[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.Uśmiechnął się ironicznie, zdjął szkła, przetarł je dokładnie i włożył na nos.- Pamela i Robert Gordon? - Profesor wyciągnął dłoń, wziął od Karoliny kartkę z przekładem rękopisu Perimosa i położywszy na stole, zaczął czytać, zerkając od czasu do czasu w jej kierunku.Powierzchowność Roberta Gordona najbliższa była temu, co Alex gotów był określić jako typ młodego naukowca brytyjskiego.Gordon był szczupły, opanowany, niemal łysy, czaszkę jego zdobiło jedynie kolisko krótko przyciętych jasnych włosów uciekających nad uszami ku tyłowi głowy.Joe patrzył na jego żonę.Była bardzo ładna, jasna, spokojna, jedna z tych kobiet, które nie wybuchają głośno nigdy, a kiedy są bardzo zdenerwowane, mówią spokojniej niż zwykle.Typowa, dobrze wychowana, wypielęgnowana Angielka pochodząca ze środka drabiny społecznej i posiadająca wszystkie wady i zalety swojej sfery.Alex nie lubił ani tej sfery, ani takich kobiet.- Zgadzamy się z Johnem - powiedział Robert Gordon porozumiawszy się oczyma z żoną, która nieznacznie skinęła głową.- Dla nas nie stanowi to zresztą wielkiej zmiany, bo mieliśmy zamiar popłynąć w czasie wakacji na Morze Śródziemne.- Ba! Jacht! - powiedział krótko Caruthers, co mogło równie dobrze oznaczać niebotyczny szacunek dla ludzi, którzy posiadają jacht, jak też i bezgraniczną pogardę dla nich.Profesor zerknął w stronę Alexa i przez krótką jak mgnienie chwilę Joe widział w jego oku chłopięce niemal rozbawienie.Tak, to było jasne: Lee uważał Wszystkich swoich uczniów za wielkie dzieci i może właśnie dlatego pytał ich tak poważnie o zdanie?- Hm.- profesor przez chwilę zastanawiał się.- To prawda, że moglibyśmy uznać sierpniowy pobyt na Keros za bardzo przyjemne spędzenie wolnego czasu, gdyby nie obligacja, którą nałożymy na siebie wyjeżdżając.Nie będzie, oczywiście, mowy o leniwych dniach wypełnionych kąpielą i wylegiwaniem się na słońcu.chociaż ci z nas, którzy lubią, na przykład, łowić ryby, mogliby oddawać się temu w wolnych chwilach.Z drugiej strony faktem jest, że powinienem ten papirus posłać do szeregu komisji, które przez rok lub dłużej zastanawiałyby się nad celowością takiej wyprawy.Później powinienem, w razie przychylnej oceny tych komisji, zająć się zebraniem teoretycznej dokumentacji tu, w Londynie, i rozpocząć korespondencję z historykami, geografami, petrografami i szeregiem innych specjalistów u nas i za granicą.Później jeszcze mógłbym zaproponować płonącej żądzą czynu Karolinie napisanie pracy pod tytułem: „Ewentualne korzyści, które mogłyby płynąć dla nauki z gruntownego zbadania powierzchni i wnętrza wyspy Keros”.Ba, może nawet mógłbym spowodować, by po latach pracę tę przeczytał Ktoś Posiadający Znaczenie i Autorytet.Jako siwy, doświadczony i pragnący odejść w spokoju profesor, powinienem na pewno tak postąpić.Niestety, nie umiem starzeć się z godnością.Ten papirus, powiem wam w sekrecie, zafascynował mnie.A ta nagła darowizna wygląda niemal jak akt Opatrzności.Dlatego sądzę, że powinniśmy tam pojechać.Zresztą tak dobranej grupce młodych specjalistów jak wy należy się solidny, wspólny trening w trudnym terenie.Czy ktoś z was chce jeszcze coś dodać?- Nie - powiedział po chwili Caruthers.- Ostatecznie to przecież wyspa i chyba będą tam jakieś ryby?- Obawiam się tylko, że musisz sobie kupić szalupę - pan Mellow otarł szkła i wstał - i łowić z morza.Ta wysepka jest podobno tak mała, że każdy zamach twojej wędki groziłby komuś z nas utratą oka.- Nie dojdzie do tego.- Caruthers uśmiechnął się z wyszukaną uprzejmością.- Zapominasz o Pani Labiryntu, która strąci was wszystkich jak najszybciej w otchłań, a minie, który wcale nie pragnąłem mącić jej spokoju, zachowa w dobrym zdrowiu.- Miejmy nadzieję, że Pani Labiryntu, jak wszystko na tym świecie, uległa z czasem przedawnieniu.Podobno bogowie, w których nikt nie wierzy, przestają istnieć? - Profesor wyprostował się i znowu mrugnął, tym razem ostentacyjnie, w kierunku Alexa.- Nie możemy być tego aż tak zupełnie pewni.- Robert Gordon przechylił się nad stołem i wziąwszy do ręki kartkę z testamentem Perimosa, uniósł ją do oczu.- Myślę, że proroctwo tego człowieka zaczyna się już sprawdzać.- Co, na miłość boską, chcesz przez to powiedzieć? - Mary Sanders wyjęła mu kartkę z ręki i przebiegła ją wzrokiem.- Myślę o pani, która zafundowała nam tę wycieczkę.Można ją nazwać inicjatorem wyprawy, bo dzięki niej pojedziemy mącić spokój Pani Labiryntu.- I cóż z tego? - Caruthers zmarszczył brwi.- Mówisz jak Pytia.- Och, nie.Ta pani nie żyje już, prawda? Spadła w otchłań.A z nią jej imię, bo fundacja jest bezimienna.I uśmiechnął się nieznacznie, zadowolony ze swego żartu.W kilka miesięcy później Joe Alex, przypominając sobie tę chwilę, długo zastanawiał się, czy mógłby zapobiec tragedii, gdyby poszedł wówczas za głosem swego nagle przebudzonego instynktu.Ale ani on, ani nikt inny nie był w stanie przewidzieć tego, co nastąpi.W zbiorowym wybuchu wesołego śmiechu, który rozległ się po słowach Gordona, nie zabrzmiała ani jedna fałszywa nutka.ROZDZIAŁ PIĄTYCo myśleli dnia tego.Czas mijał.Joe Alex Skończył jedną książkę i rozpoczął następną.Siedział teraz za stołem i pisał, myśląc o Karolinie.Czekał na jej telefon.Wszystkie formalności były załatwione, wyprawa miała wyruszyć za kilka dni.Rozstaną się znowu, co prawda tylko na kilka tygodni, ale po tych kilku tygodniach nadejdzie jesień
[ Pobierz całość w formacie PDF ]