[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.- Żartuje pan - powiada oszołomiony.- Poważnie?- Ale ja tyle nie żądam - wtrącam pospiesznie.Postanowiłem sprzedać się tanio każdemu, kto zechce mnie kupić.Na utrzymanie wydaję niewiele i jeśli tylko zdołam się gdzieś wśliznąć, choćby na chama, popracuję kilka lat wypruwając z siebie flaki, a później może znajdę coś lepszego.- A ile by pan chciał? - pyta, jakby jego maleńka, acz potężna firma stanowiła dla Tinley Britt poważną konkurencję.Pięćdziesiąt tysięcy dolarów rocznie? Jasne, nie ma sprawy, przecież mniejsze zarobki uwłaczałyby godności właścicieli spółki.- Zgodzę się na połowę tego, co proponują tamci: na dwadzieścia pięć tysięcy dolarów rocznie.Będę pracował osiemdziesiąt godzin tygodniowo, przejmę wszystkie niepewne sprawy, zajmę się gromadzeniem i porządkowaniem materiałów wyjściowych.Jeśli przekażecie mi panowie sprawy, z którymi wolelibyście nie mieć do czynienia, zamknę je w ciągu pół roku.Obiecuję.Pierwszy rok byłby rokiem próbnym.Jeśli panowie uznacie, że się nie nadaję, po roku odejdę.Rozchyla usta, widzę jego zęby.Oczy mu błyszczą na myśl, że mógłby oczyścić kancelarię z gnoju i zwalić na mnie wszystkie śmierdzące sprawy.Głośno brzęczy interkom i rozlega się głos sekretarki:- Panie mecenasie, czekają na pana w sądzie.Spoglądam na zegarek.Zostały mi jeszcze dwie minuty.Nunley też zerka na zegarek.Marszczy brwi i konstatuje:- Interesująca propozycja.Pozwoli pan, że to przemyślę.No i oczywiście muszę naradzić się ze wspólnikami.Spotykamy się w czwartki rano, na cotygodniowej odprawie.- Nunley wstaje.- Przedstawię im pańską ofertę i zobaczymy.Szczerze mówiąc, nie braliśmy pod uwagę takiej możliwości.- Obchodzi biurko, żeby odprowadzić mnie do drzwi.- Jestem pewien, że byliby panowie zadowoleni.Dwadzieścia pięć tysięcy rocznie to dobry interes.- Szybko ruszam do drzwi.Przez chwilę robi wrażenie zaskoczonego.- Nie, nie, nie chodzi o pieniądze - powiada, jakby on i jego wspólnicy nie śmieli zaproponować mniej niż Trent i Brent.- Rzecz w tym, że całkiem nieźle sobie radzimy.Zarabiamy sporo pieniędzy, wszyscy są zadowoleni.Nie planowaliśmy poszerzania obecnego składu.- Otwiera drzwi i czeka, aż wyjdę.- Będziemy w kontakcie.Idzie za mną do sekretariatu i upewnia się, czy sekretarka ma mój numer telefonu.Potem wymieniamy silny uścisk dłoni, życzy mi wszystkiego najlepszego, obiecuje, że wkrótce zadzwoni, i kilkadziesiąt sekund później jestem już na ulicy.Chwilę trwa, nim udaje mi się zebrać myśli.Uzmysławiam sobie, że kilka minut temu próbowałem sprostytuować swoją wiedzę i umiejętności za połowę wynagrodzenia, jakie uzyskują najlepsi, mimo to po dziesięciu minutach rozmowy wylądowałem na bruku.Jak się miało okazać, krótkie spotkanie z panem Roderickiem Nunleyem miało należeć do najbardziej produktywnych i obiecujących.Dochodzi dziesiąta.Za pół godziny mam zajęcia z wybranych zagadnień Kodeksu Napoleońskiego, na których powinienem się zjawić, ponieważ odpuściłem je sobie w zeszłym tygodniu.Mógłbym je sobie odpuszczać przez następne trzy tygodnie, to bez znaczenia, bo z Kodeksu nie ma egzaminu.Ostatnio chodzę po szkole krokiem swobodnym i pewnym, nie muszę już spuszczać głowy i uciekać wzrokiem w bok.Do końca roku zostało ledwie kilkanaście dni i większość studentów trzeciego roku tu nie zagląda.Studia zaczynają się obłąkaną harówką i ciężkimi egzaminami, za to kończą się kilkoma łatwiutkimi testami i pogaduszkami z profesorstwem.Więcej czasu poświęcamy na wkuwanie do egzaminu adwokackiego niż na zaliczanie ostatnich zajęć.Prawie wszyscy przygotowują się do podjęcia stałej pracy zarobkowej.Madeline Skinner zajęła się moją sprawą jak swoją własną.I cierpi prawie tak samo jak ja, ponieważ oboje nie mamy szczęścia.Pewien senator z Memphis ma biuro w Nashville i mógłby zatrudnić prawnika do sporządzania projektów ustaw legislacyjnych.Płaci trzydzieści tysięcy rocznie i daje premię, ale chce prawnika z licencją i z dwoma latami praktyki.Pewna mała firma poszukuje doradcy prawnego, ale woleliby zatrudnić kogoś, kto zna się na księgowości, tymczasem ja wkuwałem w college’u historię.- Niewykluczone, że wydział opieki społecznej okręgu Shelby będzie miał dwa miejsca, ale dopiero w sierpniu.- Madeline szeleści papierami, rozpaczliwie próbując coś znaleźć.- Wydział opieki społecznej? - powtarzam.- Wspaniale to brzmi, prawda? Zachęcająco.- Ile płacą?- Osiemnaście tysięcy.- Co to za praca?- Ściganie ojców uchylających się od płacenia alimentów, ściąganie alimentów, sprawy o ustalenie ojcostwa, i tak dalej.- To brzmi niebezpiecznie.- Praca jak każda inna.- A co mam robić do sierpnia?- Przygotowuj się do egzaminu.- Racja, a jeśli będę ostro zakuwał i zdam, to dostanę robotę w wydziale opieki społecznej za minimalne wynagrodzenie.Zgadza się?- Posłuchaj, Rudy.- Przepraszam, miałem ciężki dzień.Obiecuję wrócić jutro, choć jestem przekonany, że rozmowa będzie miała taki sam przebieg.ROZDZIAŁ 8Booker znalazł formularze w najgłębszych zakamarkach kancelarii Marvina Shankle’a.Powiedział, że w ichniejszej suterenie ślęczy jeden z pracowników, który od czasu do czasu zajmuje się sprawami upadłościowymi.Formularze są dość proste.Lista aktywów na jednej i lista wierzytelności na drugiej stronie.Poza tym to, co zwykle: przebieg zatrudnienia, wykaz spraw w toku, i tak dalej.Typowy przypadek bankructwa podpadający pod rozdział VII ustawy o prawie upadłościowym, czyli klasyczna “siódemka”: wszystkie składniki majątku trwałego ulegają zajęciu i likwidacji, a pieniądze przeznacza się na pokrycie długów, które tym samym również ulegają likwidacji
[ Pobierz całość w formacie PDF ]