[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.Wczoraj był pan u niejna herbacie i było tak miło i spokojnie.A dziś nie żyje.Nigdy nie zapomnę tego ranka nigdy, jak długo będę żyła.Ten pan zadzwonił do drzwi.Dzwonił trzy razy, zanimzdążyłam otworzyć. Gdzie jest twoja pani? rzucił.Byłam tak wzburzona, że led-wie mogłam odpowiedzieć.Widzi pan, nigdy nie wchodziliśmy do niej, zanim nie za-dzwoniła takie wydała polecenie.Słowa nie mogłam wykrztusić.A ten doktor za-pytał: Gdzie jest jej pokój? i popędził na górę po schodach, ja za nim, pokazałam mudrzwi, a on wpadł, nawet nie pukając, spojrzał na nią i powiada: Za pózno.Ona nieżyła, sir.Ale posłał mnie po brandy i gorącą wodę i rozpaczliwie próbował ją uratować.146A potem przyszła policja i to nie jest& to nie jest& przyzwoite, sir.Nie podobałobysię pani Lorrimer.A dlaczego policja? To nie ich interes, nawet jeśli zdarzył się wypa-dek i biedna pani wzięła przez pomyłkę za dużą dawkę.Poirot nie odpowiedział na jej pytanie. Czy wczoraj wieczór twoja pani była taka jak zwykle? Nie wydawała się zdener-wowana czy wytrącona z równowagi? Nie, nie sądzę, sir.Była zmęczona i pomyślałam, że ma bóle.Ostatnio nie czułasię dobrze. Tak, wiem.Współczucie w jego głosie popchnęło ją do dalszych zwierzeń. Nigdy nie uskarżała się, ale obie z kucharką niepokoiłyśmy się o nią od pewnegoczasu.Nie robiła tyle co dawnej i szybko się męczyła.Pomyślałam, że może wizyta tejpanienki po pana wyjściu, to trochę dla niej za dużo.Poirot odwrócił się z nogą na schodach. Panienka? Wczoraj wieczór przyszła tu jakaś młoda dama? Tak, sir.Zaraz po pana wyjściu.Nazywała się panna Meredith. Długo była? Jakąś godzinę, sir.Poirot milczał chwilę, potem powiedział: A pózniej? Pani położyła się; obiad zjadła w łóżku.Powiedziała, że jest zmęczona.Poirot znowu zamilkł. Czy pani pisała wczoraj wieczór jakieś listy? spytał. To znaczy po położeniu się? Chyba nie, sir. Ale nie jesteś pewna? W hallu na stole było kilka listów do wysłania.Zabieramy je zawsze tuż przed za-mknięciem domu.Ale te już wcześniej zostały tam położone. Ile ich było? Dwa albo trzy.Nie jestem pewna, sir.Chyba trzy. Czy ty lub kucharka to znaczy ten, kto je wysyłał, nie zauważył przypadko-wo, do kogo były adresowane? Proszę się nie obrażać na moje pytanie.To jest rzecz naj-większej wagi. Sama poszłam z nimi na pocztę, sir.Zauważyłam ten z wierzchu, adresowany doFortnum i Masona.O innych nic nie wiem.Kobieta mówiła poważnie i szczerze. Jesteś pewna, że nie było więcej niż trzy listy? Tak, sir, tego jestem pewna.Poirot skinął poważnie głową.147 Wiesz może, czy twoja pani brała lekarstwo nasenne? O tak, lekarz jej zapisał, doktor Lang. Gdzie to lekarstwo było przechowywane? W małej szafce w pokoju pani.Poirot nie zadał dalszych pytań.Poszedł na górę.Jego twarz była bardzo poważna.Battle powitał go na podeście.Nadinspektor wydawał się strapiony. Cieszę się, że pan przyszedł.Pozwoli pan przedstawić sobie doktora Davidsona.Lekarz policyjny, wysoki, melancholijny mężczyzna, uścisnął rękę detektywa. Nie mieliśmy szczęścia powiedział. Godzinę czy dwie wcześniej mogliśmyją uratować. Hm rzekł Battle. Nie wolno mi tego mówić oficjalnie, ale nie żałuję.Była&była damą.Nie wiem, jaki miała powód do zabicia Shaitany, ale nie wątpię, że byłausprawiedliwiona. W każdym