[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.Jego biuro próbowało skontaktować się z Adamem pomiędzy piątą a szóstą w poniedziałek po południu, ale Adam siedział wtedy w parku Kramera.Sędzia Slattery zadzwonił do prokuratora stanowego, Steve’a Roxburgha, i o wpół do dziewiątej w gabinecie sędziego odbyło się krótkie spotkanie.Sędzia po raz pierwszy zetknął się ze sprawą, w której wydano wyrok śmierci.Wraz z asystentem studiowali wniosek Adama aż do północy.Gdyby Adam oglądał wiadomości telewizyjne w poniedziałek w nocy, dowiedziałby się o decyzji Sądu Najwyższego stanu Missisipi.Tak się jednak złożyło, że w tym czasie smacznie już spał.O szóstej rano w poniedziałek sięgnął po gazetę z Jackson, z której dowiedział się, że Sąd Najwyższy odrzucił jego prośbę, że sprawa przydzielona została sędziemu Slattery z sądu federalnego i że gubernator i prokurator stanowy zdążyli już odtrąbić kolejne zwycięstwo.Wskoczył do samochodu i pojechał do oddalonego o dwie godziny drogi Jackson.O dziewiątej wszedł do siedziby sądu federalnego na Capitol Street w centrum miasta i spotkał się z Breckiem Jeffersonem, ponurym młodym człowiekiem świeżo po studiach prawniczych, zajmującym stanowisko asystenta w biurze sędziego Slattery.Jefferson wyznaczył Adamowi spotkanie ze swoim przełożonym na godzinę jedenastą.Chociaż Adam przybył do biura Slattery’ego punktualnie o jedenastej, okazało się, że trwa jakieś spotkanie.Pośrodku ogromnego gabinetu Slattery’ego znajdował się mahoniowy stół konferencyjny, długi i szeroki, z ośmioma fotelami z czarnej skóry po bokach.Tron Slattery’ego stał na końcu, niedaleko jego biurka, a przed nim, na stole, leżały stosy dokumentów i notatniki.Na prawo od Slattery’ego siedzieli w dwóch rzędach młodzi, pewni siebie mężczyźni w granatowych garniturach.Ta strona należała do stanu, a jej przywódca, gubernator David McAllister, znajdował się najbliżej Slattery’ego.Prokurator stanowy Steve Roxburgh został usadowiony w środkowej części stołu, najwyraźniej w wyniku przegranej bitwy o teren.Obaj ci wysocy urzędnicy państwowi przybyli na spotkanie w otoczeniu swoich najlepszych asystentów i pomocników i ten szwadron strategów konferował z sędzią na długo przed przybyciem Adama.Breck Jefferson otworzył drzwi, uprzejmie przywitał Adama i zaprosił go do środka.W pomieszczeniu zapanowała nagła cisza, Adam zaś powoli podszedł do stołu.Slattery powstał z wahaniem, po czym przedstawił się Adamowi.Uścisk dłoni był chłodny i przelotny.— Niech pan siada — powiedział sędzia złowróżbnie, wskazując lewą dłonią osiem pustych foteli po stronie wyznaczonej dla obrony.Adam zawahał się, a potem wybrał krzesło naprzeciw Roxburgha.Położył dyplomatkę na stole i usiadł.Cztery skórzane fotele znajdowały się po jego lewej stronie, między nim a Slatterym, trzy zaś po prawej.Adam poczuł się jak włóczęga, który nielegalnie wszedł na teren czyjejś posiadłości.— Zakładam, że zna pan gubernatora i prokuratora generalnego — powiedział Slattery, jakby każdy został osobiście przedstawiony tym dwóm.— Nie — odparł Adam potrząsając lekko głową.— Jestem David McAllister, panie Hall, miło mi pana poznać — wtrącił szybko zawodowo uprzejmy gubernator, błyskając niesamowicie białymi zębami.— Miło mi — odparł Adam prawie nie otwierając ust.— A ja jestem Steve Roxburgh — dodał prokurator stanowy.Adam skinął tylko głową znajomej twarzy po drugiej stronie stołu.Znał ją z gazet.Prokurator przejął inicjatywę.Zaczął mówić i wskazywać kolejne osoby.— To są prawnicy z mojego departamentu apelacji kryminalnych.Kevin Laird, Bart Moody, Morris Henry, Hugh Simms i Joseph Ely.Ci chłopcy zajmują się sprawami wyroków śmierci.— Wszyscy posłusznie pochylali głowy, nie spuszczając jednak z Adama podejrzliwego wzroku.Naliczył razem jedenastu mężczyzn po przeciwległej stronie stołu.McAllister postanowił nie przedstawiać swojego oddziału robotów, z których każdy zdawał się cierpieć na migrenę albo hemoroidy.Wszyscy siedzieli nieruchomo, z obolałymi minami, rozważając najwyraźniej jakieś wielce skomplikowane kwestie prawne.— Mam nadzieję, że zanadto się nie pośpieszyliśmy, panie Hall — powiedział Slattery wkładając na nos okulary do czytania.Miał czterdzieści parę lat i był jednym z młodych prawników wyznaczonych przez Reagana.— Kiedy zamierza pan oficjalnie złożyć swój wniosek w tym sądzie federalnym?— Dzisiaj — odparł Adam nerwowo, wciąż zdumiony błyskawicznym rozwojem wypadków.W drodze do Jackson zdecydował jednak, że negatywna decyzja sądu stanowego jest mimo wszystko korzystna dla niego i dla Sama.Ewentualnej zmiany wyroku należało spodziewać się po sądzie federalnym.— Kiedy stan udzieli odpowiedzi? — zapytał Slattery Roxburgha.— Jutro rano.Zakładając, że będzie identyczny z tym, który został złożony w Sądzie Najwyższym.— Będzie identyczny — potwierdził Adam, a potem odwrócił się do Slattery’ego.— Polecono mi być tutaj o godzinie jedenastej.Dlaczego to spotkanie rozpoczęło się wcześniej?— Ponieważ miałem na to ochotę, panie Hall — odparł lodowato Slattery.— Czy widzi pan w tym coś niewłaściwego?— Tak.Uważam, że powinienem być na nim od początku.— Nie interesuje mnie to.To moje biuro i będę zaczynał spotkania, kiedy tylko chcę.— Tak, ale to ja złożyłem wniosek i to mnie zaproszono, żeby go przedyskutować.Wydaje mi się, że powinienem być obecny na całym spotkaniu.— Nie ufa mi pan, panie Hall? — Slattery pochylał się do przodu, wsparty na łokciach, wyraźnie rozweselony tą wymianą zdań.— Nie ufam nikomu, sir — odparł Adam, patrząc na sędziego.— Próbujemy ułatwić panu pracę, panie Hall.Pańskiemu klientowi nie pozostało zbyt wiele czasu, a ja staram się tylko, żeby wszystko szło gładko.Myślałem, ze będzie pan zadowolony z tempa, w jakim zwołaliśmy to spotkanie.— Tak — przyznał Adam i spojrzał na swój notatnik.Nastąpiła krótka chwila ciszy i napięcie opadło nieco.Slattery sięgnął po kartkę papieru.— Niech pan złoży dzisiaj swój wniosek.Stan udzieli jutro odpowiedzi
[ Pobierz całość w formacie PDF ]