[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.Ludzie Bonifacjusza przeprawili sięmiejscu i czasie.Strategom Argeona strach przed bez przeszkód przez rzeczną barierę, a od tamtychimieniem Tanalotty sparaliżował umysły, lecz jemu, oderwał się orszak z mężczyzną w pięknie zdobionejktóry dąży do przyćmienia sławy Tomitzkesa, taki zbroi na czele i wtedy Morbulo powiedział: - To nasi,paraliż nie grozi.Nie jest Chreonem i nie zezwoli panie.Maurycy Vont przyprowadził swoją jazdę.Tanalotcie na powtórzenie triumfów Tyborcjusza.Spotkanie forpoczty armii Wiliusza każdy uznałbyZagrodzi magowi drogę do Annopolis.To sobie za okoliczność sprzyjającą, lecz serce księcia przeszyłprzyrzekł.Raczej zginie niż ustąpi.Ale nie zginie! lęk o swoją przyszłą sławę, którą nie chciał dzielić się zZwycięży! nikim, dlatego przywitał Maurycego jakby ten nie- %7łegnam was, dostojni - pochylili głowy.- odsiecz sprowadził, a pomór na jego wojska, i z tejPozwólcie jednak zostać mi przy swoich racjach.przyczyny ograniczył się tylko do paruLIPIEC 2003JERZY GRUNDKOWSKInajniezbędniejszych pytań, przyjmując jako oczywiste, one w decydującej chwili, kiedy miał zacząć swąże reszta armii Wiliusza nadciągnie niebawem.Dopiero przemowę.Stał naprzeciw marsowych, ocienionychdługa przerwa w przedtem nieustającym łańcuchu hełmami twarzy, kit chwiejących się na wietrze, konijednych i pieszych przywiodła mu na myśl, iż może być niecierpliwie wierzgających.Stał przed murem tarczinaczej, że Wiliusz jednak nie nadejdzie, przynajmniej ciężkozbrojnych, z Latycjuszem i Mironem po bokach,nie tak szybko.których nie odważył się uwięzić, choć z pewnością naNoc spędził na układaniu planu bitwy.Zdawało mu to zasługiwali.Wytężał młodzieńczy głos,się, że nie zasnął wcale.Zdumiał się przeto, gdy nieprzywykły do rozstrzygania za jego pomocą owstający świt uprzytomnił mu pomyłkę.Nie śnił w czymkolwiek, zagrzewał do walki w sposób bardziejogóle, a pamiętał, iż to sen właśnie, wizjonerski, niż nieudany.Słabym głosem podnosił na duchu swychśmiały, umożliwił Tomitzkesowi pokonanie ludzi, którzy zastanawiali się chyba, kiedy odjedzie,Licikawików w strasznej bitwie na bezkresnej równinie, zostawiając ich osamotnionych w obliczuwypełnionej hordami dziko wyjących jezdzców.Gdyby nieprzyjacielskiej potęgi.nawet pragnął naśladować swego bohatera, nie mógłby Gdy skończył, żołnierze rozeszli się w ciszy, a on,tego uczynić; Tanalotta prowadził zarówno piechotę, wódz pozbawiony wszelkich krasomówczych talentów,jak i kawalerię, a sarkidzka falanga nie ustępowała zatrzymał się na pagórku, skąd biernie przyglądał się,tlusculańskiej.jak Latycjusz z Mronem rozstawiają oddziały,Skojarzenie owo zwróciło jego myśli ku zwrócone frontem ku rzece, wynaturzając jego wielkączarnoksiężnikowi.Nie wątpił, że nie idzie mu myśl, niwecząc w zarodku tak wspaniały plan.wyłącznie o niszczycielską wyprawę, która Po części mógł go jeszcze uratować.Wprawdzie niezakończyłaby się wraz z pojmaniem jeńców i był już wodzem, wprawdzie swą przemową pozbawiłwzbogaceniem się o liczne łupy, lecz czy Tanalotta się szans na faktyczne dowodzenie oddziałami, wnaprawdę może być tak szalony, aby spodziewać się których tamci znali każdego człowieka, każdegozjednoczenia całego Terytorium pod swym