razie dodał Poirot jest wątpliwe, czy dożyłaby procesu.Była bar-dzo chorą kobietą.Lekarz przytaknął. Ma pan rację.Cóż, może tak jest najlepiej.Zaczął schodzić, Battle ruszył za nim. Chwileczkę, doktorze powstrzymał go Poirot. Mogę wejść? spytał z rękąna klamce sypialni.Battle skinął głową. W porządku.My skończyliśmy.Poirot wszedł do pokoju, zamykając za sobą drzwi& Podszedł do łóżka i spojrzał naspokojną, martwą twarz.Był bardzo zaniepokojony.Czy zmarła popełniła samobójstwo usiłując ocalić młodą dziewczynę od śmiercii hańby, czy też było inne, bardziej ponure wyjaśnienie?Pewne fakty wskazywały&Nagle pochylił się badając tajemniczy siniec na ramieniu zmarłej.Wyprostował się.W jego oczach pojawił się dziwny, koci blask, który by rozpozna-li jego bliscy współpracownicy.Opuścił szybko pokój i zszedł na dół.Battle i jego podwładny stali przy telefonie.Ten ostatni odłożył słuchawkę i powiedział: Jeszcze nie wrócił, sir. Despard wyjaśnił Battle. Próbuję go złapać.Jest do niego list ze stemplemz Chelsea. Czy doktor Roberts był już po śniadaniu, kiedy tu przyszedł? spytał nie na te-mat Poirot.148Battle wytrzeszczył na niego oczy. Nie odparł pamiętam, że wspominał, iż wyszedł bez śniadania. Zatem powinien być teraz w domu.Zastaniemy go na miejscu. Ale dlaczego& ?Poirot już wykręcał numer. Doktor Roberts? Mówię z doktorem Robertsem? Mais oui, tutaj Poirot.Tylko jed-no pytanie.Czy zna pan pismo pani Lorrimer? Pismo pani Lorrimer? Ja& nie, nigdy przedtem go nie widziałem. Je vous remercie*.Poirot odłożył szybko słuchawkę.Battle patrzył na niego ze zdumieniem. Co to znowu za pomysł? zapytał spokojnie.Poirot wziął go pod ramię. Słuchaj, przyjacielu.Parę minut po moim wyjściu od pani Lorrimer przyszłaAnna Meredith.Widziałem, jak wchodziła po schodach, choć nie byłem wówczas pew-ny, czy to ona.Bezpośrednio po wyjściu Anny Meredith pani Lorrimer poszła do łóżka.Pokojówka powiedziała, że o ile wie, potem nie pisała już żadnych listów.A z powodu,który pan zrozumie, kiedy zrelacjonuję naszą rozmowę, nie wierzę, żeby napisała te trzylisty przed moją wizytą.Zatem kiedy je napisała? Po tym, jak służba poszła spać? zasugerował Battle. Wstała i nadała jesama? Tak, to możliwe, ale jest inna ewentualność: wcale ich nie napisała.Battle gwizdnął. Mój Boże, myśli pan&Zabrzęczał telefon.Odebrał sierżant.Słuchał chwilę, potem zwrócił się do Battle a: Sierżant O Connor dzwoni z mieszkania majora Desparda.Przypuszcza, żeDespard pojechał do Wallingford.Poirot chwycił Battle a za ramię. Szybko, przyjacielu.My też musimy pojechać do Wallingford.Mówię panu, że je-stem niespokojny.Może to jeszcze nie koniec? Powtarzam, że ta młoda dama jest nie-bezpieczna.* fr.Dziękuję panu.ROZDZIAA XXIXWypadek Anno powiedziała Rhoda. Mmm? Doprawdy, Anno, oderwij się na chwilę od krzyżówki.Chcę, żebyś mnie posłu-chała. Słucham.Anna usiadła wyprostowana i odłożyła gazetę. Tak lepiej.Słuchaj, Anno. Rhoda zawahała się. Chodzi o tego człowieka, cotu był. Nadinspektora Battle a? Tak.Chciałabym, żebyś powiedziała mu o pobycie u pani Benson. Nonsens.Dlaczego? spytała chłodnym tonem Anna. Ponieważ& to mogłoby wyglądać, że coś ukrywasz.Jestem pewna, że byłoby le-piej o tym wspomnieć. Nie teraz powiedziała Anna. Szkoda, że od razu tego nie powiedziałaś
[ Pobierz całość w formacie PDF ]