Home HomePaul Williams Mahayana Buddhism The Doctrinal Foundations, 2008Williams Tad Smoczy tron (SCAN dal 952)(eBook) James, William The Principles of Psychology Vol. IKing Stephen Mroczna Wieza II Powolanie trojkiEddings DavSilverberg Robert Valentine Pontifex (2)Krzysztof Karolczak, Współczesny terroryzm w Âświetle teorii Halforda Mackindera(1)Zdzislaw Nowak Niezwykle przygody Hodzy Nasred (3)'Prawo Turystyczne' R.WalczakScience Fiction (23) luty 2003
  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • kava.keep.pl
  •  

    [ Pobierz całość w formacie PDF ]
    .Jasne? Kiwnął głową.- W porządku.Pozdrów ode mnie Helenę, jeżeli ją zno­wu zobaczysz.I pana Hallidaya - pozdrawiam go jak ban­kier bankiera.Wyobrażam sobie, że ma jakiś bank.- Kilka.- Powiedz mu, żeby dalej tak dobrze się spisywał.By­stry gość, ten twój pan Halliday.Czy już to mówiłem?- Tak jest, sir.- Odwołuję.No dobrze.To chyba wszystko.Czy masz ja­kieś pytania?- Tak jest, sir.to znaczy, Wilf.Jak myślisz, kiedy to będzie? Czas jest.- Bezcenny.Mój nie.Chociaż w twojej sytuacji przy­puszczam, że.A więc może za tydzień albo dwa, albo za miesiąc.lub dwa.Nie dłużej.Zresztą co za różnica? Nie masz przecież stałej posady, eks-profesorze?- Powiedziałeś jeszcze, Wilf.mówiłeś coś o zastrzeże­niach.- Ach, tak.Dotyczą wyłącznie biografii.Nie przejmuj się.Podniósł na mnie wzrok, przygnębiony i udręczony.- Wolałbym wiedzieć, Wilf, jeśli ci to nie robi różnicy.- Słusznie, Rick.Spodziewałem się, że zechcesz je, być może, poznać, zanim się zaangażujesz.Wymienię zastrzeże­nie główne, żebyś mógł się nad nim zastanowić.Dostarczę ci pełne sprawozdanie z mojego życia nie ukrywając niczego, a ty napiszesz, co zechcesz.Ale zdasz również dokładną re­lację z tego, jak podsunąłeś mi Mary Lou i jak podsunąłeś ją Hallidayowi, który przyjął ofertę.Tak więc ta biografia będzie duetem, Rick.Pokażemy światu, jacy jesteśmy.pa­pierowi ludzie, tak można by' nas nazwać.Co powiesz na taki tytuł? Pomyśl, Rick.dzięki temu wszyscy ludzie, których prześladują takie pluskwy jak ty, wszyscy szpiegowani, ci, którym depczą po piętach, ci, o których opowiada się kłam­stwa, których rzuca się na pastwę szerokiej opinii publicz­nej.wszyscy zostaniemy pomszczeni.Zostanę pomszczony wraz z nimi wszystkimi, ha et cetera.Tu, w tym pokoju, mój synu.Mary Lou i ja, kiedy ty poszedłeś spać.uwiedź sta­rego sukinsyna, “Rick Tucker, który z pewnością dostarczy wam rozrywki", czy w tym też podrobiłeś tego starego poetę, któremu pewnie lizałeś buty, tylko po to, żeby potem powie­dzieć, że go znasz? To jest handel, synu.Ja za ciebie.Moje życie za twoje.Nie mów, że tego nie zrobisz.Musisz, nie masz wyjścia, musisz wylizać miskę do czysta, jak ten lata­jący spodek.Chryste, nie potrafisz nawet prosto rzucać.Te­raz już wiesz.Spieprzaj i staw się namoje wezwanie.Zagwiż­dżę.Zamilkliśmy ponownie.Miałem czas na refleksję, że praw­dziwie męski mężczyzna o posturze Ricka złapałby mnie i wy­rzucił z balkonu, żebym