Home HomeCharles M. Robinson III The Diaries of John Gregory Bourke. Volume 4, July 3, 1880 May 22,1881 (2009)Payne Charles V. Be Smart, Act Fast, Get Rich. Your Game Plan For Getting It Right In The Stock MarketPeter Charles Hoffer The Brave New World, A History of Early America Second Edition (2006)Darwin Charles O powstawaniu gatunków drogš doboru naturalnegoFarland DavNienacki Zbigniew Dagome Iudex t.1 (SCAN dal 762)John Grisham RainmakerOlivia Cunning – Sinners on tour 02 Rock HardBuzan Tony Podrecznik szybkiego czytaniaMann, Thomas Der Zauberberg
  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • ps3forme.xlx.pl
  •  

    [ Pobierz całość w formacie PDF ]
    .W tej chwili zza węgla ulicy wybiegła z przestraszonym obliczem dziewczynka, którą panGradgrind poznał od razu. Stój!  krzyknął. Stój! Dokąd to bieżysz? Stójże!Dziewczę numer dwadzieścia przystanęło drżące i dygnęło. Czemu jak szalona latasz w tak nieprzyzwoity sposób po ulicach  zapytał pan Grad-grind. Ja  panie! Ktoś mnie gonił  wyjąkało dziewczę. Musiałam uciekać. Gonił? powtórzył pan Gradgrind. A któż to chciał za t o b ą biegać?Odpowiedz na pytanie i bez udziału Cesi zjawiła się w postaci chłopca o białej cerze, owe-go Bitzera, który, biegnąc na oślep, wypadł zza węgła i nie myśląc o czekającej go zawadziewpadł na pana Gradgrinda i odbił się od niego jak piłka. Co to znaczy, chłopcze?  rzekł pan Gradgrind. co wyrabiasz? Jak śmiesz rzucać się naludzi?Bitzer podniósł z ziemi czapkę, która zleciała mu z głowy od zderzenia z panem Gradgrin-dem, cofnął się i przyciskając swe kłykcie do czoła tłumaczył, iż to się stało niechcący. Czy to ten chłopiec pędził za tobą, Cecylio Jupe?  badał pan Gradgrind. Pędził, panie,  rzekło niechętnie dziewczę. Nie! Nie pędziłem panie  wrzasnął Bitzer  dopóki sama nie zaczęła uciekać przedemną.Wszyscy oni z hecy nie wiedzą, co gadają, panie  to wiadomo.Sama wiesz, że hecarzesławni są z tego, iż nie myślą nigdy o tym, co mówią  dodał obracając się do Cesi. Całemiasto wie o tym dobrze, jak i o tym, z przeproszeniem pana, że hecarze nie umieją tabliczkimnożenia.Pragnął tym przypodobać się panu Bounderby. Tak mnie przestraszył  powiedziało dziewczę  jakimiś strasznymi grymasami! O!  wrzasnął Bitzer  widać, że jesteś z hecy; ty także pokazujesz sztuki.Ani spojrza-łem na nią, panie.Zapytałem tylko, czy chciałaby na jutro umieć definicję konia, i ofiarowa-łem się powtórzyć z nią lekcje; ona zaczęła uciekać, a ja popędziłem za nią  bo chciałem,aby umiała odpowiedzieć, kiedy jutro o konia zapytaną będzie.Anibyś pomyślała oskarżaćmnie tak nieroztropnie, gdybyś nie była hecarką. Rzemiosło jej zdaje się doskonale być znane dzieciom  zauważył pan Bounderby. Zo-baczysz, że za tydzień całą szkołę zastaniesz przy szparach szopy sztukmistrzów. Masz słuszność  odparł jego przyjaciel. Bitzer, marsz do domu! Cecylio Jupe, zatrzy-maj się chwilę.Niech nie słyszę więcej o podobnej bieganinie, chłopcze, bo inaczej ty posły-szysz o mnie od nauczyciela.Rozumiesz? No! Ruszaj.Chłopiec przestał mrugać oczyma, szturchnął się w czoło, spojrzał na Cesię, obrócił się iodszedł. Teraz, dziewczynko, zaprowadz mnie i tego pana do twego ojca.Idziemy do niego.Co tomasz w tej butelce? Zapewne gin  rzekł Bounderby. O! nie, panie! To jest dziewięcioro-olej. Co?  zawołał pan Bounderby. Dziewięcioro-olej, panie.Ojciec się tym naciera. Po jakiegoż licha  z głośnym urywanym śmiechem wykrzyknął pan Bounderby  nacie-rasz ojca tym dziewięciorakim olejem?21  Nasi zawsze używają tego oleju, gdy się potłuką w cyrku  odpowiedziało dziewczę rzu-cając wzrok niespokojny poza siebie, aby się przekonać, że jej prześladowca już odszedł.Nasi nieraz bardzo mocno siniaczą się w cyrku. I słusznie! Należy się im to, włóczęgom i próżniakom  rzekł pan Bounderby.Dziewczę, zdziwione, spojrzało na niego z pewnym przestrachem. Dalibóg!  prawił pan Bounderby. Gdy byłem młodszy od tej dziewczynki o jakie pięćlub cztery lata, miewałem takie guzy, że nie tylko dziewięć, ale dwadzieścia i czterdzieściolejów nic by im nie pomogło.Tylko że te stłuczenia miałem nie z przyczyny błazeńskichwyłamywań mego ciała, ale od kułaków, które spadały na mnie.Jam nie znał tańca na linie,ale nieraz na gołej ziemi tak tańcować musiałem, jak mi grała lina, którą mnie smagano.Pan Gradgrind, jakkolwiek twardy, nie był wcale tak zakamieniały jak pan Bounderby.Wszystko zważywszy, charakter jego miał swe dobre strony.Pan Gradgrind mógłby być na-wet czułym, gdyby był przed laty choć raz jeden omylił się w arytmetycznych wyrachowa-niach, którymi kształtował swój charakter.Toteż rzekł łagodnym, jak mu się zdawało, gło-sem, gdy skręcali w wąską uliczkę. Czy to jest Pod s End? Czy tak, Cecylio Jupe? Właśnie, panie  a oto i dom, w którym mieszkamy.Zatrzymała się.Zmrok już zapadał.Stali u drzwi małej, niziutkiej gospody, oświetlonejwewnątrz ciemnoczerwonym światłem.Jakby obłąkany i chwiejący się domek ten, jak sięzdawało, w braku pijaków sam się rozpił; poszedł drogą zwykłą pijakom i bliski był upadku. Trzeba tylko przejść przez bufet, panie, i wejść na schody, jeśli pan nie woli poczekać,dopóki nie pójdę zapalić świecy.Gdy pan posłyszy szczekanie, to nic  to tylko Wesołołapy,a on wcale nie kąsa. Wesołołapy! Dziewięcioro-olej! Cha! cha! cha!  zaśmiał się przerazliwie pan Bounder-by wchodząc ostatni [ Pobierz całość w formacie PDF ]

  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • syriusz777.pev.pl
  •