[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.Była to bowiem głowa ludzka: takie same oczy, takie samo szerokie czoło, usta z zaciśniętymi, wąskimi wargami, oraz podbródek - wszystko to nadawało jej uderzające podobieństwo do głowy człowieka.Brakowało tylko nosa i włosów, aby twarz przypominała ludzką.W miarę jak Tumitak przyglądał się temu wszystkiemu, szylki od razu przystąpiły do spraw, które sprowadziły je do korytarzy.Jeden z nich wydobył jakiś papier z torby przytroczonej do ciała, schwycił go zwinnie między dwie kończyny i począł czytać.W głosie jego pobrzmiewał osobliwy metaliczny klekot, lecz Tumitak nie miał żadnych trudności ze zrozumieniem żadnego słowa.- Bracia z lochów! - wykrzyknął szylk - nadszedł oto czas, aby następni spośród was osiedlili się na Powierzchni! Przyjaciele, którzy odeszli stąd w zeszłym tygodniu, niecierpliwie oczekują waszego przybycia.Pozostaje nam tylko wymienić imiona tych, którzy zostaną dziś zaszczyceni.Słuchajcie uważnie, a każdy, którego imię zostanie wywołane, niech wejdzie do walca.Zatrzymał się na chwilę, aby upewnić się, że go zrozumiano, a następnie w brzemiennej oczekiwaniem ciszy zaczął czytać imiona.- Korystialis! Yintiamia! Latrumidor! - wołał i jedna po drugiej olbrzymie, zwaliste postacie dostojnie występowały naprzód i wspinały się do cylindrycznego urządzenia po małej drabince, którą spuszczono.Trzecim spośród wezwanych był ten, z którym Tumitak rozmawiał u niego w mieszkaniu.Na jego twarzy, podobnie jak na twarzach pozostałych, malowało się zdumienie i radość, jakby spotkało ich jakieś niewiarygodne szczęście.Tumitak był dotąd tak zajęty obserwowaniem szylków i ich pojazdu, że na chwilę zapomniał o groźbie Estety; gdy jednak ujrzał, jak grubas zbliża się do szylków, jego przerażenie powróciło.Stał jak porażony ze strachu.Niepotrzebnie jednak się lękał - na twarzy Wybrańca zagościł nieoczekiwany uśmiech szczęścia: wspiął się do pojazdu nie odzywając się słowem do stojących w pobliżu szylków.A gdy grubas zniknął w otworze, Tumitak wydał westchnienie ogromnej ulgi.Do korytarzy przybyło sześć szylków; wyczytano też sześciu Estetów.Zaraz potem wywołani dysząc i chrząkając wdrapali się do pojazdu.W końcu, gdy już ostatni wgramolił się przez okrągły otwór, szylki odwróciły się i poszły za nimi.Z dołu otwór przykryto wiekiem i w sali zapanowała cisza.Po chwili Esteci zaczęli się rozchodzić, a ponieważ kilku z nich skierowało się ku korytarzom, w którym ukrywał się Tumitak, Lorianin musiał uciekać, a następnie schować się w jakimś mieszkaniu.Obawiał się, że jakiś Esteta wejdzie do pomieszczenia i go odkryje, lecz tym razem szczęście mu sprzyjało.Po chwili ostrożnie wyjrzał przez drzwi, stwierdził, że korytarz jest pusty, wyszedł stamtąd i szybko skierował się na główny plac.Nie było tam już Estetów, lecz z jakiegoś powodu pojazd nadal spoczywał w tym samym miejscu; Tumitakowi zaś przyszedł do głowy pomysł, który z początku przeraził go swoją śmiałością.Te szylki na pewno przybyły w tym pojeździe z Powierzchni! A teraz nim wracały.Czyż Esteta, którego szylki nazywały Latrumidorem, nie powiedział mu, że od czasu do czasu powoływano artystów, by żyli pośród szylków na Powierzchni? O tak, pojazd na pewno wracał na Powierzchnię.I w jednej natchnionej chwili Tumitak uświadomił sobie, że i on się zabierze.Pośpieszył przed siebie i po chwili przywarł do maszyny z tyłu szukając pośród niewielu wystających części