[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.Do Hamburga dotarliśmydwa tygodnie temu.Trzy dni zajęło nam szukanie statku ikapitana, który dałby się przekupić i zaryzykowaćsforsowanie blokady Anglii.Na morzu spędziliśmydziewięć dni.- Dziewięć żałosnych dni - uściślił Jamie.- Nigdynie zostanę marynarzem.- Choroba morska? - domyślił się książę.- Jeszcze jaka - mruknął Jamie.- Chorowałem takstrasznie, że nie byłem w stanie się obronić, kiedyzaatakował mnie jeden z marynarzy.- Jamie zazwyczaj potrafi doskonale obronić się sam- podjęła Isabel - ale tym razem byłem zmuszonyinterweniować i skręciłem sobie przy okazji to przeklętekolano.- Wypadek na własne życzenie? - książę ironicznieuniósł brew.- Raczej z własnej winy, sir, zapewniam pana -54odparła chłodno Isabel - Powinienem był zauważyć tentaboret.Monty byłby przerażony moją nieostrożnością.Błękitne spojrzenie księcia zatrzymało się namoment na jej twarzy.- A co z napastnikiem?- Przyznał się, że dostał pięćdziesiąt guldenów odjednego z agentów mojego wuja.Za karę był ciągnięty nalinie za kilem - powiedział Jamie z satysfakcją.- Kapitansurowo zakazywał przekupstwa.- Zeszliśmy na ląd w Nave - podjęła Isabel.Terazłatwiej już było opowiadać.- Od trzech dni jesteśmy wdrodze.Z początku myśleliśmy, że jesteśmy bezpieczni:obszar wpływów Horacego Shipleya to kontynent, a nieAnglia.Nikt nie zszedł z nami ze statku.Przez całypierwszy dzień nie zdarzyło się nic niepokojącego.Apotem, dwa dni temu, napadła na nas ta trójka, którą takuprzejmie pomógł nam pan wczoraj rozgromić.Wzięli nasza dwóch nieopierzonych smarkaczy, a spotkali się zoporem dużo silniejszym, niż się spodziewali.To, żespróbowali jeszcze raz, świadczy zarówno o determinacjiShipleya, jak i o jego otwartej sakiewce.Kto wie, ilujeszcze ludzi wynajął, żeby nas powstrzymali w drodze?Czas działa na jego korzyść.Mamy zaledwie dwa tygodnie,by dotrzeć do Thornwynd i zadośćuczynić wymogomlegatu.- Nigdy nie słyszałem, żeby Horacy miał otwartąsakiewkę - mruknął książę Northbridge.- Ale też nigdy niegrał o tak wysoką stawkę.- Chciałbym zwrócić pańską uwagę, milordzie -powiedziała szczerze Isabel - że to nie są żarty.To walkana śmierć i życie.I to może być pańska śmierć.Czy niepowinien pan ponownie rozważyć celowości55dotrzymywania nam towarzystwa?- Bez względu na to, jak bardzo jest pan zręczny iutalentowany - a każda chwila dowodzi pańskich licznychzalet - ciężar, jaki włożono na pańskie ramiona, jest zbytwielki jak na pański młody wiek - rzekł spokojnie książę.-Jest moim obowiązkiem uszanowanie prośby Monty'ego,jaką skierował do mnie na łożu śmierci, i zapewnienieJamiemu opieki i ochrony.%7ładen pański argument nie jestw stanie tego zmienić.Westchnienie Isabel oznaczało poddanie się.Zrobiła, co do niej należało, próbując wyperswadowaćksięciu dalszą wspólną podróż, ale prawdę powiedziawszybyła zadowolona, że nie dał się przekonać.Co za ulga, móckomuś opowiedzieć to wszystko.Nie znała dotądprzyjemności, jaką może dawać współczujące spojrzeniebłękitnych oczu.Nie chciała z niego rezygnować.- Muszę przyznać - ciągnął lord Nortbridge - że niedoceniałem bezwzględności Shipleya.Mam nadzieję, żemój błąd nie wpędzi was w kolejne kłopoty.