Home HomeHemingway Ernest Stary czlowiek i morze090. Gwiazda PO GWIEDZIE (Troy Denning) 27 lat po Nowa Era JediNEJ 10 Denning Troy Gwiazda po gwiedzieDenning Troy Gwiazda po gwiezdzie (SCAN daldołęga mostowicz tadeusz kariera nikodema dyzmyLe Guin Ursula K Opowiadanie swiata1575Sean Russel Wojna Łabędzi #2 Wyspa bitwyBrayfield Celia Książę61 Pan Samochodzik i Zamek Czocha
  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • radius.htw.pl
  •  

    [ Pobierz całość w formacie PDF ]
    .Asabisów znam lepiej niż ty.- To prawda - rzekł Lander.- W kanionie jest także jeden albo dwóch czarodziejów, a magię ja znam lepiej.- Nie mogę się spierać - odrzekł szejk.Popatrzył za Landera - Czy do kanionu zabierzesz Ruhę?Harfiarz popatrzył przez ramię i ujrzał, że wdowa zatrzymała swego wielbłąda tuż za nim.Przemówiła, nim Lander mógł odpowiedzieć na pytanie Sa'ara.- Moje odczucia się nie zmieniły, szejku.Będę bezpieczniejsza w towarzystwie Landera.- Nie! - krzyknął Kadumi.Siedział w towarzystwie wojowników szejka na jednym ze swoich białych wielbłądów.- To zbyt niebezpieczne!Ruha spojrzała na młodzieńca.- Nie pierwszy raz moja jambiya zakosztuje nieprzyjacielskiej krwi - rzekła surowym i równym głosem.- Czyżbyś zapomniał kto nas uratował, kiedy Zhentarimczycy zastawili pułapkę opodal Rahalat?Chłopiec szybko odwrócił wzrok.Lander nie mógł powiedzieć czy był zakłopotany wypomnieniem mu błędu, który go niemal zabił, czy też wspomnieniem magii Ruhy.Jak by nie było, taktyka wdowy zadziałała.Kadumi, nie spoglądając jej w twarz, skinął w stronę Sa'ara.- Jeżeli sprawi ci to przyjemność, szejku, pozwolę żonie mojego brata jechać z berranim.Jak sama twierdzi nie dostarczy nam żadnych kłopotów.Sa'ar uniósł brew, po czym skinął na Landera.- Rozumiem, że nie będzie stała na drodze - szejk podszedł do swego wielbłąda.Wsiadając wskazał na Kadumiego.- Czemu nie miałbyś prowadzić, o nieustraszony?- Czy nie jest trochę za młody? - zaprotestował Lander.Szejk spojrzał na Harfiarza z dezaprobatą.- Czy nie słyszałeś mnie wcześniej? Ten chłopak zabił dzisiejszej nocy trzech ludzi.Kadumi zatrzymał się, by posłać Landerawi nienawistne spojrzenie, po czym odwrócił się i ruszył w stronę kanionu.Lander i Ruha poczekali, aż minie ich szejk i koniec kolumny, po czym włączyli się do linii.Kilka minut później kolumna rozciągnęła się w poruszający się gęsiego w kierunku wąskiej krawędzi sznur.Harfiarz jechał za szejkiem, a zanim znajdowała się jedynie Ruha.O trzy stopy z każdej strony wyrastały wysoko w gwieździste niebo ściany kanionu.Na występach i półkach stoków, stosy żółtego piasku odbijały blade światło niepełnego księżyca sprawiając, że skały wydawały się jeszcze ciemniejsze i bardziej złowrogie.Także dno kanionu pokrywała gruba warstwa piachu.Lander poczuł, że grunt pod stopami wierzchowca staje się coraz bardziej miękki - wielbłąd zaczął stąpać tak, jakby z czegoś schodził.Z przodu, po wąskiej pochylni zstępowały ciemne sylwetki jadących dwójkami wojowników, barki ich wierzchowców niemal szorowały po skalistych ścianach.Kadumi właśnie zniknął za ciemnym występem.Choć zamknięte przestrzenie sprawiały, że Lander stawał się nerwowy, to wiedział, że w tym przypadku działają one na korzyść Beduinów.Niemożliwością był atak więcej, niż czterema ludźmi naraz.W takich okolicznościach liczebna przewaga Zhentarimczyków nie na wiele by im się zdała.Z drugiej strony Beduinom trudno będzie nacierać, a asabisom - łatwiej się bronić.Harfiarz zdał sobie sprawę, że obserwuje grzbiet kanionu z nadzieją, że przelotnie dojrzy wyznaczonych do ataku z góry wojowników Sa'ara.Nie dostrzegł jednak nic poza poszczerbionymi zarysami skał oraz, dokładnie nad sobą, tysiącami migoczących jasno gwiazd.Po niespełna dziesięciu minutach w kanionie ozwał się z góry przenikliwy amarat.