się roztrzaskał.Ale Rick był męż­czyzną papierowym.Nie było w nim żadnej siły.Czułem się bezpieczny, dałem się zwieść.Nie był wcale silny ani gorący, ani ciepły.Nie był mordercą.Najwyżej samobójcą, chociaż nawet w to wątpiłem.Samobójstwo to choroba zdrowych, a Rick był całkowicie poczytalny.Była to jego jedyna.nie, miał przecież skazę Marakesz.Ale mężczyzna podnosił się właśnie z miejsca.Widziałem, jak nabiera powietrza.Czy zamierzał postąpić, jak mawiał Johnny, “okrutnie", i zrobić mi krzywdę? Stwierdziłem ze zdziwieniem, że jest mi to obojętne.Patrzyłem mu prosto w oczy myśląc, że być może robię to po raz ostatni.Powstrzy­małem go mocą, jaką ludzkie spojrzenie potrafi mieć nad bestią.Na koniec spuścił wzrok i ruszył do drzwi.Ale nie wyszedł, jak się spodziewałem, tylko odwrócił się nagle, cały rozdęty, jakby napompowany.Zacisnął pięści i wrzasnął.- Ty jebany skurwysynu! Dopiero wtedy wyszedł.No, no, pomyślałem.Są chwile, kiedy nasi czworonożni przyjaciele nas zaskakują.Potrafią zachowywać się niemal jak ludzie.Można by przysiąc, że wiedzą, o czym się mówi.Kochany Reksio! Oczywiście nie ugryzą.Warczą tylko dla za­bawy i chwytają zębami pańską rękę niewinnie.Poza tym do­trzymują towarzystwa.Usiadłem i rozejrzałem się po pokoju, gdzie odbyła się nasza potyczka na papierowe lance lub najwyżej przestarzałe pióra kulkowe.Spodek wciąż leżał na dywanie.Pozwoliłem mu tam leżeć z uczuciem, że przestał być po prostu spodkiem.Stał się teraz jednym z przedmiotów wyposażonych w rnanę, w moc.Być może rzeczywiście był to latający spodek, który wpadł tu z wizytą.Co u diabła? A te wilgotne plamy na stole? Zauważyłem, że niektóre się rozmazały, a inne wysychały w cienkich obwódkach zawartej w nich soli.W magii takie krople na pewno mają ogromne znaczenie.Dziewicze łzy? Jeżeli znajdziesz łzy dorosłego mężczyzny, mój synu, zbierz je przy pełni księżyca, bo są one niezastąpionym środ­kiem przeciwko nudzie, napuszeniu i zmęczeniu życiem: to sól w oku staruchy nietolerancji, która dostaje w ten spo­sób za swoje.Nalałem sobie Dole.Patrząc na wino odniosłem wrażenie, że nie mam jakoś na nie ochoty, chociaż to niedo­rzeczne.Gdy Rick opuścił pokój, zacząłem coraz dotkliwiej odczuwać ucisk stalowej struny.Zdawało mi się, że nie tylko się napręża, ale wrzyna mi się w pierś.Zapomniałem o Ricku i skupiłem się na niej.Wtedy poczułem, że za sprawą niepo­jętej magii nie jest już długa i cienka, lecz że się rozszerzyła, najpierw w pas, a potem w obręcz.Obręcz zaciskała się wokół mnie, obejmując nawet głowę, moją głowę.Zacząłem się trząść, wrzeszczeć i grzebać przy rozporku jak przedszkolak.ROZDZIAŁ XIIITen fragment nigdzie nie pasuje.Nie potrafię, po prostu nie potrafię przypomnieć sobie kolejności wydarzeń, które nastąpiły po naszym drugim spotkaniu w Weisswaldzie.Sta­lowa obręcz zacisnęła się zbyt mocno, zbyt ciasno [ Pobierz całość w formacie PDF ]

  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • syriusz777.pev.pl
  •