[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.- Mów dalej.Ja slucham pilnie.- Choc schorowana, Mary Hargraves zniosla wszystko, co robiono jej w sledztwie.I umarla.Alety nie mogles dopuscic, by powtórzyl sie casus Gilesa Cory.W odróznieniu od zieciów GilesaCory, spadkobierczyni Mary Hargraves byla pod reka.Jej córka, Janet.Mozna bylo zatemoskarzyc i ja.I znowu nie zabraklo swiadków latania na miotle, przysiag na Czarna Ksiege,calowania Diabla w odbyt, polykania czerwonej hostii, znowu znalazly sie kukielki, te nadzianekozia sierscia i te z wbitymi szpilkami, znowu jakas bogobojna zona nie miala watpliwosci, ktoprzyprawil jej malzonka o trwale sflaczenie czlonka meskiego.A Janet Hargraves poddano wwiezieniu w Watertown tym samym procedurom, co jej matke.Nadal sluchasz pilnie?- Cala twoja wiedza, babo - powiedzial wolno konstabl - wbrew temu, co nachalnie starasz siezasugerowac, nie bierze sie z twej wielkiej i nadprzyrodzonej madrosci, bynajmniej nie.Wszystko, co wiesz, po prostu zaslyszalas.O wszystkim ktos ci opowiedzial.Nie pytam, kto totaki, albowiem wiem, wyznania sa mi zbedne.Wyznasz mi wiec tylko, gdzie ten ktos sie skrywa.- Tylko - powtórzyla drwiaco Jemima Tyndall.- Nic wiecej? A jak, ciekawosc, wycisniesz zemnie takie wyznanie? Zastosujesz te same metody, co wobec kobiet z Salem i Mary Hargraves?Pozbawisz mnie snu? Wody? Oszukasz obietnica laski? Zwiazesz na cala noc w kablak, pietamido szyi niemal, tak by rano krew strumieniami lala mi sie z nosa? A moze - jak Janet Hargraves -zwyczajnie zgnieciesz mi stope za pomoca sznura skrecanego kolkiem? Och, konstablu, dziekujtwemu Bogu, ze nie wolno mi cie skrzywdzic, przyczynic ci bezposredniej szkody.Szkodazaiste, bo wielka mam na to ochote.Corwin wolno podszedl do slupa, zdjal z haka zwój konopnego powroza.- W odróznieniu od ciebie, babo - powiedzial, szarpnieciem sprawdzajac moc sznura - ja potemu, by cie skrzywdzic, mam zarówno mozliwosc, jak i chec.A ze chec szczera i mocna, totez ikrzywda bedzie duza.W trzy pacierze wyspiewasz mi wszystko, co wiesz.A nie, to ci stawypokrusze.- Spróbuj.Gdy skoczyl ku niej, wykonala tylko jeden maly krok w bok, odslaniajac male drzwiczki w tylnejscianie szopy.A w drzwiczkach stanal Izmael Sassamon.Konstabl ledwo go poznal.Henry Corwin byl czlowiekiem odwaznym.Nie sparalizowala go trwoga, a malo kto nie uleglbytrwodze na widok Izmaela Sassamona.Indianin byl nagi, biodra tylko spowijala mu podarta,scisnieta pasem koszula.Twarz, od czola po podbródek, mial uczerniona weglem drzewnym,wlosy zwiazane w czub i udekorowane orlimi piórami, tors pokryty malunkiem z sadzy, gliny iczerwonej kory.Henry Corwin nie ulakl sie.Blyskawicznie wyciagnal spod surduta pistolet, odwiódl kurek iwypalil Indianinowi prosto w twarz.Ale Izmael Sassamon byl nie mniej szybki.Odbil lufe, kulautkwila w belce nad drzwiami.W klebie dymu i sypiacego sie z powaly kurzu konstabl namoment stracil orientacje.I juz jej nie odzyskal.Izmael Sassamon wyrznal go w bok glowy pokomokonem.Konstabl zachwial sie, a Indianinpoprawil takim ciosem, ze chrupnela i wgniotla sie kosc skroniowa.Corwin upadl, charczac,wyprezone konczyny dygotaly mu spazmatycznie.Indianin uklakl mu na plecach.Chwycil za harcap.Wyciagnal zza pasa nóz, stalowy nóz, jakimihandlowali Holendrzy z Schenectady.Okreznym cieciem przecial skóre na czaszce konstabla,nad czolem, uszami i potylica.Nigdy w zyciu tego nie robil, ale poszlo mu bardzo sprawnie.Szarpniecie, szybkie plaskie ciecie po ciemieniu, znowu ostre szarpniecie.Konstabl zakrzyczal,zakrzyczal tak, ze kurz ponownie sypnal sie ze szpar dachu i scian.Izmael chlasnal go nozem pogrdyce.Potem zerwal sie, potrzasajac skalpem.