- To był Kadumi! - wykrztusiła Ruha.- Nie obawiaj się - uspokoił ją Lander.- Jest zwiadowcą jakiego nie widziałem od lat, nic mu się nie stanie.Pomruk podniecenia obiegł kolumnę, wojownicy szejka cisnęli się naprzód, nakładając strzały na cięciwy łuków.Lander nie mógł dojrzeć, co działo się na początku linii, gdyż znajdowała się za ostrym zakrętem, poza zasięgiem jego wzroku.Gdy z kanionu ozwał się głębokim, mocnym tonem amarat, jego dźwięk tłumiła i wyciszała odległość i wężokształtna szczelina.- Utaiba! - wykrzyknął Sa'ar uśmiechając się.Wydobył swój masywny amarat z djebira i powiesił go na szyi gotowy do przywołania ataku z góry, wtedy kiedy przyjdzie czas.W chwilę później Lander i jego towarzysze ominęli występ.Dzięki ostremu nachyleniu ścieżki mógł na dużą odległość patrzeć ponad ludźmi Sa'ara.Pięćdziesiąt jardów dalej wąwóz, ciągle opadając pod ostrym kątem, wybrzuszał się na szerokość osiemdziesięciu stóp.Wybrzuszenie ciągnęło się przez sto jardów, po czym kanion ponownie zwężał się na szerokość dwóch ludzi ledwie mogących jechać ramię w ramię.Wojownicy Sa'ara wpychali się do kanionu po dwóch, trzech.Przednie szeregi, ciągle prowadzone przez młodzieńczą postać Kadumiego, zatrzymały się i strzelały z łuków, tylne także przystanęły i wyciągnęły łuki.Wielu jeźdźców korzystało z korzyści stromego stoku podnosząc się lekko, aby strzelać ponad głowami poprzedników.Celem dla obydwu grup był tłum asabisów, stłoczonych w wybrzuszeniu tak bardzo, że ledwie mogli się poruszać.Pod kierunkiem zhentarimskiego oficera dwa tuziny najemników odwróciły się, by przyjąć atak z tyłu, ale większość jaszczurów pozostawała nieświadoma niebezpieczeństwa.Ich uwaga była skupiona na przeciwnym końcu wybrzuszenia, gdzie Lander właśnie dostrzegł drugą grupę Beduinów, blokującą drogę w głąb kanionu.Szejk wskazał na Beduinów obstawiających odległy koniec wybrzuszenia.- Moi sprzymierzeńcy.Raz'hadi - wyjaśnił.- Asabisi i ich mistrzowie są zamknięci w pułapce.Beduini faktycznie zajmowali doskonałą pozycję taktyczną, ale Lander daleki był od zadowolenia.- Nie podoba mi się to - rzekł.- Wróg jest na tyle silny, by posiadać tylną straż.Szejk zachichotał i wskazał w górę kanionu.- To załatwione.Przegnaliśmy ją.- Może - przyznał Lander.Nawet jeśli Zhentarimczycy uświadomili sobie, że Mahawowie nadchodzą, to na pewno nie wierzyli, że broniący wjazdu do kanionu oddział został przepędzony.Ciągle podejrzewał, że wróg może zgotować im jedną czy dwie niespodzianki zanim bitwa dobiegnie końca.- Mam nadzieję, że wykorzystamy sprzyjające nam szczęście.Kiedy to mówił, zajęczały lecące z krawędzi wąwozu strzały.Popatrzył dwieście stóp w górę i ujrzał postacie siedemdziesięciu pięciu mężczyzn wypuszczających w kierunku wybrzuszenia kolejną salwę.Jęki bólu i zdezorientowane okrzyki popłynęły ze stłoczonych szeregów asabisów.Podnieceni Mahawowie dodali do ataku własną salwę [ Pobierz całość w formacie PDF ]

  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • syriusz777.pev.pl
  •