Home HomeCharles M. Robinson III The Diaries of John Gregory Bourke. Volume 4, July 3, 1880 May 22,1881 (2009)Jeffrey Schultz Critical Companion To John Steinbeck, A Literary Reference To His Life And Work (2005)John Leguizamo Pimps, Hos, Playa Hatas, and All the Rest of My Hollywood Friends (2006)Marsden John Kroniki Ellie 01 Wojna się skończyła, walka wcišż trwaJohn Marsden Kroniki Ellie 1. Wojna się skończyła, walka wcišż trwaKos Kala, Selby John Moc aloha i wiedza huny[Alexandre Dumas] Il Conte di MontecristoLucjan Siemieńskipodaniailegendye95 Blawatska KluczDoTeozofii01Michał Huzarski Taktyka ogólna wojsk lądowych
  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • adam0012.xlx.pl
  •  

    [ Pobierz całość w formacie PDF ]
    .Gdzie biegnie Droga? Takie pytanie zadałem Siedmiorękiemu.Wszędzie tak brzmiała odpowiedz.Porzuciliśmy ciemną jezdnię, by zagłębić się w las z pozoru nieprzebyty, lecz po-cięty ukrytymi ścieżkami.Jedna z nich wiodła na małą kamienną polanę; na jej skra-ju w cieniu drzew kryła się baza  niewysoki budynek o płaskim dachu, wzniesionyz anielskiego kamienia, w którym okna zabito deskami.Przed nim stały dwa rzędy pod-niszczonych metalowych konstrukcji, wysokością dorównujące dorosłemu mężczyznie;nie miałem pojęcia, do czego służyły te urządzenia.U drzwi siedział kościsty staruszek w czarnym kapeluszu; na powitanie bez pośpie-chu pomachał nam kosturem.Koty natychmiast go otoczyły, legły w słońcu i zaczęłylizać sierść, poruszając lekko ogonami.Podszedłem do starca prowadzony przez wyso-kiego mężczyznę, mego stróża i przewodnika. Nie wpuszczaj go do środka  rzucił z porozumiewawczym spojrzeniem.Wzru-szyłem ramionami, jakby mi było wszystko jedno.Podróżnicy zniknęli za drzwiami.Uśmiechnąłem się do staruszka, stojąc bez ruchu na kamiennej polanie obok bu-dynku.Strażnik i odzwierny w jednej osobie rozpogodził się natychmiast, jakby moje222 przybycie nie wydało mu się osobliwe i nie budziło obaw.Dostrzegłem pod ścianą stertęplastikowych kwadratów, gładkich jak słój, który znalazł Blask; były popękane i brud-ne, ale ich barwy  jaskrawa czerwień i żółć  nie zblakły, podobnie jak wizerunekmuszli.Zrobiło się gorąco; ostrożnie podszedłem bliżej i usiadłem obok starego, w cieniurzucanym przez budynek.Wymieniliśmy uśmiechy.Odzwierny pełnił swoje obowiązki dość niedbale; z po-dobnym skutkiem mogłyby je wykonywać ustawione w rzędzie zagadkowe urządzenia. Przed laty. zacząłem. Tak, o tak  wtrącił staruszek, w zamyśleniu kiwając głową i zerkając w niebo. Przed laty zjawiła się u was dziewczynka.Przyszła tu z Małego Domostwa.Byłamłodziutka i miała na imię Jednodniówka. Teraz pływa  rzucił stary.Nie wiedziałem, co odpowiedzieć.Zapewne umysł odzwiernego szwankował jużze starości.Przez jakiś czas siedziałem w milczeniu, a potem zacząłem rozmowę odpoczątku.223  Dziewczynka.Przyszła tu, a może do innej bazy, aby z wami zamieszkać.Mniejsza z tym.Zapytam innych. Jeszcze nie wróciła  oznajmił starzec. A może już tu jest? Może jest. Wybrała się jakiś czas temu nad leśną sadzawkę.O tę pannę ci chodziło? Nie wiem, przecież. Ostatniej nocy wyszła ci naprzeciw, gdy Brom wyczuł, że nadchodzicie stwierdził odzwierny, patrząc na mnie jak na dziwadło. Zgadza się, prawda? Po-witała cię, wróciła tu rankiem i położyła się spać.Teraz jest nad sadzawką.Tak mi sięprzynajmniej wydaje.Sądził, że przebyłem długą drogę z grupą wędrowców i że widziałem się już z Jed-nodniówką.W pewnym sensie miał rację.Gdy drzemałem zawieszony między jawąa snem, przeszły obok mnie dwie istoty  człowiek oraz inne stworzenie, zapewne kot.Staruszek aż podskoczył ze strachu, gdy zerwałem się na równe nogi. Gdzie jest ta sadzawka?  krzyknąłem.Odzwierny wskazał kosturem ścieżkęna skraju polany.Rzuciłem się w tamtą stronę.224 Zwiat jest ogromny, ma niewielu mieszkańców, a mimo to właśnie Jednodniówkaprzeszła obok mnie w ciemnej puszczy, chociaż nie miałem o tym pojęcia.Pędziłemwśród drzew na spotkanie z dawno nie widzianą dziewczyną, gdy przyszło mi nagle dogłowy, że nie powinienem się jej narzucać.Może będzie inna niż kiedyś; ja zapewnerównież zmieniłem się nie do poznania.Czy zrozumie, po co tu przybyłem? Mimo wąt-pliwości gnałem przez las co sił w nogach.Zcieżka wspinała się na porośniętą mchemkamienistą pochyłość, zza której dobiegał szum wodospadu.Ruszyłem w górę, ślizgającsię na mchu, dotarłem na szczyt i popatrzyłem w dół.Ujrzałem zmarszczoną taflę wody, po której pływały młode liście.Powierzchnię mą-ciły potoki spadające w dół z szumem i pluskiem; czarne, zielone i brązowe skały ota-czające sadzawkę były wilgotne i lśniące [ Pobierz całość w formacie PDF ]

  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • syriusz777.pev.pl
  •