oparcia dla stopy.Jak się okazało, przyszedł dosłownie w ostatniej chwili; ledwie bowiem uchwycił się pojazdu, gdy ruszył oai w ciszy przed siebie pędząc z oszałamiającą szybkością w głąb korytarza!ROZDZIAŁ VIWspomnienia, jakie pozostały Tumitakowi z tej przejażdżki, stanowiły bezładną mieszaninę następujących po sobie wydarzeń.Pojazd mknął tak szybko, że tylko czasami, gdy zwalniał, aby skręcić lub przejechać wyjątkowo wąskim korytarzem, Lorianin mógł unieść wzrok, by się rozejrzeć.Mijali sale oświetlone jaśniej niż wszystkie, które dotąd widział.Sale ze ścianami z metalu, wypolerowanego i błyszczącego, oraz korytarze z nie wygładzonej skały, gdzie wstrząsy groziły mu w każdej chwili spadnięciem.W pewnym momencie przejechali powoli marmurowym korytarzem, gdzie po jednej stronie stali w szeregu Esteci śpiewający uroczysty, dźwięczny hymn na cześć szylków.Tumitak był pewien, że go zauważą, lecz jeśli nawet któryś ze śpiewających go dojrzał, to nie zwrócił na niego uwagi sądząc najwyraźniej, że jest on jeńcem szylków.Nie napotykali już teraz na żadne sztolnie ani boczne korytarze, zaś cała droga na Powierzchnię stanowiła jeden szeroki korytarz, którym pędził pojazd coraz bardziej przybliżając Tumitaka do celu.Choć szybkość wehikułu nie była zbyt wielka w porównaniu z pojazdami, których dzisiaj używamy, to jednak należy pamiętać, że dla Lorianina największą prędkością, jaką potrafił sobie wyobrazić, było tempo szybkiego biegu.Toteż zdawało mu się teraz, że oto leci na skrzydłach wiatru, a jego ulga nie miała granic, gdy w końcu pojazd zwolnił do tego stopnia, że Tumitak mógł zeskoczyć na ziemię w tej części korytarza, która najwyraźniej od wieków była nie zamieszkała.Porzucił wszelką myśl o dalszej jeździe, a jedynym jego marzeniem było zakończenie tej diabelskiej przejażdżki, którą tak nieroztropnie przedsięwziął.Czas jakiś zamierzał pozostać w miejscu, w którym wysiadł, przynajmniej tak długo, by zebrać myśli.Zdał sobie jednak nagle sprawę, że pojazd szylków zatrzymał się nie dalej niż o sto jardów; zerwał się na równe nogi i rzucił się do najbliższych otwartych drzwi.Pomieszczenie, w którym się znalazł, było zakurzone i bez żadnych mebli - niewątpliwie dawno nie używane; toteż przekonany, że nie grozi mu tu żadne niebezpieczeństwo, Tumitak podszedł do drzwi i spojrzał w kierunku pojazdu.Od razu zobaczył dziwaczne otwarte drzwi, czy też właz na wierzchu walca, lecz dopiero po chwili siedzący w środku pasażerowie zaczęli wychodzić na zewnątrz.Najpierw ukazała się nalana twarz - jeden z Estetów mozolnie wygramolił się na zewnątrz i na koniec zsunął się po burcie pojazdu.Za nim wynurzył się szylk, który miękko zeskoczył na ziemię; i tak stopniowo pojazd się opróżniał, aż cała dwunastka pasażerów znalazła się w korytarzu.Wtedy wszyscy odwrócili się i skierowali ku jedynemu pomieszczeniu z kotarą w drzwiach.Przez pewien czas Tumitak pozostawał w ukryciu rozważając swój następny ruch.Instynktowna bojaźń skłaniała go do pozostania w ukryciu, by tu, jeśli będzie trzeba, czekać przez wiele dni, aż szylki odjadą.Ciekawość korciła, by sprawdzić, co też to dziwne towarzystwo robi za tymi wielkimi drzwiami zasłoniętymi kotarą, zaś roztropność nakazywała dalej dążyć do celu idąc od razu w górę korytarza, póki szylki nadal znajdują się w pomieszczeniu.Tumitak wiedział bowiem, że jest już zaledwie kilka mil od Powierzchni, ku której przecież dążył
[ Pobierz całość w formacie PDF ]