- Hiiih ei ei ei eeeieia hiiiiih!Jemima Tyndall przygladala sie z usmiechem, nadajacym jej twarzy wyglad trupiej glówki.* * *- To zaczarowana wies.- wyjeczal Jason Rivet, caly rozdygotany po tym, co widzial przezszpare miedzy belkami szopy.- Po co mysmy tu przyjechali.To wszystko sa czary.- Nie bredz - warknal wuj William.- Nie badz glupi, chlopcze - szczeknal wielebny Maddox.Jason ostrzegl ich w pore, juz wszyscy byli na zewnatrz - pastor, Abiram Thorpe z muszkietem,wuj z garlaczem.Z przed domów, z werand, obserwowaly ich kobiety.Milczace.Nieruchome jakslupy u podsieni.Przy szkielecie stawianego spichrza, za dlugim stolem zasiadali mezczyzni.Jedli w ciszy, wolnounoszac drewniane lyzki.Nie interesowalo ich nic.W tym i nadchodzacy Izmael Sassamon,spiewajacy, krzyczacy, wywijajacy nozem i tomahawkiem, nagi, z uczerniona geba, upapranyglina, zbryzgany krwia.- Ei eia eia ei, ei eia ei.- Stój, Izmaelu! - ryknal pastor.- Imieniem Pana rozkazuje ci sie zatrzymac! Izmaelu!- Pal, Abiramie - syknal William Hopwood, widzac, ze Indianin nie tylko nie zamierza siezatrzymac, ale wrecz podrywa do biegu.- Pal! Poslemy go do diabla! Poslemy do diablaCzerwona Skóre!Jednoczesnie pociagneli za spusty.Garlacz Williama Hopwooda zasyczal, zasmrodzil i zadymilpalonym na panewce prochem.Muszkiet trapera szczeknal tylko metalicznie.- Chryste.- jeknal Abiram Thorpe, patrzac na puste szczeki kurka.Nie bylo skalki.Musialawypasc spod obluzowanej sruby.- Chryste!William Hopwood drzacymi rekami siegnal po prochownice.Abiram mial juz czas na to tylko,by porwac muszkiet za lufe i zawinac nim, wymierzajac straszliwy cios w glowe atakujacegoIzmaela.Indianin zwinnie zanurkowal jednak pod kolba, ciosem na odlew wbil mu nóz w brzuch,a gdy traper zgial sie wpól, poteznym uderzeniem tomahawka rozwalil mu czaszke.- Izmaelu! - wrzasnal Maddox.- Opamietaj sie, szalencze!William Hopwood upuscil garlacz, wymierzyl z pistoletu.Izmael Sassamon zawirowal i cisnaltomahawkiem, toporek trafil wuja prosto w reke trzymajaca bron, odbil sie, uderzyl w twarz.WujWilliam siadl ciezko, a pistolet wypalil.Pastor charknal dziwnie i zatoczyl sie, na bialymkolnierzu wykwitla wielka plama krwi.Nadaremnie usilujac uchwycic sie slupa, wielebnyMaddox runal na schody.Jason Rivet skulil sie pod plotem.Izmael Sassamon schylil sie nad cialem Abirama Thorpe'a, chwycil go za opryskane mózgiemwlosy.William Hopwood, rekawem tamujac lejaca sie z twarzy krew, podsypal jakos panewkegarlacza, odwiódl kurek i wladowal w Indianina pól funta siekanców.Izmael polecial do tylu, runal, wzniecajac chmure pylu.William Hopwood zaryczal dziko itriumfalnie, odrzucil garlacz, dobyl noza, dopadl powalonego Indianina w trzech skokach, ucapilza zwiazane w czub wlosy, cial, wciaz ryczac, nad uchem, krew trysnela mu na rece i twarz.Weuforii skalpowania na nóz, który Izmael mial w reku, zwrócil uwage dopiero wówczas, gdyklinga wbila mu sie w brzuch.Indianin mocno szarpnal nóz ku górze, William Hopwoodzaskrzeczal makabrycznie, rzygnal krwia.I upadl.Izmael wstal.Jason Rivet zakrzyczal cienko, kulac sie do ziemi.Indianin obrócil glowe, dziwnieja przekrzywiajac.I dostrzegl go.Jason zakrzyczal znowu.Siekance wybily Izmaelowi jedno oko, rozwalily policzek, urwaly ucho, zamienily bark i tors wkrwawa papranine zwisajacych ochlapów.Mimo tego Indianin stal pewnie na nogach.Niespuszczajac z Jasona jedynego oka schylil sie, chwycil wuja Williama za wlosy.Jason Rivet zawyl ze zgrozy
[ Pobierz całość w formacie PDF ]