- Zupełnie nie rozumiem - rzekła Isabel - dlaczegoHoracy robi to wszystko.Zwykła złośliwość czy zazdrość?Sir Barnaba wydziedziczył go dawno temu.Gdyby nietylko Monty, ale i Jamie zszedł z tego świata, Thornwyndodziedziczy kuzyn Jamiego, Nigel Clark.Jaką kartę trzymaHoracy w rękawie? Co skorzystałby na śmierci Jamiego?- Nie wie pan?- Nie - Isabel znieruchomiała.- A pan wie?- Mam pewne podejrzenia - wyznał książę.-Opowiem o nich pózniej.- Doskonale, sir - powiedział nieco opryskliwieJamie, prostując się na siedzeniu i zsuwając kapelusz na tyłgłowy.- Odpowiedzieliśmy na pańskie pytania, a teraz56pańska kolej, by odpowiedzieć na nasze.Jak to się stało, żeznał pan mojego ojca, i co za dług sprawił, że był panzmuszony podjąć tak niebezpieczną podróż?Książę był nieco zaskoczony.Przywykł, że jegotytuł oraz fortuna budzą należyty respekt; nie przywykł, byindagował go byle młodzieniaszek.Z drugiej strony, jeśliprawdą jest, że przeszli przez to wszystko, o czym mówią,to pytanie jest w pełni uzasadnione.- Poznałem pańskiego ojca dzięki mojemu ojcu -zaczął powoli.- Chodzili razem do szkoły.Ojciec uwielbiałpodróże na kontynent i właśnie w Brukseli, na obiedzie,który wydawał, spotkałem pana Shipleya po raz pierwszy.- Kiedy to było? - spytała Isabel.- Miałem wówczas zaledwie czternaście lat, a zatemzdarzyło się to dwadzieścia jeden lat temu, na długo przednarodzinami Jamiego i pańską nieoficjalną adopcją.-Uniósł pytająco brew w stronę Isabel, ona jednakuśmiechnęła się tylko i skinęła głową.Miała żelaznązasadę: nigdy nie należy się tłumaczyć.Książę zwestchnieniem podjął opowieść.- Monty i mój ojciec korespondowali odtąd ze sobą,a ilekroć zdarzyło się, że obaj byli w Paryżu, Rzymie czyKadyksie, zawsze się spotykali.Miałem wówczas możnośćprzysłuchiwania się ich rozmowie i dzięki temu wielenauczyłem się o świecie.Isabel nie zdołała stłumić chichotu.Mogła sobiewyobrazić, jaką to edukację otrzymał lord Northbridge wtowarzystwie Monty'ego! Książę odwzajemnił jej uśmiech.Jakie ciepło emanuje z tego błękitnego spojrzenia.Szybkoodwróciła głowę ku oknu.- W parę lat pózniej rozpocząłem moją wielkąpodróż - podjął książę.- Shipleyowie byli wówczas we57Florencji.Jamie przyszedł właśnie na świat i w czasiemoich częstych wizyt miałem okazję podziwiać pańskączerwoną, pomarszczoną twarzyczkę, młody człowieku.- Chyba miał pan do czynienia z innym dzieckiem,sir - powiedział Jamie.- Ja byłem niezwykłe urodziwymniemowlęciem.Książę skrzywił się.- Miałem wtedy osiemnaście lat i interesowałem sięprzede wszystkim moją własną osobą, więc.- Pan, sir? - mruknęła złośliwie Isabel.- Toniemożliwe!Lord Northbridge surowo zmarszczył brwi.- Wielu ludzi traktowałem wówczas niewłaściwie -ciągnął chłodno - włącznie z dżentelmenem, któregozdarzyło mi się pewnej nocy pokonać przy karcianymstoliku w domu gry, należącym wówczas do Monty'ego.Nie tylko go ograłem, ale na dodatek drwiłem z niego, iżprzegrał z takim młodym kogucikiem jak ja.Dżentelmenprzyjął to zle.Kiedy wyszedłem z domu gry, zaczepił mniena ulicy i z miejsca wyzwał na pojedynek
[ Pobierz całość w formacie PDF ]