony z kupy śpiących ludzi wciągnięto do środka; cała grupa drgnęła i rozpadła się zwolna na pojedyncze postacie.Rozległy się głośne ziewania, przecierano senne oczy.Za kotarą zaszczebiotały kobiece głosy, po czym ozwał się niski bas Lakamby:— Czy to ten arabski kupiec?— Nie, tuanie — odrzekł Babalatji — to Dain wreszcie powrócił.Przybył na ważną rozmowę — bitjara[29] — jeśli łaskawie zezwolić raczysz.Lakamba zezwolił snadź łaskawie, bo ukazał się po chwili na tle kotary; jednakże łaskawość jego nie sięgała tak daleko, aby zechciał wejść w szczegóły swojej toalety.Krótki czerwony sarong, zawiązany pospiesznie wokoło bioder, oto wszystko, co miał na sobie.Miłościwy władca Sembiru był zaspany i w dosyć kwaśnym humorze.Zasiadł w fotelu rozstawiwszy szeroko kolana, ręce wsparł na poręczach i spuścił głowę ciężko oddychając; oczekiwał ponuro na rozpoczęcie ważnej rozmowy.Ale Dainowi się nie spieszyło.Spojrzał na Babalatjego — który przykucnął wygodnie u stóp władcy — i milczał w dalszym ciągu z pochyloną głową, niby czekając uważnie na słowa mądrości.Babalatji zakaszlał dyskretnie; pochyliwszy się naprzód, podsunął Dainowi maty i przemówił piskliwym głosem, zapewniając gościa płynnie i gorąco, że powrót jego, z dawna upragniony, przepełnił wszystkich rozkoszą.Tęsknota za widokiem Daina pożerała serce Babałatjego, a uszy jego więdły, pozbawione odżywczego dźwięku słów znakomitego gościa.Serca i uszy wszystkich innych ludzi były również w tym przykrym położeniu, zapewniał, wskazując szerokim ruchem w kierunku przeciwległego wybrzeża, gdzie drzemała spokojnie osada nie przeczuwając wielkiej radości, jaka ją czeka następnego ranka, kiedy fakt przybycia Daina zostanie podany do ogólnej wiadomości.— Bo i skądże ma spłynąć radość na biednego człowieka — ciągnął dalej Babalatji — jeśli nie z hojnej dłoni wspaniałomyślnego kupca albo też wielkiego…Tu urwał raptownie, z całą świadomością udając zmieszanie i utkwił w podłodze latające oko, a potworne jego usta skrzywiły się w uśmiechu pełnym skruchy.W czasie tej inauguracyjnej przemowy wyraz serdecznego ubawienia przewinął się parę razy po twarzy Daina, ustępując natychmiast pozorowi skupionej uwagi.Czoło Lakamby przecięła głęboka zmarszczka, a usta jego poruszały się gniewnie w czasie oracji premiera.Wśród ciszy zapadłej po mowie Babałatjego rozległ się urozmaicony chór chrapań; to straż przyboczna spoczywała znowu w głębokim śnie.Żaden z trzech ludzi zdążających do własnego celu — na śmierć lub życie — nie zwrócił uwagi na dalekie przelewanie się grzmotu, kicie w tej samej chwili przejęło serce Niny trwogą o ukochanego.Po krótkim milczeniu Babalatji odezwał się znowu, zaniedbując tym razem kunszt kwiecistej wymowy.Zniżył głos i rzucał krótkie, urywane zdania.Dain naraził ich na wielki niepokój.Dlaczego nieobecność jego trwała aż tak długo;1 Ludzie zamieszkujący wybrzeża dolnej Pantai słyszeli wystrzały wielkich armat i widzieli ognisty statek Holendrów błąkający się między wyspami przy ujściu rzeki.Lakamba i Babalatji byli bardzo niespokojni.Pogłoski o klęsce dosięgły ich przed kilku dniami przez usta Abdulli; od tej chwili żyli pod grozą przeczuwanego nieszczęścia wyczekując powrotu Daina.Zasypiali z lękiem, budzili się w przerażeniu, a dzień cały spędzali w trwodze jak ludzie w obliczu nieprzyjaciela.Wszystko to z powodu Daina.Czy nie uśmierzy trwogi, jaką w nich wzbudzają grożące mu niebezpieczeństwa? Gdyż Lakamba i Babalatji nie o siebie się troszczą.Żyli zawsze w spokoju, oddani duszą i ciałem wielkiemu radży w Batawii — oby los prowadził go zawsze do zwycięstw ku radości i pożytkowi oddanych mu sług!— Mój pan Lakamba usychał z niepokoju o kupca, którego wziął pod swoją opiekę — ciągnął Babalatji.— Abdulla był także niespokojny; bo cóż by powiedzieli źli ludzie, gdyby przypadkiem…— Milcz, głupcze! — warknął gniewnie Lakamba.Babalatji zamilkł z uśmiechem zadowolenia, a Dain, który patrzył na niego jak urzeczony, zwrócił się z westchnieniem ulgi ku władcy Sembiru.Lakamba siedział wciąż nieruchomo; nie podnosząc głowy spojrzał spod nawisłych brwi na Daina i wydął wargi z głośnym sapaniem.Cała jego postawa wyrażała najżywsze niezadowolenie.— Mów, o Dainie! — odezwał się w końcu.— Słyszeliśmy różne pogłoski.Przez cały szereg dni przyjaciel mój Reszyd przybywał nocną porą ze złymi nowinami.Wieści lecą na skrzydłach wzdłuż wybrzeża.Ale może są kłamliwe.Więcej teraz łgarstw na ustach ludzi niż za dni mej młodości, lecz nie jestem łatwiejszy do oszukania na stare lata.— Żadne z moich słów nie kłamie — odparł niedbale Dain.— Chcesz wiedzieć, co się stało z brygiem? Oto dostał się w ręce Holendrów [ Pobierz całość w formacie PDF ]

  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • syriusz777.pev.pl
  •