wierzchowca, ale jako zdeklarowani przeciwnicy ideiuzurpatorskim berłem? Zaliż mag wyobraża sobie, iż wydania walnej bitwy, przyklasną raczej jego sugestiipowtórzy się to, co wydarzyło się przed wiekami, kiedy odsunięcia tyłów armii tlusculańskiej za porastającyto barbarzyńska jazda Tyborcjusza zmiażdżyła wojska osamotnione wzgórze lasek aniżeli ten pomysł odrzucą.imperatora Cherona? Zwrócił konia ku strategom i w tym momencie błyskJakie jednak by nie były rachuby maga, los księcia żelaza w słońcu oznajmił mu o zbliżaniu się Sarkidów.Argeona i wszystkich związanych z nim dostojników Był dziwnie spokojny, dotychczasowa niepewność ibyłby w razie klęski przesądzony.Ale nie los uczucie niejasnego zagubienia opuściły go.Wszędziedrobniejszych posiadaczy ziemskich i zwykłych widział szykujące się do boju wojska, nieliczne, alelenników, przecież nie z miłości składających pokłony karne, zaprawione w walkach, wyćwiczone w obrotachtlusculańskiemu księciu! Im wszak obojętne, kto rządzi i manewrach, ustawiające się w trzech liniach,i naznacza daniny, w tym daninę krwi, której okupujące całą równinę aż po owo wzgórze zalesione,najwyrazniej nie chcą złożyć.Wiliusz nigdy nie zbierze za którym chciał ukryć odwód, przybyłą z Maurycymswej armii, na poły barbarzyńscy książęta pajońscy i konnicę niewiadomej wartości, może zwyczajnąiliurscy, niestety, nie przyjdą Argeonowi z pomocą.zbieraninę, a może doborową jazdę, która rozstrzygnieWojska, którymi teraz dowodzi, są jedynymi zdolnymi losy bitwy.odeprzeć nieprzyjaciela.Jeśli on tego nie uczyni, padną Czołówka nieprzyjaciół podciągnęła już do rzeki,Labos i Aschborn, a pózniej także Tlusculan, jego groznie pohukując.Z tlusculańskiego brzegu posypałyrodzinne miasto.Nie dopuści do tego nigdy.się bełty, lecz tamci zlekceważyli je i niezwłocznieSkierował wierzchowca bardziej ku zachodowi, aby rozpoczęli przeprawę, mącąc wodę kopytamiprzyjrzeć się wzgórzom widniejącym na horyzoncie.Za wierzchowców.nim, w odległości już kilku stajań, pozostał obóz armii Jego obecność w tym miejscu nie była konieczna aniwzmocnionej tysiącem ludzi Maurycego Vonta, po nawet pożądana.Latycjusz z pewnością odeprze tenprawej ręce miał coraz szerzej rozlewającą się rzekę, po atak, wyglądający na zwykłe rozpoznanie poprzezlewej - nieodłącznego Morbula z pocztem walkę.przybocznych Isajów.Isajowie, Pajonowie, Argiwowie, Bonifacjusz przejechał między jednostkami drugiejIttończycy, Botarchowie.Połowa ledwie linii, biernie przyglądając się potyczce i odszukałpięciotysięcznej armii tlusculańskiej składała się ze kawalerię Maurycego Vonta, stojącą przy taborach.sprzymierzeńców i najemników.Już samo to mówiło Rozkazuję: cofnij się z jazdą za ten lasek i, ukrytywiele o trudnościach dowodzenia tymi tak żeby żadne oczy cię nie wypatrzyły, czekaj na mojeróżnojęzycznymi oddziałami, a gdyby pamiętać o tym, dalsze polecenia.Pamiętaj: moje.Nie waż sięże żołnierze prawie go nie znają, trudności owe jawiły przyjmować rozkazów od Latycjusza czy kogokolwieksię jako wręcz niemożliwe do pokonania! innego!".Wspiął się na stok, zlustrował wzrokiem okolicę i Maurycy zawahał się, jakby to, co usłyszał było dlańzawrócił.Gdy zbliżał się do obozu, przygotował w niepojęte, a może i
[ Pobierz całość w formacie PDF ]